„Grała profesorki, prokuratorki, w przedstawieniach, gdzie chodziło o sprawiedliwość i mądrość, gdzie potrzebna była koncentracja, uwaga. Postaci pełne woli walki”. W rolę pedagoga teatru wcieliła się zanim zaczęto uznawać tę dziedzinę w kategoriach naukowych czy społecznych – o teatrze, ale także o literaturze i historii, opowiadała dzieciom i młodzieży przez kilka dekad. Wspominamy zmarłą przed dwoma laty Annę Lenartowicz. Pisze Kamila Paprocka-Jasińska.
Anna Lenartowicz urodziła się w 28 lipca 1954 roku w Bielsku Białej. Dzieciństwo spędziła w Katowicach, w kamienicy przy ulicy Szafranka, jako środkowa z trzech córek polonistki, Zofii Lenartowicz (zd. Żaba) i prawnika Kazimierza Lenartowicza. Była dobrą uczennicą, ale, jak opowiadała swoim córkom, w szkole podstawowej „strasznie się nudziła”. Prawdziwe naukowe życie zaczęło się dla niej w liceum, gdzie trafiła do eksperymentalnej wówczas, elitarnej klasy z wykładowym językiem francuskim. Prawdopodobnie właśnie w Liceum im. Mikołaja Kopernika w Katowicach, przygotowując przedstawienie w prężnie działającym szkolnym teatrze, zaczęła myśleć o aktorstwie. Jednak, jak wspomina jej przyjaciółka Małgorzata, „nic nie wskazywało na początku, że miałaby występować na scenie. Chodziła na spektakle teatralne jak wielu licealistów, których rodzice i szkoła dbali o wszechstronne wykształcenie. Ona może odbierała te przedstawienia bardziej świadomie niż inni młodzi ludzie. Decyzja o tym, że ma zdawać do szkoły teatralnej była dla wszystkich szokiem”. Największym dla rodziców, którzy widzieli swoją wszechstronnie uzdolnioną córkę w bardziej praktycznym i poważnym zawodzie.
Anna zdawała jednocześnie na wydział matematyki Uniwersytetu Śląskiego i – w tajemnicy przed rodzicami – na wydział aktorski Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza. Po tym, jak zdobyła najwyższe noty z teorii, poszła na egzamin praktyczny „z długim warkoczem zapuszczanym od dzieciństwa i ubrana tak, jak chciałaby jej mama: skromnie, na biało-granatowo. Przygotowała klasyczny repertuar. Była zupełnie inna niż jej konkurenci” – relacjonuje przyjaciółka. Tą innością zaintrygowała egzaminatorów i została przyjęta na studia. Uczyli ją Tadeusz Łomnicki, Aleksandra Śląska, Kazimierz Rudzki, Wojciech Siemion i Ignacy Gogolewski. Studiowała na roku m.in. z Marią Czubasiewicz, Jolantą Fijałkowską-Pilarczyk, Joanną Sienkiewicz, Dorotą Stalińską, Grażyną Wnuk, Adamem Ferencym, Krzysztofem Kołbasiukiem, Wojciechem Machnickim, Markiem Obertynem, Grzegorzem Wonsem, Wojciechem Wysockim, Andrzejem Golejewskim, Wiesławem Zanowiczem. Szkołę ukończyła w 1976, jej dyplomem aktorskim była rola Żony w Liście Aleksandra Fredry (reż. Czesław Wołłejko).
Na profesjonalnej scenie debiutowała w sezonie teatralnym 1976/77 w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Częstochowie rolą Lizy Bołkońskiej w Wojnie i pokoju. Potem zagrała tam jeszcze Oliwię w Wieczorze Trzech Króli Williama Shakespeare’a i Ewę w Adamie i Ewie Rudiego Strahla. Częstochowski teatr i środowisko okazały się jednak dla Anny zbyt małe. Janusz Bukowski, w którego etiudach reżyserskich grała na studiach, ściągnął ją do Szczecina, do Teatru Polskiego. Była tam bardzo doceniana. „Kurier Szczeciński” pisał o niej jako o „młodej i obiecującej”, „Głos Szczeciński” uhonorował ją Nagrodą Artystyczną Młodych, a publiczność Teatru Polskiego – Bursztynowym Pierścieniem za rolę Lidki z Daczy Ireneusza Iredyńskiego (1979, reż. Wanda Laskowska). Twierdziła, że Szczecin jest miastem „teatralnym” i że artystycznie, wbrew pozorom, „znajduje się bliżej stolicy, niż Częstochowa”. Tam też zagrała swoje najważniejsze role: Feniksanę w Księciu Niezłomnym, Lidkę w Daczy, Duniaszę w Wiśniowym sadzie, Diannę w Fantazym, Anielę w Ślubach panieńskich, Klarę w Zemście,Zosię w Panu Tadeuszu. O tej ostatnie roli mówiła: „Moje warunki wydawały mi się nieodpowiednie. Zosię widziałam zawsze jako drobną panienkę ze szlacheckiego dworku – a tu w grę wchodził chociażby mój wzrost. Bałam się okropnie”. „Kurier Szczeciński” pisał jednak, że „widownia dobrze przyjęła Zosię jako uosobienie typowo polskiej dziewczyny”, spektakl cieszył się dużym powodzeniem i grany był nawet w Stanach Zjednoczonych. Innym ważnym przedstawieniem szczecińskiego Teatru Polskiego tamtych lat był Wiśniowy sad (1978) w reżyserii Bukowskiego, gdzie Lenartowicz wcieliła się w postać pokojówki Duniaszy. „Kurierowi Szczecińskiemu” zwierzyła się z sympatii do tej kreacji: „Bardzo się zżyłam z tą postacią (…) Tego się nie gra łatwo, mimo że «przypada» do człowieka bez żadnych szczelin”. Z równym sentymentem aktorka traktowała Lidkę z Daczy: „Jej współczesność, sposób życia pozwala mnie samej prywatnie określić szereg spraw własnego stosunku do świata. Wkładam tam dużo siebie samej”. Ceniła pracę z Wandą Laskowską, która pozwalała aktorce dochodzić powoli do roli Lidki, nie wymagając „gwałtownych wejść – od siebie – do roli.” Pragnęła grać role charakterystyczne, choć te – jak ukochana przez nią postać Duniaszy – zdarzały się rzadko. „Kurier Szczeciński” pisał, że marzeniem aktorki z lat młodzieńczych było zagranie Dulskiej. „Grała profesorki, prokuratorki, w przedstawieniach, gdzie chodziło o sprawiedliwość i mądrość, gdzie potrzebna była koncentracja, uwaga. Postaci pełne woli walki”, relacjonuje przyjaciółka Jolanta. Z kolei aktor Witold Bieliński – przyjaciel i wieloletni współpracownik Lenartowicz – twierdzi, że jej domeną była poezja, zwłaszcza współczesna. „Uwielbiała Miłosza” – wspomina Bieliński – „czasem przekręcałem słowa w wierszach i Anka nie mogła tego znieść. Dla niej to była świętość”.
W Szczecinie Lenartowicz poznała swojego przyszłego męża Karola Stępkowskiego, również aktora Teatru Polskiego (grali razem m.in. w Panu Tadeuszu) i wraz z nim po kilku latach przeniosła się do Warszawy. Oboje w 1982 roku dostali angaż w Teatrze Rozmaitości. Grała tam m.in. główną rolę w Królowej Śniegu (1982, reż. Jerzy Stępniak), Alinę w Balladynie (1984, reż. Andrzej Maria Marczewski) , Kobietę Wytworną w Na czworakach (1985, reż. Andrzej Maria Marczewski). W latach 1991-1993 występowała w Teatrze Północnym (obecnie Teatr Komedia), w spektaklach dla dzieci reżyserowanych przez Stępkowskiego: Królu Bólu i Kopciuszku, obok Danuty Rinn, Ireny Kwiatkowskiej, Jolanty Fijałkowskiej-Pilarczyk, Marzeny Manteski, Janusza Bukowskiego, Jana Kociniaka i Piotra Skargi.
Lata dziewięćdziesiąte to ważne spotkanie ze Stanisławem Mikołajczykiem – pomysłodawcą prowadzenia teatralnych lekcji języka polskiego. Organizował tzw. koncerty szkolne, w których występowali znani aktorzy, tacy jak Aleksandra Śląska, Zbigniew Zapasiewicz czy Jan Englert. W latach osiemdziesiątych Mikołajczyk jeździł do domów kultury, kin, zaprzyjaźnionych szkół, w których można było mówić o Katyniu. Chętnie łączył informacje z dziedziny literatury z historią Polski, uzupełniając luki edukacyjne stworzone w PRL. „My – wspomina Jolanta Fijałkowska-Pilarczyk – nazywałyśmy te spotkania koncertami, były przeplatane poezją lub scenkami z utworów dramatycznych. W sposób przystępny dla uczniów uczyliśmy poezji Adama Mickiewicza, Jana Kochanowskiego, Kamila Norwida, Juliusza Słowackiego. Graliśmy w salach gimnastycznych bez mikrofonu, bez kostiumów i bez dekoracji. Ten pomysł postanowiłyśmy kontynuować po śmierci Stanisława Mikołajczyka”. Obie aktorki założyły Agencję Artystyczną „Verbum”, angażowały wielu zawodowych aktorów (m. in. Witold Bieliński, Paweł Nowisz, Marek Obertyn, Maria Mamona) i muzyków, wprowadziły sprzęt nagłaśniający, kostiumy i dekoracje. Agencja zajmowała się produkcją i prezentacją spektakli dla szkół: od rozrywkowych, przez bajki dla dzieci, programy dla młodzieży aż do patriotycznych czy edukacyjnych (program o Pokoleniu Kolumbów, koncerty przybliżające Mickiewicza, Norwida, Słowackiego, Kochanowskiego, po poezję współczesną). Pokazywano je na terenie Mazowsza w szkołach, domach kultury, kinach. „Robiłyśmy pięć takich koncertów dziennie” – wspomina Fijałkowska-Pilarczyk – „Chciałyśmy być lepsze od Mikołajczyka”. Anna poza występowaniem na scenie zajmowała się sprawami księgowymi, reżyserowała i pisała scenariusze – była w tym ostatnim naprawdę świetna. Anna i Jolanta wspólnie prowadziły „Verbum” przez pięć lat, a potem się rozdzieliły - Anna założyła Agencję „Verum”, Jolanta – Agencję Artystyczna „ArsVerbum”, Teatr Fantazja.
Poza pracą teatralną, Lenartowicz wystąpiła w kilku filmach i serialach. Na ekranie zadebiutowała w 1983 roku w filmie Soból i panna Huberta Drapelli. Zagrała także w Sarze (1997), Po (2002), Czterech nocach z Anną (2008) i Arizonie w mojej głowie (2014) oraz w serialach telewizyjnych, m. in. w Rzece kłamstwa (1987), Domu (1996), Bożej podszewce (1997), Plebanii (2002, 2004, 2009, 2010), Na dobre i na złe (2002), Kryminalnych (2004), Na Wspólnej (2005), Aniele Stróżu (2005), Królach śródmieścia (2006-2007), M jak miłość (2009).
Prywatnie i zawodowo zawsze ceniono jej inteligencję, erudycję i uczciwość. „Jeśli chodzi o zasady – zawsze bezkompromisowa” – wspomina Bieliński. Przede wszystkim jednak, jak twierdzi przyjaciółka, „była dziewczyną z warkoczem – Zosią z Pana Tadeusza”.
Zmarła nagle 20 sierpnia 2019 w Warszawie.
Dziękuję Jolancie Fijałkowskiej-Pilarczyk, Witoldowi Bielińskiemu i Małgorzacie Łaszczycy za pomoc w przygotowaniu tekstu.