„Edukacja seksualna” wg scenariusza i w reż. Michała Buszewicza w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Ten spektakl stosunkowo (sic) mi się podobał. Jednak - nie w całości, choć zdaję sobie sprawę, że od co najmniej trzech dekad nie jestem jego odbiorcą docelowym i że być może młody odbiorca będzie weń po uszy wciągnięty. Na marginesie zastanawiam się, JAK – mianowicie - młody, serio od 15 wzwyż? Nie chciałbym być kontrowersyjny, ale…
Więc z punktu widzenia dziadersa – pierwsza połowa była ździebko przegadana. Mamy jednak „przerwę” – cudzysłów celowo – i po niej widziałem jakby zupełnie inne przedstawienie, rewelacyjną m.in. scenę picia herbaty i - poruszający finał. W owej „przerwie” coś jednak nie zagrało, bowiem aktorzy podawali numer telefonu, żeby widzowie wysyłali swoje pytania do seksuologa współpracującego z przedstawieniem. z informacją, że odpowiedzi będą udzielone na kolejnym spektaklu. Hallo… To nie radio, gdzie „zapraszamy za tydzień”. Jeśli wokół spektaklu tworzona jest atmosfera edukacyjna – i brawo za to – to niechże specjalista jeździ i na bieżąco młodzieży i nie tylko młodzieży odpowiada na inspirujące skądinąd pytania.
Rzecz jest mówiąc w skrócie o pierwszym razie, w rozmaitych zresztą kontekstach, nie tylko erotycznym, a może przede wszystkim – o granicach, które w łóżku (wulgaryzując) sobie i innym stawiamy, a tak naprawdę – o znaczeniu słowa „nie”. Jeśli młody i nie tylko młody widz wyjdzie z teatru zrozumiawszy/przypomniawszy sobie pełne znaczenie tej partykuły, to sądzę, że cel został osiągnięty.
Spektakl jest znakomicie zagrany, a od Ewy Sobiech i Marii Dąbrowskiej literalnie nie można oderwać wzroku, zresztą – widać, że cała obsada lubi w tym spektaklu grać i ze sceny bije dobra energia. Młodsi więc – ufam – dowiedzą się czegoś wartościowego o TYM aspekcie życia, a starsi, wszystko-o-seksie-wiedzący, powinni to przedstawienie zobaczyć właśnie dla tych fantastycznych płynących ze sceny wibracji.