"Staś i Zła Noga" wg Tomasza Grządzieli w reż. Bartłomieja Błaszczyńskiego z Teatru Śląskiego w Katowicach na 60. Kaliskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Tomasz Domagała na stronie DOMAGAŁAsięKULTURY.
Jak zagrać Złą Nogę, będącą rzeczywistą częścią głównego bohatera, który do tego beztrosko (no, może nie do końca beztrosko) hasa po scenie? To zależy – głównie od inwencji aktora, ale też i od pomysłu oraz jego realizacji. Katarzyna Błaszczyńska, adaptując komiks Tomasz Grządzieli, dokonała rzeczy pozornie niemożliwej: przełożyła oryginalny koncept autora na język teatru tak, że nie stracił on w ogóle świeżości i jest jednym z najmocniejszych punktów spektaklu.
Słodko-gorzka opowieść o samotności niepełnosprawnego chłopca i jego szorstkiej przyjaźni ze swoją Złą Nogą wybrzmiewa więc na scenie prawdziwie i przejmująco. Wielka w tym zasługa przyjętej przez adaptatorkę strategii, żeby o poważnych, przykrych sprawach mówić tekstem otwartym; nie zamiatać problemów pod dywan, zwłaszcza gdy adresatem tej wypowiedzi są dzieci. To kolejna przyczyna sukcesu katowickiego spektaklu.
Charakter opowieści byłby jednak zbyt ponury i dołujący, gdyby nie postać Złej Nogi, z dowcipem i inteligencją wymyślona i skonstruowana. Pełni ona w tym świecie określną funkcję: ma nam trochę rozjaśnić opowiadany ze sceny świat, pokazać, że życie nie składa się tylko z tragedii, a jednocześnie nauczyć nas akceptacji dla tego, co nie do końca od nas zależy. I to się świetnie, mam wrażenie, udaje. Gdy mamy już tekst i postać, możemy pomyśleć o zagraniu Złej Nogi.
Michał Rolnicki w swojej kreacji wydaje się stawiać przede wszystkim na fizyczność swojej postaci, dwoi się i troi, biega, skacze, wyprawia różne harce, daje nam się poznać jako nie do końca podlegająca kontroli, nadpobudliwa bohaterka, którą – mimo pewnej emfazy i bezczelności – od razu lubimy. W związku z tym, że również postać Stasia od początku budzi w nas ciepłe uczucia, najważniejsza staje się w tym spektaklu ich wspólna relacja. A jest ona tak prowadzona, że w finale, który opiera się na niezwykłym dla obu bohaterów, dramatycznym wydarzeniu, doznajemy katharsis, gdyż realny sceniczny epizod przemienia się nagle w uniwersalną opowieść o ludzkich uczuciach.
Dzięki temu stanowimy nagle pozornie niemożliwą wspólnotę – i mali, i duzi widzowie przeżywają to samo, o czym świadczy chlipanie pod nosem i łzy, ucierane ukradkiem tak, żeby nikt nie widział. Gdy mnie więc zapytacie raz jeszcze, jak zagrać Złą Nogę, odpowiem – prawdziwie i z pełnym oddaniem postaci, jaka by nie była. A wtedy reszta zrobi się w teatrze sama.