Nie jesteśmy pierwszym teatrem młodzieżowym na świecie, ale w Polsce dotąd nie powstała instytucja, która w pełni oddałaby głos młodym – mówią Justyna Sobczyk, Piotr Morawski i Magdalena Grudziecka.
Malwina Kiepiel: Coraz częściej w debacie o współczesnym teatrze pojawia się pojęcie pedagogiki teatru. To hasło szeroko pojmowane – jedni rozumieją je jako edukację poprzez teatr, inni jako formę społecznej odpowiedzialności instytucji. Jak Państwo definiują pedagogikę teatru dziś?
Justyna Sobczyk: Pedagogika teatru to dla mnie sposób myślenia o instytucji, który rozszczelnia tradycyjne ramy teatru i otwiera go na relacje. Wychodzimy z założenia, że teatr nie jest zamkniętym miejscem produkowania spektakli, lecz żywą przestrzenią spotkania. To, co od lat rozwija Instytut Teatralny – praktyki włączające, partycypacyjne – jest mi bardzo bliskie. Pedagogika teatru nie polega na tym, że uczymy o teatrze ani że wychowujemy przez teatr. To raczej budowanie relacji, współodpowiedzialności i wspólnego doświadczenia sztuki. Chodzi o stworzenie takich warunków, w których uczestnicy – niezależnie od wieku czy pozycji – mają prawo głosu i wpływu. W Teatrze Ochoty chcemy, by młodzież mogła współtworzyć z nami to miejsce, nie tylko zasiadać na widowni.
W swojej koncepcji programowej piszą Państwo, że Teatr Ochoty stanie się pierwszym w Polsce teatrem adresowanym do młodzieży. To bardzo precyzyjne zawężenie profilu. Czy nie jest to paradoks – rozszczelniać instytucję, a jednocześnie zawężać grupę odbiorców?
Justyna Sobczyk: To pytanie często się pojawia. W rzeczywistości nie zawężamy, tylko wypełniamy lukę. Młodzież w Polsce to ogromna grupa społeczna – w koncepcji programowej cytuję zdanie antropolożki Marii Reimann, że młodzież jest największą mniejszością. To zdanie bardzo mnie poruszyło, kiedy pierwszy raz je usłyszałam. Przez lata myślałam o mniejszościach głównie przez pryzmat niepełnosprawności. Tymczasem młodzi ludzie też żyją w rzeczywistości, w której mają ograniczony wpływ na własne decyzje, nie mogą głosować, często nie są słuchani przez dorosłych, a instytucje – także kulturalne – nie traktują ich poważnie.
Nie jesteśmy pierwszym teatrem młodzieżowym na świecie, ale w Polsce dotąd nie powstała instytucja teatralna, która z założenia chce być miejscem dla nich. Okres młodości to czas pełen napięć i wielu przemian na wielu poziomach: cielesnym, neurologicznym, psychologicznym, fizycznym, tożsamościowym. Zależy nam na tym, by nasz teatr wspierał ludzi w tym okresie, traktując ich poważnie, bez protekcjonalności i infantylizowania.
To potrzebna diagnoza – sama jako recenzentka często szukam w repertuarach spektakli dla nastolatków i widzę, jak niewiele jest propozycji, które nie są ani bajką, ani lekturą szkolną. Dlatego mam wrażenie, że Państwa pomysł odpowiada na realną lukę w komunikacji teatralnej. Ale chciałabym zapytać, czy Teatr Ochoty ma być „dla młodzieży”, czy raczej „z młodzieżą”?
Justyna Sobczyk: W naszym myśleniu teatr z młodzieżą oznacza współodpowiedzialność – wspólne tworzenie, a nie produkowanie dla określonego segmentu odbiorców. Chcemy iść dalej niż młodzieżowa reprezentacja na scenie, zależy nam na współprowadzeniu instytucji i rozwijaniu jej potencjału z młodymi osobami.
Piotr Morawski: Pedagogika teatru, o której mówiła Justyna, to nie tylko działalność wokół spektakli, lecz użycie narzędzi teatralnych do budowania sytuacji, w których można rozwijać kompetencje społeczne. I nie zawsze musi to prowadzić do gotowego przedstawienia. Czasem ważniejsze są warsztat, spotkanie czy działanie performatywne. Te formy, w wielu teatrach traktowane jako mniej ważne niż przedstawienie, chciałbym docenić.
Oczywiście teatr pozostaje miejscem dla sztuki – będą premiery i projekty artystyczne, ale chcemy również, żeby młodzież współdecydowała o tym, jak to miejsce funkcjonuje, jakie tematy podejmuje, jak się komunikuje. Stąd w programie Laboratorium Praktyk Demokratycznych, czyli moduł działań poświęconych komunikacji, sposobom podejmowania decyzji, samorządności czy rozwiązywaniu konfliktów. Przygotowujemy pierwsze warsztaty.
Mamy przy Teatrze Ognisko Teatralne, w którym jest blisko trzysta młodych osób. To nasz naturalny sojusznik i laboratorium, w którym chcemy praktykować współdecydowanie. Ale chcemy też zaprosić tych, którzy nigdy nie chodzili do teatru. Nie tworzymy kursu dla przyszłych teatromanów.
Myślimy o Teatrze Ochoty jako o „trzecim miejscu” – ani szkole, ani domu, przestrzeni, w której młode osoby mogą być sobą, w swoim tempie i na swoich zasadach. To nie tylko teatr, ale też bezpieczna strefa wytchnienia i rozmowy. Chcemy, by młodzież przychodziła do nas nie tylko na spektakle. W tym sensie mówimy o nowym modelu instytucji kultury – otwartej, codziennej, współtworzonej przez młodych ludzi.
W koncepcji programowej pojawia się ciekawy pomysł: spektakle Teatru Ochoty mają wychodzić poza siedzibę – być grane w szkołach, domach kultury, a nawet w przestrzeniach publicznych. To dla tej instytucji nowość.
Justyna Sobczyk: Wiemy, że nasza scena jest niewielka – mieści zaledwie około 60 widzów. Nie chcemy jednak traktować tego jako ograniczenia, lecz jako punkt wyjścia do myślenia o tym teatrze. Mocną stroną tego budynku jest nie scena, ale sale warsztatowe: mamy ich kilka. Ważne jest też otoczenie – przestrzeń codzienna, sąsiedzka. Dlatego nie walczymy z faktem, że Teatr Ochoty jest mały; przyjmujemy to i rozmyślamy nad tym, jak projektować różne sytuacje spotkań z widzami również poza salą teatralną.
Z jednej strony stoi za tym konieczność ekonomiczna – mamy jeden z najmniejszych budżetów spośród teatrów miejskich w Warszawie – ale z drugiej strony to świadoma decyzja estetyczna i społeczna. Chcemy tworzyć małe formy mobilne, które będą mogły podróżować po Warszawie, Mazowszu i Polsce. W ten sposób możemy zarówno zwiększyć dostępność, poszerzyć krąg odbiorców.
Piotr Morawski: Nasz teatr nie może konkurować z wielkimi scenami repertuarowymi, ale może rozwijać własny model działania – bardziej niż teatralne dzieła interesuje nas współtworzenie ekosystemu, w jakim funkcjonuje młodzież. Zależy nam, by w dłuższej perspektywie nasze działania przyczyniły się do tworzenia z młodzieżą długofalowych sojuszy, a nie ograniczały się do transakcyjnego uczestnictwa w kulturalnej konsumpcji.
Justyna Sobczyk: Z doświadczenia wiem, jak ważny jest kontakt teatru ze szkołami. Pracując w Instytucie Teatralnym nad spektaklem „Teatralny Plac Zabaw Jana Dormana” i dalej nad projektem „Konkurs im. Jana Dormana” przekonałam się, jak teatr może działać w szkole, jakie relacje rozwijać, jak wnikać w jego przestrzeń, jeśli nie traktuje szkoły jak gorszej. Niestety, w Polsce przez lata narastało przekonanie wśród osób artystycznych, że granie w szkołach to coś wstydliwego – że to nie jest prawdziwy teatr. W efekcie powstało coś w rodzaju czarnego rynku – mnóstwo przypadkowych przedstawień, które mają małą wartość artystyczną, a jednocześnie kształtują u młodych ludzi przekonanie, że teatr jest nudny i jest nie dla nich.
Chcemy to zmienić. Wierzymy, że spektakl w szkole może być pełnoprawnym wydarzeniem artystycznym, które otwiera przestrzeń do rozmowy o świecie. Dlatego zapraszamy twórców i twórczynie, którzy rozumieją ten kontekst – którym zależy na tym, by budować relację z młodymi ludźmi bez dystansu i dydaktyzmu.
W koncepcji pojawia się też silna diagnoza społeczna. Piszą Państwo o aktywizmie młodych ludzi, o Młodzieżowym Strajku Klimatycznym, a nawet o ruchu Ostatnie Pokolenie, który bywa postrzegany jako kontrowersyjny. To odważne odniesienia – jak chcą Państwo przełożyć tę rzeczywistość na język teatru?
Piotr Morawski: To dla nas bardzo ważny wątek, bo z badań i z obserwacji wiemy, że aktywizm jest jednym z istotnych dla młodego pokolenia języków. Młodzi ludzie – czemu trudno się dziwić – często nie wierzą w instytucje polityczne. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie wypowiedź jednej z osób aktywistycznych uczestniczących w pracach nad spektaklem „Greta” w reżyserii Mateusza Atmana i Agnieszki Jakimiak. Mówiła, że moment zaangażowania na rzecz klimatu przyszedł, kiedy zdała sobie sprawę, że dorośli nie kontrolują tego kryzysu, że nikt nad tym nie panuje.
W pracach nad „Gretą” uczestniczą młodzi aktywiści – osoby związane z inicjatywą Gniazdo czy z Kolektywem Dziennikarstwa Aktywistycznego. Pełnią rolę ekspertek i ekspertów, prowadzą warsztaty, konsultują proces, opowiadają o własnych doświadczeniach. Dzięki nim spektakl staje się nie tylko opowieścią o kryzysie klimatycznym, lecz także działaniem z udziałem osób aktywistycznych.
Interesuje nas spektrum emocji: energia, nadzieja, wypalenie, wątpliwości. W ankiecie, którą uruchomiliśmy wśród młodych, widać, że nie wszyscy oceniają protesty tak samo — i to też jest dla nas cenne. Ten pluralizm chcemy zachować myśląc o repertuarze.
Magdalena Grudziecka: Takie projekty jak „Greta” pokazują też nowy model pracy instytucji. Dla nas to laboratorium – łączymy teatr z badaniem społecznym, z edukacją i z aktywizmem. Młodzież nie przychodzi tu po gotowe rozwiązania, ale zapraszamy ją do współtworzenia, staramy się dać przestrzeń, w której można je dopiero wypracować. To ogromna wartość. Z perspektywy organizacyjnej to również sieciujący model pracy. Nie jednorazowe granie, tylko relacja: rozmowa, pokaz, krótka ewaluacja, powrót z innym modułem. Buduje to zaufanie i realną frekwencję.
Do tego dochodzi jeden istotny element systemowy: w teatrze będzie działać Rada Młodzieżowa, której funkcjonowanie opierać się będzie na czytelnych zasadach udziału w procesach decyzyjnych (m.in. w obszarze komunikacji, formatów spotkań czy ewaluacji). Partycypacja młodzieży ma być realna, a nie symboliczna — z jasno określonym zakresem wpływu, harmonogramem spotkań i systemem informacji zwrotnej.
Zapowiadacie też badania — nie tylko fokusy, ale dokumentowanie wiedzy, która powstaje przy projektach. Jak to działa w praktyce?
Piotr Morawski: Nawiązaliśmy współpracę z Warszawskim Obserwatorium Kultury między innymi w sprawie badania młodzieży migranckiej). Równolegle każdy proces artystyczny traktuję jako badanie: na przykład w trakcie przygotowań „Grety” powstają materiały, które nie muszą wejść do spektaklu, ale są ważnym zasobem — są to wypowiedzi, doświadczenia. Chcemy to zachowywać, bo to ważna wiedza, choć rzecz jasna nie wszystko to musi wejść do spektaklu, który jest wypowiedzią artystyczną. Podobnie myślę o warsztatach, które mają doprowadzić do powstania nowej identyfikacji wizualnej, jakie przygotowuje Maciej Urlich – będzie w nich uczestniczyć badaczka, Ida Ślęzak, która dysponuje autorskimi narzędziami wytwarzania i dokumentownia wiedzy. Badania, jakie prowadzimy pomogą nam rozpoznawać potrzeby i zainteresowania, dawać obraz alternatywnych sposobów działania i pracy.
Magdalena Grudziecka: Dbamy oczywiście o standardy etyczne i bezpieczeństwo: zgody, RODO, anonimizacja, komfort osób badanych. Jeśli zapraszamy młodych do głębszych rozmów (np. o zdrowiu psychicznym, dyskryminacji), zapewniamy ramy wsparcia i jasne zasady: można odmówić odpowiedzi, można wycofać zgodę.
Czy problemem słabnącej więzi młodych z teatrem jest język? Często pada argument, że teatr powinien mówić „ich językiem”.
Justyna Sobczyk: Najgorsze, co możemy zrobić, to naśladować język młodych. To bywa natychmiast rozpoznane przez młode osoby jako sztuczność, rodzi brak zaufania. Dlatego wykonujemy dwa ruchy: słuchamy — przez badania, warsztaty, konsultacje — i tworzymy własny język sceniczny. Nie chodzi o rap dla zasady, tylko o takie formy, które wynikają z procesu, a nie z kalkulacji.
Wspomnieli Państwo o młodzieży migranckiej. W 2026 r. planowana jest premiera o szkole.
Justyna Sobczyk: Tak, jej roboczy tytuł to „Masz coś w zębach”. Interesuje nas codzienność klasy, w której uczą się razem nastolatki z Polski i Ukrainy. Zanim powstanie tekst i spektakl, zrobimy cykl warsztatów i konsultacji w szkołach — tak, by język i tematy wyszły od młodych. To projekt o współobecności, nie o etykietach.
Zatrzymajmy się jeszcze przy projekcie „Masz coś w zębach” – brzmi jak coś zupełnie nowego w polskim teatrze młodzieżowym.
Justyna Sobczyk: Tak, to dla nas bardzo ważna realizacja. Spektakl przygotuje Luba Ilnytska – ukraińska dramaturżka, reżyserka i kuratorka związana ze lwowskim Jam Factory Art Center. Premiera planowana jest na marzec 2026 r. w Warszawie.
To projekt, który bada wspólne dorastanie polskich i ukraińskich nastolatków – doświadczenie realne, obecne od czasu pełnoskalowej wojny w Ukrainie, które stało się częścią codzienności polskich szkół.
Według danych GUS i Warszawskiego Obserwatorium Kultury, w 2025 r. w polskich szkołach uczyło się ponad 200 tys. dzieci z Ukrainy. To znaczy, że w niemal co trzeciej klasie jest dziś uczeń lub uczennica z doświadczeniem migracji. Luba Ilnytska pyta, co z tego wynika dla wspólnej przestrzeni – szkolnej, kulturowej i emocjonalnej. Jak młodzież rozumie różnorodność? Jak mówi o wojnie, języku, strachu i bliskości?
Piotr Morawski: Wspólnie z Warszawskim Obserwatorium Kultury będziemy prowadzić rozmowy z uczniami i uczennicami, zaprosimy je do praktyk autoetnograficznych, a zebrany materiał posłuży będzie wykorzystany przy pracy nad spektaklem. Chcemy zobaczyć, jak młodzi ludzie z różnych środowisk doświadczają i opisują rzeczywistość, w której funkcjonują. Być może pomoże nam to w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie jak teatr może reagować na zmieniającą się strukturę społeczną Warszawy i polskich miast.
Magdalena Grudziecka: Ważne jest też to, że ten projekt wpisuje się w nasze działania pozasiedzibowe – planujemy, żeby część pokazów odbyła się w szkołach, z którymi już współpracujemy, m.in. na Ochocie i Mokotowie. Dzięki temu spektakl stanie się punktem wyjścia do rozmowy o różnorodności i o tym, jak szkoła może być miejscem współistnienia, a nie podziałów.
Jak wyglądał moment wejścia do teatru? Zawsze jest w takich sytuacjach element zderzenia – między koncepcją programową a rzeczywistością budynku, zespołu i finansów.
Magdalena Grudziecka: Dla nas to było „miękkie wejście”. Zaczęliśmy proces przekazania dużo wcześniej. Od kwietnia regularnie spotykaliśmy się z Joanną Nawrocką. Dzięki temu już we wrześniu, kiedy formalnie objęliśmy instytucję, czuliśmy, że w jakiś sposób znamy zespół i to, co wymaga uwagi. To było bardzo partnerskie przekazanie – z rozmową o tym co zastajemy, planach, potrzebach. Rzadko się zdarza taka otwartość.
Justyna Sobczyk: Mogłyśmy naprawdę zobaczyć teatr od środka– z pełnym odsłonięciem zarówno mocnych stron, jak i trudnych miejsc, które wymagają opieki. Nie było udawania, że wszystko działa idealnie. Uczestniczyliśmy np. w spotkaniach z wykonawcami remontów, które przypadły na czas naszego startu. To była lekcja odpowiedzialności instytucjonalnej – osobiste wprowadzenie, a nie ceremonialny moment wręczenia kluczy.
Czyli byliście przygotowani finansowo jeszcze przed startem?
Magdalena Grudziecka: Tak, wspólnie z Joanną Nawrocką przygotowaliśmy dwa wnioski w ramach Krajowego Planu Odbudowy, co pozwoliło nam pozyskać ponad 200 tys. zł. Joanna, pełniąca wówczas funkcję dyrektorki nowego teatru, formalnie wspierała całe przedsięwzięcie, a po naszej stronie spoczywała odpowiedzialność merytoryczna. Dzięki temu udało się utrzymać ciągłość działań i płynne przejście między etapami pracy.
W koncepcji programowej założyli Państwo wzrost budżetu z około trzech do pięciu milionów złotych. Jak realne jest to założenie?
Magdalena Grudziecka: To nie plan na miesiąc. To perspektywa kilkuletnia. Dziś budżet teatru wynosi ok. 3 mln zł, z czego ponad połowa to wynagrodzenia. Mamy świadomość ograniczeń, ale równolegle uruchomiliśmy proces dywersyfikacji źródeł finansowania. Startujemy w konkursach miejskich i ministerialnych, aplikujemy też do programów europejskich – zarówno jako lider, jak i partner.
Rozmawiamy z miastem o zwiększeniu dotacji podmiotowej i inwestycyjnej, bo infrastruktura wymaga doposażenia. Chodzi o sprzęt techniczny, zaplecze edukacyjne, oświetlenie, nagłośnienie, a także o poprawę komfortu pracy i dostępności.
Czy miasto wspiera ten kierunek?
Justyna Sobczyk: Tak, czujemy wsparcie Biura Kultury m.st. Warszawy. Idea stworzenia w stolicy pierwszego teatru miejskiego dedykowanego młodzieży wyszła zresztą z miasta i zbiegła się z naszą koncepcją. W rozmowach słyszymy, że to inicjatywa potrzebna i oczekiwana.
Magdalena Grudziecka: Rozpoczęliśmy dialog również z Urzędem Dzielnicy Ochota. Choć Teatr funkcjonuje jako instytucja miejska, chcemy mocniej zaznaczyć naszą obecność w życiu lokalnej społeczności. Współpraca ze szkołami, bibliotekami i domem kultury to dla nas naturalny kierunek rozwoju. Zależy nam, by teatr był miejscem spotkania i wymiany, a nie przestrzenią funkcjonującą na marginesie. To podejście jest w pełni zgodne również z polityką dzielnicy, która konsekwentnie wspiera działania na rzecz młodzieży.
Zostańmy jeszcze przy sali. To przestrzeń kameralna, około 60 miejsc (czasem ciut więcej przy młodszej widowni). W ostatnich latach wykształcił się tu nurt kameralnego teatru psychologicznego – m.in. prace Małgorzaty Bogajewskiej, Marcina Wierzchowskiego czy Igora Gorzkowskiego. Czy widzą Państwo pole do kontynuacji takiej linii – ale z myślą o młodych?
Justyna Sobczyk: To może być jeden z języków, o ile wynika z realnych potrzeb młodych odbiorców. Nie chcemy narzucać formy, tylko sprawdzać różne formaty. W Ognisku słyszymy wyraźną potrzebę grania ról, budowania postaci, pracy nad biografią – i to jest ważny sygnał. Jednocześnie młodzi często domagają się form bardziej performatywnych, angażujących. Dlatego nie deklarujemy jednej estetyki.
Zbadamy temat, zaprosimy twórców, a ostateczna decyzja będzie wynikiem konsultacji, warsztatów i pierwszych szkiców. Jeśli wyjdzie z tego dobre psychologiczne przedstawienie dla nastolatków – zagramy je. Jeśli okaże się, że temat wymaga formy dokumentalnej albo bardziej choreograficznej – pójdziemy tą drogą.
W koncepcji na lata 2025–2030 nie pada wiele nazwisk. Pojawiają się m.in. Magda Szpecht, Maria Stokłosa, Cezary Tomaszewski. Czy to świadoma ostrożność?
Piotr Morawski: Nie chodzi o ostrożność, mam poczucie, że udało się nam zebrać grono życzliwych osób, z którymi chcemy współpracować. Nie przypisujemy nazwisk do konkretnych premier, bo po pierwsze ogranicza nasz budżet. Po drugie – chcemy zostawić miejsce na wnioski z badań i na głosy młodych. Ci artyści są dla nas ważni jako osoby współpracujące i dzielące się własnymi doświadczeniami pracy, tutorki i tutorzy, prowadzący warsztaty, opiekujące się rezydencjami.
Justyna Sobczyk: Nie mamy stałego zespołu aktorskiego – to świadomy wybór. Dzięki temu przy każdym tytule możemy zadbać o wiekszą różnorodność reprezentacji na scenie. Chcemy by młoda publiczność zobaczyła różnorodne osoby aktorskie – artystów queerowych, z niepełnosprawnością, osoby w różnym wieku.
Pani doświadczenie z Teatru 21 – zespołu dorosłych osób z niepełnosprawnością intelektualną – co przenosi Pani z tamtej pracy do Ochoty?
Justyna Sobczyk: Po pierwsze – relacje. Tworzenie teatru zawsze rozumiem jako budowanie społeczności, a nie tylko realizację artystycznych projektów.
Po drugie – świadomość reprezentacji i dostępności. To, kto pojawia się na scenie, ma ogromne znaczenie, bo z czasem scena zaczyna być lustrem swojej widowni.
Różnorodność zespołu aktorskiego naturalnie przekłada się na różnorodność publiczności.
I po trzecie – codzienną, pozaartystyczną pracę. Mała instytucja pozwala być blisko ludzi, reagować na potrzeby i dbać o rozwój kompetencji zespołu, które pomagają nam dobrze ze sobą współpracować.
Piotr Morawski: Dlatego tak ważny jest program instytucjonalny: warsztaty komunikacji, superwizje dla zespołu, przejrzyste procedury naborów oraz prosty obieg informacji i odpowiedzialności. Jeśli mówimy o włączaniu na scenie, musimy też mieć uważność na siebie nawzajem w zespole, w którym pracujemy.
Magdalena Grudziecka: Zależy nam na pracy w rytmie, który sprzyja uważności i rozwojowi. To wymaga realistycznego planowania, adekwatnych zasobów i partnerskich relacji. Zespół, który czuje sens i bezpieczeństwo, potrafi tworzyć dobre miejsce – i właśnie do takiego dążymy.
Młodzież jest dziś spolaryzowana – poglądy, języki, światopoglądy. Jak zamierzacie dbać o bezpieczeństwo i etykę w takim tyglu?
Justyna Sobczyk: Po pierwsze – ramy: zgody, anonimizacja, osoby kontaktowe, prawo do odmowy udziału i do wycofania się z procesu. Po drugie – moderacja: rozmowy po spektaklu prowadzą osoby przygotowane, nie zostawiamy młodych samych z trudnymi tematami. Po trzecie – różnorodność głosów: w badaniach i w pracach artystycznych dbamy o to, by wybrzmiewały różne perspektywy, nie tylko nasze.
„Nie chcemy budować instytucji na wzór istniejących teatrów dramatycznych” – piszecie w programie. To brzmi jak deklaracja zmiany modelu. Jaki będzie Teatr Ochoty w 2030 r.?
Magdalena Grudziecka: Chcemy, żeby Teatr Ochoty był bezpiecznym miejscem pracy i spotkania – opartym na zaufaniu, partnerstwie i realnych możliwościach. W który wierzy też młodzież i który czuje.
Justyna Sobczyk: Widzę nasz teatr jako żywe miejsce, pełne młodych osób. Parter wreszcie przytulny, stoliki zajęte, herbata, rozmowy. Widzę też osoby nauczycielskie i innych dorosłych, którym również zależy na dialogu z młodymi. Mamy regularny program dla osób nauczycielskich i edukatorów, pedagogów teatru– warsztaty wokół spektakli, materiały dla szkół, wizyty studyjne. Działa program „Forever Young” – na skwerze przed kawiarnią odbywają się taneczne i ruchowe warsztaty. Jesteśmy dostępni. I jeszcze jedno: za pięć lat chciałabym widzieć nasz zespół i nas niewypalonych i zadowolonych ze swojej pracy, współpracujących.
Piotr Morawski: A dla mnie – że młodzi mówią: „to nasze miejsce”. Jeśli tak się stanie, to znaczy, że plan zadziałał.