EN

17.03.2025, 09:33 Wersja do druku

Dzika historia o rozczarowaniach

Miejsce na ziemi” Konrada Hetela w reż. autora, dyplom Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Pisze Anna Pajęcka, członkini Komisji 31. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

fot. mat. teatru

Jesteśmy w domu pogrzebowym. Krzesła ustawione w równych rzędach, urna na niewysokim podeście, w tle fioletowa tkanina – kolor żałoby. Światło pada tak, że wszyscy wyglądają na zmęczonych. Jest ciasno, jest duszno, ale jeszcze nikt tego nie mówi na głos. Zanim wszyscy bohaterowie spektaklu pojawią się w kadrze, zdążymy przyjrzeć się Zuzannie Kłos, młodej wdowie, której rozpacz otwiera przedstawienie. Nie teatralna, nie przerysowana – prawdziwa, bo zmęczona. Jej mąż, aktor Gabriel, zastrzelił się na scenie podczas farsy w radomskim teatrze, na oczach trzystu widzów. Podmienił replikę broni na prawdziwą. I teraz, zamiast farsy, mamy stypę. 

Już w pierwszej scenie zapłakana Zuzanna odrzuca zaloty Waldo (Waldo Bastida), brata bliźniaka Gabriela, który – o zgrozo – jeszcze nie zdążył wyprasować czarnej koszuli, a już zaczyna ją adorować. Myślę szybko o Żądle Paula Murraya, które niedawno czytałam, gdzie podobna relacja kończy się źle i kibicuję dzielnej Zuzannie. Ale to tylko zmyłka – Miejsce na ziemi nie jest melodramatem ani klasyczną opowieścią o stracie. Śmierć Gabriela jest punktem wyjścia, ale nie osią, bo ta historia nie chce się zatrzymać na jednym trupie. Zuzanna również jest aktorką, występowała w tym samym spektaklu, w tym samym teatrze. Power couple teatru – i oto mamy wielki finał, kurtyna w dół. Choć wszystko wskazuje na historię o samobójstwie – akcie twórczego przekroczenia, depresji, a może nawet geście politycznym – Miejsce na ziemi to opowieść wielowymiarowa, w której siódemka aktorów rozprawia się ze swoim zawodem, ze złudzeniami, z ego napompowanym jak balon na festynie, który i tak pęknie przy pierwszym mocniejszym podmuchu. 

Spektakl Konrada Hetela – dyplom Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi – wciąga widza w swój precyzyjnie skonstruowany świat, choć na pozór budowany lekko, jakby od niechcenia. Każdy z bohaterów przyjmuje określoną pozę – jakby nie tylko Gabriel nigdy nie wychodził z roli. Znajomi ze szkoły – Dorian Zypper, Matylda Wojsznis i Mateusz Rozwadowski – pojawiają się na pogrzebie, choć nie wszyscy byli bliskimi przyjaciółmi zmarłego. No więc co tu robią? Atmosfera przypomina zjazd absolwentów, z całą niezręcznością, która lepi się do ciał – każdy chce pokazać się od jak najlepszej strony, a może wskoczyć nawet na jeszcze nie ostygły, wolny etat, mimo że w takich okolicznościach niekoniecznie wypada. Dorian i Mateusz palą blanta, nadrabiają lata rozłąki, śmieją się nieco za głośno. Ich rozmowy pełne są niedopowiedzeń, atmosferę można kroić nożem i pewnie ktoś w końcu to zrobi. W drugiej połowie spektaklu już nie będzie udawania. Wszyscy wychodzą z tej historii poszkodowani, a widzowie odczuwają wobec nich dziwną empatię, chociaż jest to empatia slapstickowa – jak do bohaterów kreskówki, którzy co chwilę dostają patelnią w twarz, ale i tak wstają.

Postaci nie są do końca do polubienia, choć patrzy się na nie z fascynacją. Mateusz ogląda świat przez dym z marihuany, którą pali codziennie, Matylda uosabia determinację, ale jest w tej determinacji coś bolesnego, coś, co przypomina zwierzę, które utknęło w potrzasku i jeszcze nie wie, że już po nim. Dorian skrywa swoją niedostępność, ale można odnieść wrażenie, że po prostu nie ma nic ciekawego do powiedzenia, poza litanią gorzkich żali. Cała trójka zdaje się lepiej czuć wspominając przeszłość niż żyjąc w teraźniejszości. Dodatkowo – aktorzy grają postaci, które nazywają się tak jak oni. Więc jak nie zagrać siebie? Albo gorzej – jak zagrać siebie w wersji, która nadejdzie za kilka lat, gdy rozczarowanie stanie się chlebem powszednim? 

W świecie Miejsca na ziemi aktorska świta zderzona jest z rzeczywistością twardą, profanum – z pracownikami domu pogrzebowego. Ale i oni nie są wolni od iluzji. Magda (Magdalena Sękiewicz) i Maciek (Maciej Bisiorek) odziedziczyli zakład po ojcu – on jest sztywny (mentalnie i zawodowo), ona niespełniona aktorka, która wśród gości pogrzebowych widzi swoją szansę na sukces. „Myślałeś, że będzie lekko?” – pyta. „Ja gdzie nie pójdę, odbijam się od ściany. Nikt nie odbiera ode mnie telefonów.” I dodaje zdanie, które powinno trafić na plakat spektaklu: „Ja nie muszę przebierać się za karalucha, żeby się ze mnie śmiali”. Dla niej teatr to marzenie, dla przyjezdnych aktorów – koszmar, który właśnie się materializuje. 

Rząd krzeseł na scenie stoi naprzeciwko rzędów publiczności – jak lustro. Po jednej stronie pustka, po drugiej tłum. Ten subtelny scenograficzny zabieg podkreśla autotematyczny wymiar spektaklu, który nie tylko opowiada o teatrze, ale też wciąga go w swoją strukturę. Dom pogrzebowy przestaje być jedynie miejscem pożegnania Gabriela – staje się symbolicznym miejscem rozstania z ochronną bańką szkoły aktorskiej. To moment przejścia, koniec bezpiecznej przystani, w której jeszcze można było wierzyć w sens tego zawodu, w sprawiedliwość talentu, w to, że ciężka praca się opłaca. Po drugiej stronie czeka już tylko rzeczywistość, w której role rozdaje przypadek, znajomości i warunki fizyczne. 

Najbardziej rozżalony jest Dorian – w szkole brylował, nagradzano go na dyplomach, miał być tym, który wygra. Spadł z wysokiego konia, a upadek boli tym bardziej, że naprawdę wierzył w swoją wyjątkowość. „Miałem być głównym bohaterem w swoim życiu, a czuję się jak statysta” – mówi, a jego słowa trafiają w sedno problemu, z którym mierzy się każdy młody aktor po szkole. W świecie teatru nic nie jest pewne, nic nie jest gwarantowane, a życie szybko weryfikuje marzenia. 

Ten rozdźwięk między oczekiwaniami a rzeczywistością doskonale rozumie Magda. Ona idealizuje świat teatru – pamięta role Doriana: Makbet w Makbecie, Płatonow w
Płatonowie, Woyzeck w Woyzecku. W jej oczach on wciąż jest wielkim aktorem. Ale dla niego te role to już tylko wspomnienie dawnej chwały, która niczego mu nie dała. 

 Podobny temat podjął Cezary Tomaszewski w zeszłorocznym Hamlecie w Teatrze Polskim w Bydgoszczy, przywołując historię krakowskiego castingu do tej roli. Ponad sto osób przyjechało walczyć o szansę, ale dyrektor teatru nawet nie przeprowadził przesłuchań – ocenił aktorów „po warunkach” i stwierdził, że „wśród nich nie ma Hamleta”. To anegdotka, ale idealnie oddaje kuriozalność realiów, w których funkcjonują młodzi aktorzy. Michalina, dyrektorka teatru, brutalnie to podsumowuje: „Dużo was, kto was wykarmi?”.  

Jednak w spektaklu Hetela nikt nie rozdziera szat. To nie jest emocjonalna tyrada o niesprawiedliwości świata. Tu wszystko jest już jasne – pod własnymi nazwiskami projektowane są przyszłe życiorysy, w których pogodzenie się z porażką jest częścią zawodu. Dorian wspomina rozmowę z Gabrielem: „Jak nam nie wyjdzie, to trzeba się zabić, bo śmierć jest lepsza od porażki”. Brzmi jak żart, ale czy na pewno? W tym świecie nie wiadomo, co jest jeszcze grą, a co już autentycznym wyznaniem. 

Spektakl Hetela ma w sobie coś z Dzikich historii Almodóvara – opowiada o ciężkich tematach bezpretensjonalnie, z dystansem, często ironią. Nie buduje jednej, ciągłej narracji – przypomina układ krótkich scenek, gdzie wymieniają się postacie, które powoli prowadzą nas do katastrofy. Każda konfrontacja boli, każda rozmowa odsłania kolejną warstwę rozczarowania. Każdy uczestnik tej historii wychodzi z niej poobijany. 

I wreszcie – finał. Maciej i Mateusz zapalają blanta z kwasem. Nagle pojawia się Gabriel (Waldo Bastida), nawiedza ich jak zjawa z innego wymiaru, a w tle leci Forever Young. I mówi im coś, co brzmi jak ostateczne podsumowanie tej historii: że jego kreacja, jego pomysł na siebie, jego wielkie słowa i nawet jego śmierć – wszystko to było puste. Bez znaczenia. 

***

Konrad Hetel MIEJSCE NA ZIEMI. Reżyseria, scenografia: Konrad Hetel, kostiumy: Aleksandra Harasimowicz, muzyka: Marcin Powalski. Prapremiera w Teatrze Studyjnym w Łodzi 27 września 2024.

Źródło:

Materiał własny

Autor:

Anna Pajęcka

Data publikacji oryginału:

17.03.2025

Wątki tematyczne