Lubię pracować na kilku scenach, bo wtedy moja praca zyskuje nowe życie - powiedział PAP Boris Kudlička, autor scenografii do „Mocy przeznaczenia” Verdiego w reżyserii Mariusza Trelińskiego.
PAP: Czy tak, jak inne opery, które realizował pan z Mariuszem Trelińskim, "Moc przeznaczenia" także będzie przeniesiona do współczesności?
Boris Kudlička: Tak, tu nikogo nie zaskoczymy, opowiadając historię i odtwarzając ją we współczesności. Razem z Mariuszem uważamy, że opera jest współczesnym, bardzo ciekawym, aktywnym gatunkiem artystycznym. Aby pokazać, że jest aktualna, wnosimy kawałek siebie w tę opowieść. Szukamy też interesujących wątków, które może nie były tak istotne w XIX wieku, a które dzisiaj mocno wybrzmiewają. Inne, które już się zdezaktualizowały, opowiadamy tak, aby były interesujące.
PAP: Powiedział pan, że razem z Mariuszem Trelińskim opowiadacie opery ze swojej perspektywy. Dlaczego w takim razie są one tak mroczne?
B.K.: To ciekawe. Może tak wychodzi w kontekście samego dramatu opery. "Moc przeznaczenia" zaczyna się nieszczęśliwym strzałem i zabójstwem ojca dziewczyny, przez mężczyznę, który ubiega się o jej miłość. Libretto operowe to zawsze skumulowana, schematyczna forma. Może to kwestia tytułów, jakie wybieramy, bo rzeczywiście, ostatnie opowiadały o mrocznym świecie i ciemnej stronie bohaterów. Nie odpowiem pani na to jednym zdaniem. Myślę, że taka interpretacja nie wynika z potrzeby destrukcji rzeczywistości, ale z chęci pokazania interesujących wątków i cech osobowości, które, sadzę, są w nas wszystkich.
PAP: Czy wykorzysta pan scenę obrotową?
B.K.: Tak. Ostatnio staram się korzystać z oczywistych mechanizmów, które pozwalają nam na ciekawy sposób opowieści, narracji. W "Mocy przeznaczenia" mamy bardzo szybką zmianę przestrzeni. Jest to podróż przez dom, więc obrotówka naturalnie pomaga w tej wędrówce. W związku z tym, że robimy koprodukcję z Metropolitan Opera w Nowym Jorku, a nasze sceny mają podobne proporcje, korzystamy z istniejącej już obrotówki, co zmniejsza też nakłady finansowe, przeznaczone na produkcję.
PAP: Jak wygląda praca nad scenografią spektaklu, która będzie przystosowana do dwóch scen?
B.K.: Bardzo lubię pracować na kilku scenach, bo wtedy nasza praca ma swoje drugie, trzecie, czwarte życie. Zaś ten ogromny wysiłek artystów nie jest wyrzucany do śmietnika po pięciu przedstawieniach. Dzisiaj bardzo ważnym elementem jest mądre korzystanie z zasobów i materii, z której tworzymy. Nawet teatru dotyczy kwestia recyklingu i myślenia systemowego w przestrzeni sceny. Koprodukcja polega na tym, że jedna oprawa podróżuje dalej, zmieniają się tylko artyści.
PAP: Jakie miejsca będą przedstawione w "Mocy przeznaczenia"?
B.K.: Jeśli chodzi o tę opowieść, to jesteśmy bliscy librettu. Poruszamy się po domu rodziny Calatrava, jest to współczesny świat bardzo zamożnych ludzi. Później jesteśmy razem z bohaterami na wojnie, która jest taka sama jak dzisiaj. Jesteśmy więc w rzeczywistości współczesnej. Nie cytujemy tu jednak konkretnych konfliktów. Czy to jest palestyńsko-izraelski, czy wojna na Ukrainie, czy mur na granicy z Białorusią. Są to elementy lepiej nam znane. Intencją jest tworzenie emocji obozu, zamkniętej przestrzeni i drugiej strony konfliktu. To jest tak uniwersalny język, który daje szansę na to, żeby widz mógł utożsamić się z różnymi sytuacjami. Finał pozwoliliśmy sobie przenieść na stację przesiadkową, która swoją tymczasowością tworzy bardzo ciekawą przestrzeń przypadku.