„Barabuum” Cesca Gaya w reż. Artura Barcisia z Wydziału Produkcji w Małej Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.
Jest kilka powodów, dla których warto o tym spektaklu napisać, czy też zwrócić uwagę tych, którzy poszukują w teatrach nieco lżejszego (choć czy na pewno?) repertuaru. Przede wszystkim zwraca uwagę tekst hiszpańskiego autora scenariuszy i reżysera, który pod przykrywką komedii skrywa sporo interesujących spostrzeżeń na tematy częstokroć zamiatane pod dywan, przez niektórych może nawet uważane za wstydliwe lub niesmaczne, czy nie wymagające jakiejkolwiek dyskusji. Nie mniej istotnym ogniwem sukcesu tego przedstawienia jest obsada (Katarzyna Wajda, Jowita Budnik, Paweł Małaszyński, Marcin Korcz), która znakomicie odnajduje się w jego konwencji i w charakterze kreowanych postaci.
W „Barabuum” dochodzi do spotkania dwóch sąsiadujących, a zatem mieszkających obok siebie par – jedna jest zalegalizowanym, być może i w urzędzie i w kościele, małżeństwem, druga reprezentuje tzw. związek partnerski, dla którego najważniejsza jest wolność, nieograniczona również w sferze seksualnej. Dla jednych będzie to wizyta zupełnie zaskakująca, niechciana i w najwyższym stopniu nieoczekiwana, dla innych ma charakter kurtuazyjnych odwiedzin, od pewnego czasu już zapowiadanych i przez jedno z małżonków planowanych. Konsekwencje tej konfrontacji, albowiem każdy z bohaterów ma inny temperament i inne doświadczenia związane z taktowaniem partnerów, będą bardzo różne, albowiem propozycja jednego z małżeństw zdawać się może zrazu bulwersująca, a na pewno – jak się okaże – prowokująca do ostrej wymiany zdań, gniewu, pełnej emocji kłótni i w końcu niemal agresywnej sprzeczki.
Konstrukcja dialogu jest tak przez autora pomyślana, co skrzętnie wykorzystuje w tłumaczeniu Hanna Szczerkowska, że nie daje aktorom możliwości na wytchnienie, jest jak muzyczna partytura, w której nie można „puścić” żadnego dźwięku – cały kwartet musi czujnie reagować na kwestie protagonistów, a każdy solista niemal zobligowany jest do maksymalnego skupienia nie tylko na tym, co sam ma do powiedzenia, ale również, nie często gwałtownie, reagować tylko samym gestem, mimiką twarzy czy „artykulacją” ciała na poglądy wyrażane przez partnerów. Zwraca też uwagę bardzo wyraziste zróżnicowanie postaci, co znakomicie wykorzystują aktorzy. Karolina Wajda jako Anna i Jowita Budnik w roli Laury pokazują swoje oblicza w sytuacjach tyleż zaskakujących, co wymagających ostudzenia emocji i w przypadku Laury prób niemal terapeutycznego wyjścia z zaistniałego konfliktu. Dodajmy, że bohaterka nie ma z tym problemu, jako że z zawodu jest psychologiem. Na innych diapazonach emocjonalnych i na innej wrażliwości oparte są też postaci męskie. Marcin Korcz fantastycznie wciela się w Juliusza, męża Anny, sfrustrowanego introwertyka, a Paweł Małaszyński jako Seba jest jego absolutnym zaprzeczeniem. Ta konfrontacja postaw, charakterów i podejścia, najogólniej rzecz ujmując do życia i korzystania z jego uroków, jest doskonałym materiałem do dyskusji na temat budowania międzyludzkich relacji, zarówno tych w związkach małżeńskich, jak i tych, których reprezentantami w „Barabuum” są Laura i Seba.
Warto zaznaczyć, że punktem wyjścia do kłótni i niechęci zwłaszcza Juliusza do sąsiadów, jest ich nieposkromiony temperament, nad którym Seba i Laura nie mogą zapanować podczas nocnego uprawiania seksu. Jak się później okaże również grupowego. I to właśnie te kwestie staną się zarzewiem konfliktu, który jednak nie będzie od początku do końca dotyczył tylko sfery związanej z seksualnością (to akurat niejednokrotnie pokazane zostanie dowcipnie i z niemałą dozą humoru), ale pozwoli na wejście w obszary, o których małżonkowie i rodzice córki dawno przestali rozmawiać, a przez to coraz bardziej od siebie się oddalać. W przeciwieństwie do jednego z komentatorów, w moim przekonaniu finał spektaklu nie zabija tego, co jest jego największą wartością, a co przebija się z warstwy komediowej w sposób bardzo niekiedy dotkliwy, a we wspomnianym finale nawet wzruszający.