Lektura książek dotyczących nowych wrażliwości i koordynacji scen intymnych w teatrze i filmie tylko nasiliła we mnie przekonanie, jak bardzo potrzebujemy dzisiaj uważnej, szczerej rewizji tego, co dotychczas udało się zrobić. Pisze Wiktoria Tabak w „Dwutygodniku”.
Kończąc pisać ten tekst, zaczęłam czytać głośną książkę Igi Dzieciuchowicz „Teatr. Rodzina patologiczna”. Lektura kilkunastu reportaży o nadużyciach w teatrach i w szkołach teatralnych połączona z lekturą trzech obszernych publikacji, wydanych pod koniec 2024 roku przez warszawską Akademię Teatralną i dotyczących nowych wrażliwości w teatrze i filmie czy koordynacji scen intymnych, tylko nasiliła we mnie przekonanie o tym, jak bardzo potrzebujemy dzisiaj uważnej, szczerej rewizji tego, co dotychczas udało się zrobić. Także tego, z czym jako środowisko nie do końca sobie poradziliśmy. Oraz uczciwego przemyślenia strategii krytyczno-instytucjonalnych, które częściowo mogły się już zużyć. Potrzebujemy tego, by móc wyjść z impasu i odpowiedzieć sobie na pytania: gdzie dalej?, co dalej?
 
 
                                                                                        