Jan Grzesiak: Rozboje sceniczne. Wystąpienia publiczne bez tremy. Onepress, Helion SA, Gliwice 2020 – pisze Izabela Mikrut.
Jan Grzesiak proponuje czytelnikom książkę, która jest z jednej strony reklamą prowadzonych przez niego warsztatów, z drugiej – zestawem raczej chaotycznie dobranych zadań dla tych, którzy muszą przygotować się do publicznego wystąpienia. Na rynku mnóstwo jest już poradników dotyczących wychodzenia na scenę lub przemawiania w różnych okolicznościach, wszystkie sprowadzają się do tego, jak się zaprezentować: jak dobrać strój, jakich gestów używać (a przed jakimi się wystrzegać), czasami też – jak opanować technikę, sprawdzić światło, mikrofon czy projekcje, żeby uniknąć przykrych niespodzianek. Po opracowaniu tych tematów przechodzą zwykle do konstruowania wystąpienia (podstawowych reguł, które można wynieść ze szkoły, ale w chwili stresu przed prezentacją mało kto o nich pamięta), do sposobów na rozgrzanie aparatu mowy i do wizualizacji pomagających oddalać stres. Tak to przeważnie wygląda.
Jan Grzesiak jednak unika tego typu konstrukcji. W jego wykonaniu omawianie publicznego wystąpienia polega na prostej gawędzie i przytaczaniu tego, co akurat się skojarzy, a ponadto na zarzucaniu czytelników fragmentami klasyki do recytowania. Ma to swoje dobre strony: zbiera Grzesiak na przykład zestaw łamańców językowych, które pomagają ćwiczyć dykcję. Bardzo klasycznych, ale też często dowcipnych i zwariowanych fraz, które nie tylko prowadzą do żmudnych powtórzeń, dostarczają też rozrywki. To ważne, bo przecież nie wszyscy potrafią przekuć w zabawę przygotowania do stresującej ich prezentacji. Inaczej rzecz ma się z fragmentami dzieł literackich do przedstawiania. Tutaj autor nie dość, że nie potrafi dobrze uzasadnić takiego ich nagromadzenia (wydaje się, że zwyczajnie pompuje objętość książki tekstami, do których po podstawówce już się zwykle nie sięga – chyba że ktoś musi zawodowo), to jeszcze zabrania czytelnikom poszukiwania własnych ulubionych cytatów. Zupełnie jakby wątpił w inteligencję i umiejętności odbiorców. Jeśli nie dość dokładnie wyjaśnia, do czego dąży, trudniej mu będzie automatycznie przekonać czytelników do swoich racji. Nie pamięta o argumentowaniu – i na tym sporo traci. Za to od czasu do czasu bez wyraźnego powodu odwołuje się do własnych traum z dzieciństwa (i opowiada o tym, jak był bity przez ojca… nie ma to specjalnego przełożenia na temat książki, więc znów pojawia się pytanie, po co).
„Rozboje sceniczne” to książka, która nie przygotuje kompleksowo do wystąpień. Sam autor uruchamia w sobie potrzebę błaznowania – tak właśnie, nie rozśmieszania z budowaniem żartów i wyszukiwaniem puent, ale błaznowania dla szukania poklasku i taniego uznania. Stawia na retorykę tam, gdzie powinien raczej skupiać się na rzetelnych omówieniach, ucieka od przemyślanych konstrukcji, licząc na to, że poniesie go sam temat. Wpada czasami w dygresje, które nijak się mają do kwestii wystąpień publicznych, przez co odbiorcy mogą mieć wrażenie, że nie szanuje ich czasu. Problem w tym, że Jan Grzesiak opiera się na chwytach, które idealnie sprawdzą się podczas prowadzenia warsztatu: tam, przy wystąpieniu na żywo przed grupą ludzi, trzeba posługiwać się podobnymi zabiegami, wykorzystywać różne techniki, żeby zwracać na siebie uwagę, szukać niewymagających żartów i wprowadzać zaskoczenia. Jednak jeśli ktoś sięga po książkę, wolałby chyba dostać rzetelne i proste wskazówki, a nie popisy autora.