- W 1958 r. Tadeusz Fijewski powiedział mi: "Z tobą będzie tak, jak ze mną. Do 50. roku życia będziesz grywał chłopaków, a potem od razu starców". Coś w tym jest - mówił nam popularny aktor Michał Szewczyk.
Michał Szewczyk zmarł 8 lutego w wieku 86 lat. Od 1957 r. występował w Teatrze Powszechnym w Łodzi, ale dzięki filmom znała go cała Polska. Był m.in. Orłem w „Zamachu” (1958) oraz szeregowym Michałem Badziochem w „Kierunku Berlin” (1968) i w „Ostatnich dniach” (1969) Jerzego Passendorfera. Michała Piotrowskiego, polskiego kuzyna Petersena, grał w „Samochodziku i templariuszach” (1971) Huberta Drapelli, a Albina, milicyjnego pomocnika Wiesława Gołasa w serialu „Kapitan Sowa na tropie” (1965) Stanisława Barei.
Tę rozmowę z Szewczykiem nagrałem w jego domu w Łodzi, w roku 2020.
Jacek Szczerba: Ciągle z przyjemnością oglądam pana i Wiesława Gołasa, jak w „Kapitanie Sowie na tropie” jecie miętowe cukierki, po to, aby odzwyczaić się od palenia.
Michał Szewczyk: – Telewizje często to powtarzają. Ale ja i Wiesio zbuntowaliśmy się po nakręceniu ośmiu odcinków. Trochę baliśmy się, że zostaniemy zaszufladkowani jako Albin i kapitan Sowa. Poza tym nie podobały się nam scenariusze – było ich aż 42. Dopiero po pewnym czasie dowiedzieliśmy się, że ich autorem jest Janina Ipohorska z „Przekroju”, a nie Alojzy Kaczanowski, jak podawała czołówka.
Odmówiliśmy grania. Obaj mieliśmy inne propozycje. Staszek Bareja jakoś specjalnie nie protestował, chociaż wcześniej mówił mi: "Michaś, chcę to zrobić jak najszybciej, bo potrzebuję pieniędzy na wykończenie segmentu". Widziałem w Warszawie ten jego segment, za sąsiada miał Aleksandra Ścibora-Rylskiego.
Uwielbiam Wiesława Gołasa.