- Już dziesięć lat temu, kiedy składałem w urzędzie miasta konkursowe pomysły na prowadzenie teatru Roma, podałem trzy tytuły: "Koty", "Upiora w operze" i właśnie "Złego". Wierzę w instynkt, pierwsze odczucie. Nim jednak "Zły" trafi do Romy, wystawimy "Les Misérables" - mówi Wojciech Kępczyński, dyrektor Teatru Muzycznego Roma w Warszawie, w rozmowie z Jolantą Gajdą-Zadworną.
10 lipca - dziesiąty rok istnienia Teatru Muzycznego Roma, setny spektakl "Upiora w operze". Macie "dziesiętny system sukcesu"? Wojciech Kępczyński: W poprzednich latach też nie mieliśmy powodów do narzekań, ale teraz odbiór jest wyjątkowy. Widownia reaguje fantastycznie, a to w końcu jest najważniejsze. I osiągamy stuprocentową frekwencję. Jest szansa na bilety w lipcu? - Wszystkie zostały zarezerwowane, ale w ostatniej chwili pojawiają się zwroty, które przyjmujemy w komis, więc warto o nie pytać tuż przed spektaklami. Czy to prawda, że musical Webbera otworzył wam brytyjski rynek? - Byliśmy kilkakrotnie na Wembley. Chcieliśmy wystawić "Akademię Pana Kleksa", głównie dla Polonii, ale liczyliśmy też na Anglików. Na razie wielomiesięczne rozmowy nie przyniosły rezultatu, ale nie składamy broni. Przygotujemy się do kolejnego podejścia, latem przyszłego roku. Rozważamy równolegle drugą lokalizację - Barbican Centre, zdając sobie sprawę, że ta