„Ożenek” Nikołaja Gogola w reż. Janusza Gajosa w Och-Teatrze w Warszawie. Pisze Konrad Pruszyński na swoim blogu.
Ślub to wydatek, wiadomo, ale przecież zmiana stanu cywilnego może odcisnąć na człowieku inne daleko idące skutki. Zwłaszcza jeśli jest się tak chwiejnym jak główny bohater opowieści Gogola – Podkolesin (Paweł Domagała). „Całe życie byłem nieżonaty, a teraz nagle żona”. Ta wysokich lotów konkluzja stanowi usprawiedliwienie jego eskapizmu, zapewniającego mu nieustanną pogodę i spokój ducha.
Dramat Gogola eksploatowany jest nieustannie na wiele różnych sposobów. Mimo wszystko wypada przypomnieć o co w tej sztuce idzie. Agafia Tichonowna (Julia Wyszyńska) zleca doświadczonej swatce Fiokle Iwanownie (Krystyna Tkacz) poszukiwania kandydatów na męża. Kobieta raz dwa znajduje kilku chętnych, ale jak to w życiu – każdy z nich ma swoje wady. Jeden to nałogowiec, któremu czasem „zdarzy się dzień, że się nie napije”, inny to chuchro, następny nieposkromiony ważniak (z jego image’em zupełnie kuriozalnie koresponduje nazwisko Jajecznica, które z miejsca staje się pretekstem do grupowych żartów). Do grona amantów ubiegających się o rękę Agafii, za namową Koczkariewa (Krzysztof Dracz), dołącza również Podkolesin. Rozpoczyna się gra o tytułowy „Ożenek”. Najzagorzalszy i najskuteczniejszy (do czasu) w swoich działaniach okazuje się być orędownik kandydatury głównego bohatera, czyli wspominany już Koczkariew (postać, którą w jednej z inscenizacji dramatu Gogola kreował reżyser przedstawienia Och Teatru – Janusz Gajos).
Twórcy spektaklu posługują się bardzo prostymi środkami. Użytkowa scenografia ogranicza się do czterech siedzisk rozstawionych po przeciwległych stronach sceny. Wszelkie dodatki w postaci muzyki, efektów dźwiękowych i wszelkiej maści multimediów zostały ograniczone do minimum. Światła również nie wprowadzają do całości efektu wow. Imponują stylizowane kostiumy autorstwa Doroty Roqueplo. Natomiast cały ciężar realizacji położony został z jednej strony na komizmie tekstu, zdecydowanie bardziej wybrzmiewającym po antrakcie, oraz na grze aktorskiej. I rzeczywiście – każda z postaci została wyposażona przez reżysera i aktorów w zespół charakterystycznych dla siebie cech, ruchów i gestów. Najbarwniejszy z całego zgromadzenia wydaje się bohater Dracza, który nie tylko dzięki strukturze tekstu, ale również charyzmie, przejmuje scenę zawsze, kiedy się na niej pojawia. Julia Wyszyńska kreuje silne stereotypizowaną rolę trzpiotki – naiwnej i wstydliwej dziewczyny niemogącej się zdecydować, którego z adoratorów wybrać. To, co podoba mi się w tej postaci najbardziej, to momenty przełamania jej charakterystyki, poprzez zmianę tonu i komentarze zdecydowanie bardziej odpowiadające współczesnej niż dziewiętnastowiecznej kobiecości – i za to wielki ukłon dla jednej z moich ulubionych aktorek Julii Wyszyńskiej.
„Ożenek” nie wydaje mi się dziś tekstem szczególnie atrakcyjnym, zwłaszcza, jeśli podamy go w miarę pierwotnej formie, pozbawiając go aktualnych, twórczych komentarzy. Będąc świeżo po Och-owych pokazach „Słonecznych chłopców” czy przede wszystkim „Pomocy domowej” zauważam, że reakcje publiczności podczas sztuki Gogola są zdecydowanie bardziej wstrzemięźliwe. Więcej jest też pustych miejsc na widowni, mimo iż z wymienionych przedstawień „Ożenek” został zagrany dotychczas najmniej razy. Być może, dla twórców będzie to jakiś znak. Uważam jednak, że omawiana realizacja tekstu Gogola, choćby ze względu na sam kunszt komediowy aktorów, zasługuje na uwagę widzów.