"Powarkiwania drogi mlecznej" w reż Wojciecha Klemma w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze pisze Piotr Gaszczyński w Teatrze dla Wszystkich.
Groteska w swoim pierwotnym znaczeniu, za pomocą łączenia sacrum z profanum, przejaskrawiania sytuacji, wyolbrzymiania postaci i zdarzeń, miała za zadanie w pewien sposób okiełznać, oswoić człowieka z tabu, rzeczywistością, która jednocześnie bawi i przeraża, odpycha i kusi. Dziwne czasy nastały dla tego typu sztuki – oto realne wyprzedziło wymyślone, a najbardziej zwariowane dramaturgiczne pomysły, mogą jedynie ścigać się z bezdenną jak piuska metropolity, ludzką głupotą.
Choć Powarkiwania Drogi Mlecznej w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie przedstawia się jako „odskocznię” od przygnębiającej rzeczywistości, to w gruncie rzeczy im bardziej spektakl stara się być abstrakcyjny, tym bardziej zbliża się do diagnozy współczesności. Oto na Ziemię przybywa grupa kosmitów, by odkryć Amerykę i stwierdzić, że jako gatunek jesteśmy po prostu głupi. Dalej jest już tylko śmieszniej i straszniej jednocześnie: Kim Dzong Un postanawia zjednoczyć Północ z Południem za wszelką cenę. Marzy mu się jedność i szczęście koreańskiego ludu, niestety chcieć to jedno a móc to drugie. Jeśli stworzyłeś piekło na ziemi, nie myśl, że pozwoli ci ono tak po prostu odejść. Nie pomogą nawet lamenty chorego na wszystkie raki świata dziecka – pokoju nie będzie, bo się nie opłaca. Poza tym zarabia się nie na złapaniu króliczka, tylko na gonieniu go w coraz bardziej wymyślny sposób.
Kolejny z bohaterów – człowiek mem, który nie wiadomo jakim cudem został prezydentem USA, postanawia się nawrócić. Donald rozdaje majątek, zostawia tylko jego niewielką część i rusza w świat. Napotykając na różne sytuacje radzi sobie w jedyny znany sobie sposób – używa pieniędzy. Zmultiplikowany Trump (grany przez grupę Elvisów) w gruncie rzeczy nie uczy się niczego, jest śmieszny jak zawsze i jak zawsze, jest to po prostu przerażające. Użycie w spektaklu akurat tych dwóch figur nie jest przypadkiem. Obaj panowie mają ze sobą wiele wspólnego: nieobliczalni, na swój sposób szaleni, są przekonani o swojej nieomylności (spotkali się przecież, ściskając sobie dłonie na granicy obu Korei). I nie byłoby w tym nic złego, gdyby swoje wizje roztaczali na stołówce w Tworkach. Jednak przynajmniej jeden z nich, został wybrany na urząd przez zwykłych obywateli (na szczęście na jedną kadencję). Kim i Trump to dwie strony tego samego medalu – pudrowanego obłąkania zapiętego w kaftan bezpieczeństwa o wyglądzie garnituru.
Druga część spektaklu jest o wiele bardziej stonowana, jak gdyby aktorom i widzom należała się chwila odpoczynku. Uspokajamy się więc przy kolędzie Es ist ein Ros entsprungen, słuchając opowieści o tym, jak Heidi Klum wrobiono w aplikację do pożerania wszystkiego i wszystkich. O ile perypetie dwóch Panów z nietuzinkowymi fryzurami były czystym absurdem, o tyle historia byłej modelki zdaje się być najbliżej nas, homo smartfonicus.
Bo czyż nie każdy z nas marzył kiedyś o złotej rybce, która spełni trzy życzenia? O wygranej w lotto? O Dżinie, co wychyli głowę z odkorkowanej butelki? Heidi szukała szczęścia. Zgodziła się być twarzą (dosłownie) aplikacji, dzięki której można było wyznaczyć kogoś/coś do pożarcia. I choć zaczęło się od małych, drobnych rzeczy, to apetyt użytkowników rósł w miarę jedzenia przez modelkę coraz to większych rzeczy i większej liczby ludzi. Z tego horroru, będącego mieszanką Black Mirror i Kuchennych Rewolucji, wyłania się dość jednoznaczny obraz: kto ma decydować o tym, czy ktoś ma żyć czy nie? Ten kto ma pieniądze, czyli władzę (wszak użytkownicy krzyczą „zapłacone!”, gdy Heidi zaczyna mieć wyrzuty sumienia). Kto będzie następny? Uchodźcy? Żydzi? Lewacy? Proepidemicy (zwani dla zmylenia antyszczepionkowcami) ?
Ostatnią odsłonę Powarkiwań Drogi Mlecznej można nazwać utopijno-eksperymentalną. Otóż co by było, gdybyśmy pozamieniali głowy ludziom o skrajnie odmiennych poglądach? Czy ktoś wyobraża sobie wyborcę konfederacji na Marszu Równości albo Kaję Godek walczącą o prawa niebinarnych? Roberta Biedronia wśród Rycerzy eksksiędza Natanka? Teoretycznie mogłoby to otworzyć zatwardziałe głowy, bo „być w czyjejś skórze” to pierwszy krok do empatii. Praktycznie jesteśmy w Polsce Anno Domini 2021 i tu się nie powiela niemieckich reklam Coca-Coli (zabawne, jak zbiegiem okoliczności premiera miała miejsce w dniu, kiedy Donald Tusk wrócił oficjalnie do polskiej polityki, na co telewizja publiczna od kilku dni reaguje histerycznym grillowaniem widzów wstawkami Tuska mówiącego właśnie po niemiecku). Zresztą w ogóle, gdy polskość „wejdzie za mocno” stajemy się niestety karykaturą samych siebie (krótka scena z globusem, na którym jest tylko Polska i Jezusem świebodzińskim w tle). Podobnie jak Trump tańczący YMCA na swoim wiecu wyborczym, czy Kim odbierający pokłony „uwielbienia”, popadamy w megalomanię, pouczamy innych, źdźbło u przysłowiowego Niemca widząc, a belki sterczącej w poprzek Wisły nie dostrzegając.
Na koniec Paląca Żyrafa (nie mylić z „Płonącą Żyrafą”) przeprowadza na widzach eksperyment: część widzów ma wstać i spoliczkować sąsiada, sąsiad zaś, ma wybaczyć i mimo wszystko szanować agresora. Parodia szybkiego coachingu z empatii i szacunku współgra z całą wymową przedstawienia: wszystko jest na już, na teraz, wydaje się, że problemy można rozwiązać od ręki, „just do it” powiedziałby menager Nike…. no tak to niestety nie działa.
Największą wartością dodaną spektaklu są sceny zbiorowe (zwłaszcza muzyczne). Zespół Teatru Słowackiego świetnie odnajduje się w estetyce reżysera, a najlepiej widać to w momentach, w których występują jako kolektyw (duch Brechta ewidentnie czuwa nad tym przedstawieniem). Chór wrednych dzieci, kosmici, koreańscy funkcjonariusze itd. pokazują skalę możliwości aktorów zaangażowanych w ten zwariowany projekt. Powarkiwania Drogi Mlecznej jak w soczewce odbijają w sobie to, z czym świat zmaga się na co dzień. Idąc tropem Gombrowicza, jedynie śmiech jest w stanie skutecznie walczyć z formą. Śmiejmy się więc, w końcu jak mówi Żyrafa ze spektaklu, „Nie bójcie się, to przecież tylko teatr”.
Bonn Park
Powarkiwania Drogi Mlecznej
reżyseria: Wojtek Klemm
dramaturgia: Tomasz Cymerman
scenografia: Magdalena Gut
kostiumy: Julia Kornacka
muzyka: Ola Rzepka
video: Natan Berkowicz
choreografia: Anna Krysiak
reżyseria świateł: Marta Heberle
asystentka reżysera: Zdenka Pszczołowska
inspicjent: Iwona Cieślik
producent: Bartosz Jelonek
obsada: Ewelina Cassette, Karolina Kazoń, Agnieszka Przepiórska, Katarzyna Zawiślak-Dolny, Tomasz Augustynowicz, Mateusz Bieryt, Marcin Kalisz, Dominik Stroka
premiera: 3 lipca w Małopolskim Ogrodzie Sztuki