„Medea’s Children” Kaatje De Geest w reż. Milo Raua z NTGent w Gandawie na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.
Jak daleko może posunąć się teatr zaangażowany, kiedy głos tragedii oddaje najmłodszym? W spektaklu „Medea’s Children” Milo Rau redefiniuje rolę dziecka na scenie – z obiektu narracji czyniąc je jej świadomym, twórczym nośnikiem.
Strategia reżyserska Milo Raua stanowi kontynuację jego dotychczasowej drogi artystycznej, a zarazem wyznacza nowy, radykalny kierunek w teatrze zaangażowanym. To przedstawienie, choć z pozoru kameralne, podejmuje jeden z najbardziej brutalnych i niewygodnych tematów – dzieciobójstwo – i filtruje go przez spojrzenie samych dzieci, które stają się zarówno wykonawcami, jak i interpretatorami tragedii. Reżyser ponownie podejmuje próbę zatarcia granicy między dokumentem a fikcją, między teatrem a rzeczywistością, lecz tym razem czyni to w sposób bardziej poetycki i introspektywny niż w wielu swoich wcześniejszych spektaklach.
Punktem wyjścia do pracy była prawdziwa historia matki, która zamordowała pięcioro swoich dzieci, oraz mit Medei – archetypiczna opowieść o zdradzie, zemście i przemocy. Rau nie rekonstruuje jednak wydarzeń w sposób linearny. Struktura spektaklu jest odwrócona – poznajemy dzieci po „zagraniu” przedstawienia, w konwencji rozmowy z konferansjerem. To one opowiadają o swoich rolach, komentują spektakl, dzielą się refleksjami o teatrze, śmierci, miłości, a nawet przyszłości sztuki w kontekście rozwoju sztucznej inteligencji. Ten pozornie prosty zabieg narracyjny nie tylko rozbija klasyczne oczekiwania wobec formy teatralnej, ale przede wszystkim oddaje głos tym, którzy w tradycyjnych tragediach są niemal zawsze pozbawieni podmiotowości.
Najbardziej uderzającym elementem spektaklu jest jego niejednoznaczność emocjonalna i formalna. Dzieci – w wieku od ośmiu do dwunastu lat – grają sceny przemocy z ogromną intensywnością, naturalistycznie, jak tego domaga się jedna z młodych aktorek. Sceny morderstwa są brutalne, pełne krwi i krzyku, ale jednocześnie precyzyjnie skonstruowane, bez przekraczania granic bezpieczeństwa emocjonalnego dzieci. Jak podkreśla Peter Seynaeve, acting coach towarzyszący dzieciom na scenie i w procesie prób, sceny te są wcześniej nagrane i odtwarzane jako projekcje wideo. Dzieci nie uczestniczą bezpośrednio w odtwarzaniu aktu przemocy na żywo, choć efekt inscenizacyjny jest wstrząsający. Rau nie ukrywa, że jego celem jest przekroczenie tabu i sprawdzenie, jak daleko może sięgnąć odpowiedzialny teatr, który jednocześnie chroni swoich wykonawców i nie ucieka od trudnych tematów.
„Medea’s Children” jest kontynuacją teatralnych eksperymentów Raua z udziałem dzieci, zapoczątkowanych spektaklem „Five Easy Pieces” (2016). Wówczas młodzi aktorzy przedstawiali historię Marca Dutroux, belgijskiego pedofila i mordercy. Tamten spektakl wzbudził kontrowersje, ale też zachwyt nad dojrzałością wykonawców i odwagą reżysera. Dzieci wcielały się w postacie dorosłych, rekonstruowały sytuacje, wypowiadały się w imieniu ofiar i oprawców. W „Medea’s Children” akcent ulega przesunięciu: dzieci grają bardziej siebie niż postacie. Nie są nośnikami wyłącznie zewnętrznej historii, ale przetwarzają ją przez własne doświadczenia, emocje i dziecięce refleksje o świecie.
W porównaniu z „The Congo Tribunal” – spektaklem Raua traktującym o zbrodniach wojennych w Kongu – „Medea’s Children” nie ma charakteru politycznego śledztwa. Tam teatr pełnił rolę trybunału, miejsca realnej interwencji w porządek świata. Tutaj scena staje się miejscem intymnego spotkania, w którym polityka zostaje zastąpiona emocją, a struktury władzy – strukturami rodziny i pamięci. Z kolei „Orestes in Mosul”, inscenizacja tragedii Eurypidesa z udziałem lokalnych aktorów w Iraku, wykorzystywał klasykę do zadania pytań o przemoc systemową i religijną. „Medea’s Children” również wychodzi od klasycznej tragedii, ale jego polem refleksji nie jest wspólnota narodowa czy globalna polityka, lecz dzieciństwo jako współczesna przestrzeń emocjonalnej i poznawczej dojrzałości.
To projekt niepokojący i poruszający, ale jednocześnie głęboko humanistyczny. Rau nie instrumentalizuje dzieci – oddaje im głos, daje przestrzeń, traktuje poważnie. To spektakl, który stawia pytania o granice reprezentacji, ale też o przyszłość sztuki w świecie, który szybko traci kontakt z rzeczywistością. Jeśli teatr ma przetrwać, to nie dlatego, że się dostosuje, ale dlatego, że odważy się mówić najtrudniejszym językiem – i znajdzie tych, którzy potrafią go wypowiedzieć. Nawet jeśli mają tylko osiem lat.