EN

8.01.2024, 13:07 Wersja do druku

Chłopy, baby i pies

 „Chłopi” Władysława Reymonta w reżyserii Remigiusza Brzyka w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Patryk Kencki, członek Komisji Artystycznej IX Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”.

fot. Jeremi Astaszow/mat. teatru

Krakowska inscenizacja Chłopów rozgrywa się w przestrzeni imitującej kościół. Podłoga skonstruowana jest z surowych desek, tworzących nachylone pod różnym kątem płaszczyzny. Bliżej widza stoją ławki, a w głębi – krzyż. Taką przestrzeń łatwo przekształcić w inne miejsca akcji. Rozkładane parasole sprawią, że zamieni się ona w prowincjonalną knajpę (czyli współczesny odpowiednik chłopskiej karczmy), a zestawienie ławek w łóżko sprawi, że znajdziemy się w chłopskiej izbie. Łatwo też z kościoła możemy przenieść się na wiejską drogę. Ołtarzowy krzyż nagle stanie się po prostu krzyżem przydrożnym. Za scenografię i kostiumy odpowiada Iga Słupska. Zaprojektowane przez nią ubiory nie kojarzą się ani z Cepelią, ani z gablotą etnograficznego muzeum. Postaci występują w strojach pochodzących ze współczesnej nam rzeczywistości, trochę może wystylizowanych, choć w dużej mierze takich, które dałoby się zakwalifikować do kategorii odzieży codziennej czy wręcz roboczej. Z tego samego świata jest i część rekwizytów (na przykład plastikowe kubły zakupione pewnie w jakimś wielkim budowlanym sklepie). Z innego porządku pochodzą liturgiczne szaty Księdza (Jan Nosal), który wbrew kościelnym prawidłom, ale za to dla spotęgowania wizualnego efektu, miewa na sobie jednocześnie i ornat, i kapę.

Przedstawienie składa się z dwóch rozdzielonych antraktem części. Dzięki temu bitwa o las rozgrywa się poza sceną (niejako w czasie przerwy). To dobry pomysł (autorem adaptacji jest Tomasz Śpiewak). W powieści bijatyka stanowi przecież kulminacyjny moment akcji, w którym krzyżują się rozmaite wątki i którego konsekwencje wyznaczą dalszy przebieg zdarzeń. Twórcy przedstawienia postanowili tak rozwiązać tę kwestię, że kiedy wracamy po antrakcie, zastajemy wieś opustoszałą z większości mężczyzn, którzy zostali tymczasem aresztowani. Z narracji dowiadujemy się, co się wydarzyło, gdy nie było nas na widowni. Zabieg zastosowany przez reżysera, czyli Remigiusza Brzyka, przesuwa więc część zdarzeń do teatru wyobraźni. Taktyka ta objawia się i w innych w scenach. Kiedy dochodzi do awantury pomiędzy starym Boryną (Kajetan Wolniewicz) a jego synem Antkiem (Piotr Franasowicz) i synową Hanką (Weronika Kowalska) krzyki aktorów wymieszane z potrącaniem jakichś gospodarskich sprzętów dochodzą spoza kulis i przez to działają na nas znacznie bardziej sugestywnie.

Narratorką spektaklu jest Komornica (Anna Pijanowska). Dzięki tej dodanej postaci przedstawienie zbudowane jest z dystansem, a zarazem wzbogacone o kobiecą perspektywę. Również postać Jagny (Justyna Litwic) została ukazana w bardziej wyrazisty sposób. W jednej ze scen widzimy, jak rozłożywszy w chłopskiej izbie dywanik, zaczyna ćwiczy

jogę. To zaskakujące intermedium może i odstaje od estetyki spektaklu, ale ostatecznie twórcom spektaklu udało się jakoś dostosować tę sekwencję do całości przedstawienia, skoro, gdy na koniec Jagna wypowiada słowo „namaste”, chłopki odpowiadają jej: „amen”. Ładna jest scena, kiedy mieszkające razem Hanka i Jagna dokonują czegoś w rodzaju zawieszenia broni. Na co dzień wrogie sobie, z powodu walki o pozycję gospodyni i o względy Antka, w przełomowym momencie w spokoju razem jedzą śniadanie, a potem zaczynają razem przypominać sobie jakąś piosenkę. Scenę tę przywołuję zresztą nieprzypadkowo. Reymontowscy Chłopi to powieść, której ważnym tematem jest wspólnotowość i rządzące nią prawidła. Utwór ukazuje ludzi zależnych od surowej przyrody i przez to zdanych czy skazanych na siebie nawzajem. Z perspektywy dzisiejszego czytelnika czy widza, który, żyjąc w rozwiniętej technologicznie cywilizacji, łatwo zapomina o naszej zależności od natury, tematyka ta, umiejętnie przywołana w przedstawieniu, może być zaskakująca. Nie mogę się wszakże w tym miejscu powstrzymać od dygresji, że na spektakl w Teatrze Ludowym dotarłem z niemałym trudem z powodu nagłej śnieżycy, która dosłownie sparaliżowała Kraków. W drodze powrotnej przyszło mi zaś uczestniczyć w wyciąganiu ze śnieżnej zaspy zalanego w pestkę cudzoziemca. Tak się zatem złożyło, że wydarzenia towarzyszące wyprawie na Chłopów w zdumiewający sposób zgrały się z tematyką przedstawienia.

Aby ukazać ową wspólnotowość chłopskiego życia reżyser wprowadził zresztą sporo scen przywołujących kolektywne działania. W pamięć zapadła mi chociażby ta ze zbieraniem ziemniaków. Trzeba przyznać, że rozwiązał ją w sposób nader interesujący. Aby wchodzący na scenę chłopi mogli rozpocząć wykopki, trzeba było najpierw owe kartofle na scenie rozsypać (czyli zasadzić). Sekwencję zbiorów poprzedza więc scena, w której jedna z aktorek wnosi i rozsypuje kilkanaście wiader z pyrami. Zadanie jest wyczerpujące w sposób dosłowny. Toteż umęczywszy się robotą, postać wydaje z siebie nabożne westchnienie.

Co ciekawe, w spektaklu nie oglądamy przedstawicieli innego środowiska, aniżeli chłopskie. Pojawiające się na scenie postaci to chłopy i baby, ewentualnie chłopaczyska z dziewuszyskami. Świat dworu istnieje gdzieś tam w oddali i ma wpływ na sceniczne wydarzenia, ale pozostaje jednak poza zasięgiem naszego wzroku. Część postaci nie wykonuje co prawda zawodów związanych bezpośrednio z rolnictwem, ale ze świata chłopskiego (w tym i Ksiądz) zapewne się wywodzi.

W przedstawieniu istotną rolę odgrywa także pies o imieniu Sójka. Rudawa psina wyglądająca trochę tak, jakby wyszła z obrazu Aleksandra Gierymskiego Trumna chłopska). Mając poczucie recenzenckiej odpowiedzialności, czuję obowiązek odnotowania, że psina nie tylko jest bardzo sympatyczna, ale teatralnie uzdolniona. Jej wprowadzenie na scenę przyczynia się więc nie tylko do nadania atmosferze spektaklu rysu prawdziwości, dodania mu wymiaru improwizacji, ale i do wzbogacenia wielu scen pod kątem znaczeniowym. Dobrze, że nie zapomniano o tym, aby Sójka wyszła do ukłonów. Sprawiedliwie, że w programie odnotowano ją w spisie aktorów. Ale odwołując się znów do krytycznoteatralnej odpowiedzialności, czuję w obowiązku dodać, że na całość widowiska równo pracują wszyscy wykonawcy. Nie tylko odtwórcy ról, których wymieniłem z nazwiska, nie tylko sympatyczna Sójka, ale – podkreślmy to wyraźnie – kilkanaścioro aktorów i aktorek, dzięki którym świat przedstawienia staje się wiarygodny i wielowymiarowy.

Reasumując powyższe rozważania, uważam inscenizację Chłopów przygotowanych przez Remigiusza Brzyka za odczytanie niezwykle interesujące. Spektakl ma w sobie coś z reportażu, próbującego wyjaśnić lincz dokonany przez wspólnotę na odstającej od niej Jagnie. Dzięki śledzeniu scenicznych zdarzeń konfrontujemy się z rozmaitymi perspektywami, rozumiejąc emocje wszystkich postaci, brutalność gromady, ale i racje jednostek niemogących się do niej dopasować. Co istotne, twórcy spektaklu nie narzucają nam w autorytarny sposób swojej wizji zdarzeń. Skłaniają raczej do postawienia pytań, na które zresztą nie łatwo będzie znaleźć ostateczną odpowiedź. Konflikt pomiędzy prawami jednostki, a dobrem wspólnoty jest jednym z tych najtrudniejszych do rozwiązania.

Źródło:

Materiał własny

Autor:

Patryk Kencki

Wątki tematyczne