EN

1.03.2021, 11:12 Wersja do druku

Co może pójść źle?

"Tamta twarz" Polly Stenham w reż. Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej w Teatrze TV. Pisze Andrzej Dąbrówka w portalu Teatrologia.info.

fot. Stanisław Loba/ TVP

Katastrofalne skutki, jakie ma dla rodziny rozpad małżeństwa i następujące po nim zaniedbanie porzuconych przez ojca dzieci czy alkoholowe uzależnienie opuszczonej żony to dziś mało oryginalny temat, który nie musi w naszych cynicznych czasach robić wstrząsającego wrażenia. Nie ubywa jednak tego rodzaju bolesnych doświadczeń, zaś spektrum groźnych używek i zagrożeń jest coraz większe, więc autorzy też ciągle mierzą się z ich skutkami. Kiedy wszyscy znamy z grubsza mechanizmy takich psychicznych katastrof, każde nowe ujęcie autorskie pozwala nam przyglądać się po raz kolejny realizacji przykrego, ale znanego scenariusza pod nazwą „co może pójść źle?”.

Co może pójść źle?

Porzucona przez męża samotna matka z dwójką nastolatków może się pogrążyć w rozpaczy, i załamana popaść w uzależnienie. Uzależnienie uruchomi spiralę upadku, niemożności poprawy kondycji psychicznej i finansowej.

Syn może porzucić szkołę, żeby pilnować cały czas pijącej matki. Oboje będą się łudzić, że panują nad sytuacją, bo ona go uczy rysunku, a on dba, by sobie nie zrobiła krzywdy po pijanemu. Może z tego wspólnego życia wyniknąć niebezpieczne zbliżenie między zagubioną psychicznie jeszcze młodą matką a dojrzewającym młodzieńcem. Ta więź może bardzo skomplikować chorobę uzależnień, dając pozór wzajemnego bezpieczeństwa.

Córka, zmarginalizowana przez matkę, może się wyprowadzić z domu, sypiać po koleżankach, i wciągać nieletnie uczennice w groźne eksperymenty, ryzykując wyrzucenie ze szkoły. Kiedy szkoła nie może liczyć na pijaną matkę, musi ściągnąć z Hong-Kongu ojca, zajętego biznesem i nową rodziną.

Ojciec może tak bardzo się oddalić od swoich dzieci i ich matki, że nie wydobędzie z siebie energii, aby wyciągnąć ich z bagna, zaś magia obecności ojca, która w normalnej sytuacji sama jest wielkim lekarstwem, już nie działa.

Gdzie jest bohater?

Czy jest w tym potencjał tragedii? Teoretycznie tak, bo oglądamy postępujący upadek ze szczęścia w nieszczęście, przy czym o tym wyjściowym szczęściu tylko wnioskujemy po skali pretensji, które porzucona żona i dzieci wykrzykują Ojcu. Nie są przywołane jakieś pozytywne wspomnienia, więc mamy tylko domniemanie byłego szczęścia, ale patrzymy na sam beznadziejny finał. Nieuchronność obserwowanego upadku może być dla widza impulsem do „litości i trwogi”, jeśli zachował jeszcze wrażliwość na tego rodzaju bóle lub ma osobiste powody, aby przeżywać autentyczne podobieństwo losów.

W pewnej mierze heroiczne są wysiłki syna, aby towarzyszyć cały czas matce w nadziei, że ją ochroni przed najgorszym. Zapewne kieruje nim synowska empatia dziecka identyfikującego się ze skrzywdzoną matką i próbującego zastąpić ojca w opiekuńczej roli. Jednak są to kroki rozpaczliwe, gdyż wiemy z przebiegu tej choroby, że takim asystowaniem nie można ofierze pomóc, i zwykle pomocnik pada pod ciężarem wziętych na siebie zobowiązań.

Ojciec

Oczekiwany z nadzieją i obawą Ojciec (Jan Wieczorkowski) przyjeżdża z wyobrażeniem, że ureguluje wszystkie zaszłe nieprawidłowości przy domowym obiedzie. Nie zdaje sobie chyba do końca sprawy, że przyjechał na miejsce ciężkiej kraksy, więc próbuje kompletnie rozbity samochód szybko poskładać i popchnąć na jezdnię, żeby dalej sam pojechał. Ujawnia jeszcze większą skalę także własnych zaniedbań – np. nie zainteresowało go, że półtora roku temu szkoła przestała ściągać mu z konta czesne za naukę syna. Żeby móc coś naprawić w rodzinie, w relacjach z dziećmi, wciąż się do niego mimo żalu garnącymi, musiałby tu pozostać, a przecież nie może.

Finałem dramatu jest stan beznadziei, bo trudno za światełko w tunelu uznać fakt, że żyjąca w ciągłym delirium matka decyduje się na pójście do kliniki, unikając w ten sposób ubezwłasnowolnienia. Może jest przed nią szansa, może ją heroicznie wykorzysta, może wyjdzie z tego z nową twarzą, ale zniszczeń w życiorysach dzieci już to nie powetuje.

fot. Stanisław Loba/ TVP

Role

Niełatwe są dla aktora role ludzi chorych, miotanych obsesjami czy pogrążonych w delirium. Są to doświadczenia liminalne, o które trudno przeciętnemu człowiekowi, a nie są w sztuce tak częstym zadaniem, by miały język artystyczny, znany aktorom i widzom. Roma Gąsiorowska wypracowała ten język, jest metodycznie chaotyczna, zmienna w nastrojach, wzbudza współczucie i odrazę. Ekspresyjnie pracuje głosem o dużej skali i wyrazistości.

Syn (Daniel Namiotko) dobrze sobie radzi w roli dziecka obarczonego zadaniem ponad siły: próbuje delikatnie pocieszać albo ostro dyscyplinować, jest młodzieńczo energiczny, gdy wyleczy kaca, przemawia do rozsądku matce, ulegając jej słabościom w nadziei na to, że dzięki temu zdobędzie jej zaufanie i poprowadzi ją przez życie; „Ja próbowałem jej pomóc!”. Ostro się stawia ojcu, którego stracił, i dla którego on sam jest stracony: „To już nie jest twój dom, to nawet nie jest twój kontynent.”

Córka (Monika Frajczyk) – rozedrgana, gdyż najbardziej samotna ze wszystkich, i może najlepiej rozumiejąca tragizm ich położenia, miota się między skrajnościami – od euforii i nerwowości do przygnębienia, kiedy cierpi, zrozumiawszy skutki swojej lekkomyślności.

Struktura

Analityczne konwersacje nie układają się w klasyczną linię rozwojową czy schemat typowej akcji dramatycznej. Wzmaga to jeszcze nieciągły montaż scen, czasem migawkowych epizodów, dodający jedynie aspektu trudnego położenia, nietworzący jakiejś krzywej napięcia.

Sztuka, tracąc na tradycyjnej dramatyczności zyskuje na autentyzmie, co powinno się podobać widzom przyzwyczajonym do filmowego naturalizmu.

Tekst nie jest arcydziełem literackiej wnikliwości, więc tkanka liryczna nie kompensuje słabości linii dramatycznej. Kiedyś dramat był odmianą poezji, dzisiaj prawie wyłącznie jest domeną prozy, i to mało epickiej.

Inscenizacja

Skupienie akcji w jednym mieszkaniu (nie licząc paru migawek w szpitalu i w mieszkaniu ojca) dobrze ilustruje uwięzienie nieszczęśników w niewoli uzależnień bez widoków na wyzwolenie.

Niewyszukana scenografia (Agnieszka Zawadowska), ubogie kostiumy i rekwizyty odzwierciedlają społeczną marginalizację biednej i chorej rodziny.

Dyskretne, choć asertywne solo wiolonczelowe (opracowanie muzyczne: Joanna Fidos, Jan Miklaszewski) dopowiada i podkreśla drażniące niuanse psychologicznych zawirowań.

***

Jak to często bywa w analitycznych sztukach psychologicznych („czechowowskich”), nigdy do końca nie wiemy, dlaczego bohaterowie się tak męczą, ani tym bardziej nie możemy wysnuć jakiejś diagnozy czy rady, co mielibyśmy robić po tej stronie czwartej ściany, aby sobie i innym oszczędzić takiego losu w podobnych układach. Można to ocenić estetycznie jako nadmiar analizy nad syntezą, czy skrytykować jako słabość aksjologicznych narzędzi w warsztacie autora. Ale ostatecznie nigdy nie wiadomo, czy nasze rozpoznanie wartości będących w grze na danej scenie nadałoby zdarzeniom przejrzystość dającą jakiś zysk poznawczy. Pocieszajmy się, że unikalność każdej ludzkiej osoby ma także ten gorzki smak: nikt patrzący z zewnątrz nie może pomóc nikomu cierpiącemu na scenie.

Tytuł oryginalny

Co może pójść źle?

Źródło:


Link do źródła