To będzie nasz wariant „Gilberta Grape'a”. Opowiadamy tu też o sobie, swoich problemach i bólu - mówi aktor Andrzej Kłak w „Gazecie Wyborczej”.
Magdalena Dubrowska: Oglądałeś "Co gryzie Gilberta Grape'a"?
Andrzej Kłak*, aktor: Kiedyś tak. Teraz nie. Boję się go obejrzeć.
Dlaczego?
Z tego filmu pamięta się głównie Johnny'ego Deppa i Leonardo Di Caprio. Jest tak sugestywnie zagrany, że boję się, że za bardzo mi wejdzie do głowy i nawet podświadomie będę się nim sugerował. Tym bardziej, że my nie robimy spektaklu na podstawie filmu, tylko na podstawie książki, choć to też nie będzie adaptacja, tylko nasz wariant "Gilberta Grape'a".
Wasz spektakl powstaje w warszawskim Teatrze Powszechnym. Na czym polega różnica?
My nawet nie pracujemy z tekstem książki. Są te same postaci, ale oddajemy pole każdej z nich. Nawet w filmie widać, że autor - Peter Hedges - położył główny nacisk na Gilberta i jego brata Arniego. Siostry są już trochę schowane. U nas reżyserka i dramaturżka starały się, żeby każda z postaci miała swoją podmiotowość i miejsce, z którego może opowiedzieć o sobie, swoich problemach i bólu.