Związkowcy z bydgoskiej Opery zaczynają akcję protestacyjną. Jeśli marszałek nie podwyższy im gaży najpierw zaśpiewają mu i zatańczą pod oknami urzędu.
Bydgoska Opera Nova zalicza się do krajowej czołówki. Jako jedna z kilku instytucji, utrzymywanych przez wojewódzkie samorządy, dotowana jest przez resort kultury. Z ostatnich sukcesów wymienić można tytuł najlepszego spektaklu roku dla "Pana Twardowskiego", zaproszenie do wystawiania "Mefistofelesa" na Scenie Narodowej Teatru Wielkiego w Warszawie, czy jeszcze ciepłe zaproszenie do Luksemburga z "Madamą Butterfly". Wśród dziewięciu porównywalnych teatrów operowych, wielkość sceny plasuje nas na trzecim miejscu w kraju, zatrudnienia - dopiero na piątym. Natomiast wysokość samorządowej dotacji stawia operę na trzecim miejscu, ale niestety... od końca. Długa ręka "Solidarności" Minionej wiosny związkowcy z bydgoskiej opery i filharmonii dogadali się z wicemarszałkiem Włodzisławem Gizińskim, że w ciągu najbliższych dwóch lat dostaną łącznie 20-procentowe podwyżki, by zrekompensować rosnącą inflację. Niestety, wkrótce Gizińskiego odwołano.