- Co za zbieg okoliczności! W dniu wybuchu wojny wystawiliśmy w Moskwie spektakl o odrodzeniu stalinizmu - pisze Artur Sołomonow, rosyjski dramaturg, dziennikarz i krytyk teatralny.
W ostatnich dniach ciągle dzwonię do przyjaciół w Kijowie, w Odessie: prawdopodobnie są to najtrudniejsze rozmowy w moim życiu... Znajomi z Charkowa powiedzieli, że nie ma już ich domów, nie ma ulic i placów, nie ma placów zabaw... Przyjaciółka z Kijowa mówiła, że niemal oszalała z powodu ciągłych syren alarmowych, stałej konieczności nagłej ucieczki do schronu, poczucia całodobowego zagrożenia życia... W rezultacie wyjechała z Ukrainy, chociaż wcześniej nie mogła sobie tego wyobrazić i nie chciała...
A przecież Ukraińcy po prostu chcieli budować swój kraj wedle własnej woli! A nam w telewizji powtarzają, że Rosja wyruszyła kogoś uratować, że ta „operacja wojskowa" jest wynikiem naszej miłości do rosyjskojęzycznej i rosyjskiej ludności Ukrainy.
Och, ta rosyjska „miłość" do innych narodów! Oby w jej ogniu nie spłonęli zarówno nasi sąsiedzi, jak i my sami.