„Cząstki kobiety" Katy Weber i Kornela Mundruczo, o utracie dziecka, z TR Warszawa – przez Wenecję – trafiły do Netflixa. Pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.
Z satysfakcją można podkreślić, że historia filmu, którego producentem wykonawczym jest Martin Scorsese, gdzie rolę matki gra Ellen Burstyn, laureatka Oscara za „Alicja już tu nie mieszka" – zaczęła się w TR Warszawa. Węgierski reżyser, którego słynny „Biały bóg" (2015) stanowi krytyczną metaforę łamania zasad demokracji na Węgrzech i w krajach, gdzie dochodzi do głosu populistyczna prawica, wyreżyserował wcześniej w teatrze Grzegorza Jarzyny „Nietoperza" (2012). Przez pryzmat operetki Straussa pokazał m.in. życiowe i moralne dylematy ludzi decydujących się na eutanazję oraz ich najbliższych: problem „wolności w świecie bez Boga".
„Cząstki kobiety" były wydarzeniem teatralnym 2018 r. – zgarnęły wiele nagród za spektakl roku dla Mundruczo (m.in. Nagroda im. Konrada Swinarskiego), autorki tekstu Katy Weber, prywatnie żony reżysera, a także zespołu aktorskiego. Justyna Wasilewska, grającą główną rolę kobiety, której dziecko umiera niedługo po domowym porodzie, otrzymała Nagrodę im. Aleksandra Zelwerowicza. Cały zespół rozbił bank z laurami na Boskiej Komedii w Krakowie, a wyróżnienia dla aktorów posypały się też na Festiwalu Sztuki Aktorskiej w Kaliszu.
LITERACKA TERAPIA
Spektakl intryguje też formą i treścią. Pierwszy akt to transmisja porodu, którego hiperrealizm zmylił już wielu widzów. Teatr staje się życiem 1:1. Drugi akt rozgrywa się w mieszkaniu, a rozmowy z najbliższymi ujawniają tak duże różnice między rzekomo bliskimi sobie ludźmi, że prowadzą do rozpadu rodziny. Niesamowite jest też to, że stworzony przez Węgrów spektakl odzwierciedla polskie podziały, tak jakby żyli wśród nas i śledzili wojnę polsko-polską od lat. Przedstawienie zrobiło furorę również poza Polską, stało się wydarzeniem wielu festiwali. Ukoronowaniem sukcesu było zeszłoroczne zaproszenie na prestiżowy festiwal w Awinionie, gdzie „Cząstki kobiety" miały być grane przez wiele wieczorów w przestrzeni stworzonej niegdyś dla Tadeusza Kantora. Gdy pandemia przekreśliła te plany, Mundruczo i Weber pracowali już nad ekranizacją w Bostonie.
Także w odbiorze warszawskiego przedstawienia najważniejszy jest dramat kobiety, a choć to ją najbardziej dotknęła utrata dziecka, musi też radzić sobie z presją problematycznych zachowań męża i matki, którzy nie udzielają jej bezwzględnego wsparcia. Jak opowiadali twórcy, taka rodzinna historia wywołuje po spektaklu emocjonalne reakcje widzów mających podobne doświadczenia. Bo choć cieszymy się razem, smutek przeżywamy najczęściej w samotności.
Nie wszyscy widzowie warszawskiego spektaklu wiedzą, że pisząc „Cząstki kobiety", Katy Weber opowiedziała osobistą historię. Jak ujawnili twórcy w niedawnym wywiadzie dla „Los Angeles Times", nie radząc sobie z żałobą, przeżywali ją w milczeniu. Do czasu, gdy Kornel przeczytał w zapiskach Katy strzępy dialogów, które były próbą terapii poprzez pisanie. Potem Weber wyjechała z domu, by z dala od męża i dzieci zająć się dokończeniem tekstu. Tak powstała sztuka dla TR Warszawa. Ale zrodził się także plan pierwszego anglojęzycznego filmu Mundruczo w Ameryce. Do roli Marty wybrano Vanessę Kirby, znakomitą angielską aktorkę znaną m.in. z „Garderobianego" z Anthonym Hopkinsem, a gra też Białą Wdowę w „Mission Impossible" i księżniczkę Małgorzatę w „The Crown". Za rolę Marty otrzymała nagrodę dla najlepszej kreacji kobiecej na festiwalu w Wenecji. Męża Seana, który jest węgierskim emigrantem i buduje mosty, zagrał Shia LaBeouf, znany ze sceny i filmowych „Transformersów".
NOWA GENERACJA
Mundruczo zachował z warszawskiego spektaklu tylko pierwszą, trwającą trzydzieści minut, dramatyczną sekwencję porodu. Całkowita odpowiedzialność spoczywa na położnej, która przyjeżdża w zastępstwie. Dostajemy do przemyślenia dylemat konserwatywnej rodziny decydującej się na rodzenie w domu, a także pytanie o naturę losu i przypadku, bo przecież, gdy nie mogła przyjechać położna zaprzyjaźniona z małżeństwem, opóźnienie porodu mogło wpłynąć na śmierć dziecka.
Film jest też wzbogacony holokaustową historią rodziny scenarzystki. Matka Marty była ukrywana w czasie wojny pod podłogą. Życie i rozwój rodziny jest dla niej nadrzędną wartością, co wzmacnia presję na córkę.
Inaczej prowadzony jest wątek położnej, który w filmie stanowi jedną z osi rodzinnego konfliktu, zwieńczonego procesem, a podobny podzielił kiedyś Węgry. Matka i mąż chcą osądzić winną, ale też uzyskać milionowe odszkodowanie. Oczywiście, są to także reakcje zastępcze ludzi, którzy nie wiedzą, jak dać sobie radę ze stratą, gdy ważne są wybaczenie, wspieranie się i miłość.
Tymczasem śmierć dziecka zabija rodzinę. Mąż kłóci się z żoną o nagrobek, a nawet o liternictwo na płycie. Wraca widmo uzależnienia od alkoholu. Wstrząsająca jest scena, gdy Sean stara się zbliżyć do żony, a wychodzi na to, że oczekująca zrozumienia i czułości kobieta musi pomóc w rozładowaniu frustracji poprzez seks. Ten wątek ma swoje pozamałżeńskie reperkusje.
Mundruczo stworzył najbardziej kameralny film w dorobku. Tylko chwilami rozgrywa się poza domem, gdzie Martę prześladuje widok uśmiechniętych dzieci. Jednocześnie reżyser w subtelny sposób tka nić podskórnej, symbolicznej narracji. Im dalej małżonkowie są od siebie, tym bliższa dokończenia jest budowa mostu, co intryguje widza ukrytym paradoksem.
Ważny jest motyw jabłek, na które Marta ma ciągle ochotę. Wącha je, smakuje, selekcjonuje pestki i hoduje czule sadzonki. Aż do zaskakującego finału, w którym pewna młoda osoba, siedząca na jabłoni, chrupie owoc uznany w Biblii za zakazany. Rozkoszuje się każdym kęsem i zaczyna nowe życie, wolne od obciążeń typowych dla wcześniejszych generacji kobiet.