EN

26.03.2021, 12:07 Wersja do druku

Duchy

Ludzie spoza sceny, bez których scena nie istnieje. Dobre duchy Teatru, Teatru, którego już nie ma.

Dawno, dawno temu najważniejszą osobą w sopockim Teatrze Kameralnym była Michasia. Bufetowa. Jak opowiadali ci, którzy ją znali, królowała w teatrze. Jakiś dyrektor formalnie był, ale i tak było wiadomo, że teatrem rządzi ona. Kochała aktorów i aktorzy ją kochali. Jak matkę. Kiedy dyrektor Antoni Biliczak przychodził na próby, gderała z wileńska: „No i po co nachodzi tutki, aktorów mnie nerwuje. Niech weźmie kauku, właśnie akuratnie naparzona i idzie do świetlicy... Moje artyści spokoju muszą mieć".

Inspicjent Kazimierz Herba - legenda wrocławskiego Teatru Polskiego. O wpół do dwunastej ubrany w długi fartuch wkraczał z wielką tacą na scenę, gdzie trwała próba i wołał: Kanaaaaaapki! Tym samym ogłaszał przerwę na posiłek, który sam przygotowywał. Ten zwyczaj trwał długie lata. Rozlegało się „Kanaaaaaaapki!" - można było regulować zegarki. Ale gdy nastała nowa dyrekcja, słynna para Skuszanka/Krasowski, wszyscy byli przekonani, że Kazio nie odważy się wystartować z kanapkami. A nawet gdyby, to go nowe dyrektorostwo pogoni z hukiem. Ale on nie przejął się tym nic a nic. Trwa próba, otwierają się drzwi: Kanaaaaaaapki! Wszyscy ze strachu o głowę lubianego inspicjenta pochowali się po kątach. A na to dyrektor Skuszanka: Ależ oczywiście, panie Kaziu, jakżeby inaczej! Później pierwsza biegała po te jego bułki.

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Duchy

Źródło:

Polska Dziennik Bałtycki nr 71