„Sztukmistrz z miasta Lublina” wg Isaaca Bashevisa Singera w reż. Witolda Mazurkiewicza w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.
W Teatrze Polskim w Bielsku-Białej Witold Mazurkiewicz, dyrektor naczelny i artystyczny, przygotował kolejny widowiskowy, bogaty i różnorodny w swej stylistyce spektakl muzyczny –„Sztukmistrza z miasta Lublina”. Adaptacja dzieła Isaaca Bashevisa Singera to udana próba zmierzenia się z trudną, piękną i jednocześnie bardzo plastyczną oraz wdzięczną w swej mozaikowości prozą. Muzyka i pieśń koncentrują w sobie najistotniejsze wątki, a wypełniona śpiewem i tańcem opowieść o żyjącym w początkach XIX wieku żydowskim, wędrownym sztukmistrzu przybliża nam wystylizowaną historię, w której niemal każdy może odnaleźć cząstkę siebie. Witold Mazurkiewicz uwspółcześnia całość, choć pozostaje wierny tekstom Michała Komara i Jana Szurmieja (autorom libretta) i zachowuje wielopoziomowość obecną w powieści laureata Nagrody Nobla. Nie odbiera jej monumentalności splecionej ze zwyczajnością, natomiast dodaje do niej powiew świeżości. Cudowne piosenki Agnieszki Osieckiej z muzyka Zygmunta Koniecznego nadają muzycznemu dramatowi rytm, a pośpiech nie jest tu wskazany. Potrzebujemy czasu, by rozsmakować się w żydowskiej kulturze i obrzędowości, zrozumieć fenomen chasydyzmu, jego prostotę i radosny odbiór świata, poznać choć cząstkę obyczajowości i rytuałów tradycji judaizmu, zrozumieć dylematy związane z wiarą i szacunkiem wobec tradycji.
Główny bohater, Jasza Mazur, to mistrz iluzji, magik i marzyciel. Singer, autor powieści, ukazuje go jako postać dramatyczną i złożoną. Jest znany, popularny niczym współczesny celebryta, uwielbiany przez mieszkańców Lublina i okolic – zwłaszcza kobiety, które nie mogą się mu oprzeć. Powodzenie go rozzuchwala, prowokuje do błądzeniu po ciemnych zakamarkach własnej wszechmocy. Jasza balansuje na linie zawieszonej między dwoma światami – pobożnych Żydów, wiernych tradycji, wierze, obrzędowości chasydzkiej, a światem gojów, który mami i kusi. Możliwość wielkiej kariery skłania go do porzucenia Lublina – Jasza zostawia żonę Esterę i wyrusza w podróż do Warszawy, by wystąpić przed nową publicznością, pokazać jej najlepsze sztuczki akrobatyczne, zyskać sławę i pieniądze. Tam zaczyna szukać szczęścia wbrew prawu i Bogu, wadząc się z nim, podobnie jak mickiewiczowski Gustaw – Konrad. W imię miłości do kobiety, chrześcijanki, odrzuca tradycję swoich przodków i próbuje wyrzec się tożsamości religijnej. Czy ma do tego prawo? Jakie będą konsekwencje takiego „szukania wolności”? Czy jego niepokora i bunt pozostaną bezkarne?
Witold Mazurkiewicz w swym trzygodzinnym spektaklu prowadzi nas przez świat żydowskiej kultury i obrzędowości – specyficzny, fascynujący, ale zamknięty w swym ciasnym, ortodoksyjnym charakterze. Pierwsza część barwnego, wielowątkowego dramatu muzycznego jest bardziej dynamiczna, więcej w niej beztroski, zabawy. Tak właśnie toczyły się losy Jaszy Mazura. W części drugiej przyszedł czas na moralne dylematy, dramatyzm, konieczność dokonywania wyborów i odpowiedź na podstawowe pytania – o tożsamość, religijność i miłość. Pierwsza scena spektaklu, wejście, taniec i pieśń chasydów oraz zaśpiew Kantora – niesamowity, charyzmatyczny Tomasz Lorek w tej roli – wprowadza widzów w świat niezwykły, rozkołysany magią i przeczuciem czegoś nieosiągalnego, pozazmysłowego, jednak nieodmiennie pociągającego i dziwnie bliskiego. Hipnotyzująca muzyka Zygmunta Koniecznego porywa, nadaje muzycznemu przedstawieniu puls i charakter. Słowa piosenek autorstwa Agnieszki Osieckiej, niektóre znane od lat, wzruszają i jeszcze mocniej zapadają w pamięć: choćby „Oczy tej małej” w wykonaniu Wiktorii Węgrzyn-Lichosyt („Bo taki co kochać nie umie przegra choć wszystko rozumie. Bóg cię pokarze swą nieczułością za to żeś gardził ludzką miłością”). Albo cudna, rozmarzona „Kołysanka Estery” („Wielki Panie winorośli, Stworzycielu gwiazd. Proszą dzieci i dorośli, nie zapomnij, nie zapomnij nas”). Śpiew wielogłosowy w songu „Dzięki ci Panie za ten świat” (który stał się hymnem „Piwnicy pod Baranami”) zachwyca (takich głosów, jakie słyszę na bielskiej scenie nie powstydziłaby się Opera Narodowa!), a kolejne pieśni pozwalają lepiej zrozumieć świat chasydów, odczuć moc i przyciąganie tradycyjnej kultury.
Występujący aktorzy znakomicie radzą sobie z językowo-śpiewno-tanecznym wyzwaniem, wykazując biegłość i płynność w każdej scenie czy indywidualnej sekwencji. Ich kompetencje muzyczne robią wrażenie i w połączeniu z aktorską techniką pozwalają tworzyć wyjątkowe, uderzające kreacje. W teatralnej przestrzeni bielskiego teatru artyści z wyczuciem kreślą bardzo plastyczny obraz rzeczywistości stworzonej przez autora „Sztukmistrza z Lublina” , wydobywają niteczki humoru, pieśnią przekazują gorycz i radość, nie tracąc nic z mądrości i myślowej precyzji Isaaca Bashevisa Singera. I wszyscy zasługują na imienne wyróżnienie. Reżyser wykorzystuje bogactwo warstwy dramaturgicznej powieści, a aktorzy – także ci drugoplanowi – przekładają ją na język konkretnych postaci. Mateusz Wojtasiński w roli Jaszy jest niesamowicie autentyczny, naturalny, po ludzku zmienny i niepoprawny. Dodatkowo ma w sobie ową bożą iskrę, coś wyjątkowego, wręcz czarodziejskiego. Ten niepokorny wybraniec losu wciąż poszukuje swego miejsca w świecie, pyta o tożsamość, życiową drogę i mocuje się z Panem. Dzięki Wojtasińskiemu psychologiczny wizerunek bohatera jest bardzo bogaty i intrygujący (i jaki z niego akrobata – podziwiam!). Tradycja, zanurzona w historii kultura, która zderza się ze współczesnym światem, pełnym pokus i łatwych wyborów nie dają Jaszy spokoju, a jego rozterki stać się mogą rozterkami, które i nas dotyczą. Marta Gzowska-Sawicka jako Zewtel kipi energią, czasem (celowo) dość zabawną, ale ma też w sobie dużo wzruszającej refleksyjności, którą tak emocjonalnie oddaje. Oriana Soika, kreując postać Magdy, umiejętnie oddaje radosne usposobienie młodej, pełnej życia i nadziei dziewczyny, by potem pokazać jej przemianę, uwypuklić tragiczność losu. Wiktoria Węgrzyn-Lichosyt w roli Estery od razu budzi sympatię, a jej śpiew porusza do głębi. Anna Guzik-Tylka pomału acz konsekwentnie odsłania niuanse charakteru pięknej wdowy Emilii – jej zmysłowość ukrytą pod warstwą dumy i dystansu. Ujmująca, pełna świeżości jest Marta Suprun jako Halinka, która równo dotrzymuje kroku pozostałym paniom. Wśród panów wyróżnia się Michał Czaderna w roli nieco tajemniczego Hermana. Czaderna, gdy tylko pojawia się na scenie w epizodycznej przecież roli, przyciąga całą uwagę. Jego brawurowa gra to po prostu majstersztyk! Na uwagę zasługują też Grzegorz Sikora – impresario i Sławomir Miska jako Bolek, brat Magdy. Rafał Sawicki – cadyk – wprowadza na scenę nieco inny klimat: metaforyczny, głęboko religijny. Cadyk pomaga Jaszy zrozumieć sens wiary, w przypowieściach oddaje jej symbolikę oraz ogólnoludzki wymiar i swym pogodnym spokojem kojąco działa na bohatera.
Spójna całość składa się z perfekcyjnie komponowanych scen zbiorowych i obrazów pełnych ekspresji. Zgrany zespół aktorski, w tym postacie drugoplanowe tworzą precyzyjnie dopracowane tło, podkreślając refleksyjność, barwność i dynamikę inscenizacji. Pełną wdzięku, zmysłową choreografię opracował Jakub Lewandowski i warto byłoby jeszcze piękniej doszlifować jej wykonanie. Tradycyjne tańce i współczesny, znany z rozmigotanych dyskotek pulsujący ruch taneczny, choć wydają się tak odrębne, w spektaklu idealnie się uzupełniają. Pomaga w tym zachwycająca muzyka, która podkreśla rytm spektaklu, inicjuje ruch bądź towarzyszy aktorom – zwłaszcza, gdy muzycy pojawiają się na scenie i dźwięk skrzypiec wibruje w powietrzu. Jednak nie byłoby tak pysznej, długiej uczty, gdyby nie scenografia autorstwa Damiana Styrny. Podziwiam czarodziejską, magiczną i symboliczną oprawę, która skupia się na malarskości obrazu, przemawia do zmysłów, wykorzystując tradycyjną estetykę z bardzo nowoczesnymi elementami. Sporo w niej nostalgii, urzeczeń, ale jest i pazur. Mój zachwyt budzą miniaturowe pokoiki, potem wyczarowane na scenie miasto z rozświetlonymi okienkami i inne, bardzo pomysłowe realizacje. Multimedialne projekcje podkreślają klimat i uniwersalność opowieści wraz z jej alegorycznością, obecną w powieści Singera. Do tego przyczyniają się też wysmakowane, starannie przemyślane kostiumy Igi Sylwestrzak, zgodne z charakterem każdej z postaci.
Witold Mazurkiewicz, reżyser z dużym doświadczeniem, wielokrotnie nagradzany za swe realizacje wraz z aktorami bielskiego teatru stworzył coś naprawdę wyjątkowego! W interpretacji oddanych scenie aktorów cała historia nabiera nowego, ciekawego wymiaru. Ich brawurowa gra buduje barwny, widowiskowy obraz opisanej przez Singera społeczności i uwypukla indywidualizm poszczególnych postaci – czasem groteskowych, innym razem liryczno-smutnych. Artyści, z dbałością o szczegóły, oddają bogactwo nastrojów, emocji i wraz z pozostałymi twórcami z rozmachem przybliżają widzowi obrzędowość żydowską. Jednocześnie obrazują ból, radość i cierpienie oraz nadzieję obecną w sercach bohaterów, podkreślając symbolikę i trudne przesłanie spektaklu.