- Pamięć jest moją obsesją – mówi Aneta Adamska-Szukała, założycielka Teatru Przedmieście. Ale jak piękna to obsesja potwierdza premiera „Śpiewającej z Wilczkami”, która w sobotę na scenie Teatru Przedmieście opowiedziała historię Heleny Wilczek, ostatniej żyjącej ze słynnej Kapeli Wilczków z Rakszawy.
I jeśli ktoś potrafi czule tknąć strunę ludzkiej duszy, wzruszyć, pocieszyć, zachwycić i oczarować… 85-letnia Helena Wilczek robi to fenomenalnie. Wiara, Nadzieja, Miłość, te trzy; lecz z nich największa jest Miłość – mówią o sensie życia chrześcijanie. Muzyka, Miłość, Radość, lecz Muzyka najpiękniejsza – po ponad ośmiu dekadach życia przekonuje „Śpiewająca z Wilczakami” i uwierzycie jej na słowo! Teatr Przedmieście po raz kolejny zabiera nas w magiczną podróż w czasie, wypełnioną starymi fotografiami, wspomnieniami oraz muzyką i śpiewem na żywo ocalając od zapomnienia ważne słowa, magiczne dźwięki i kwintesencję piękna ludzkiego żywota.
Na deskach Teatru Przedmieście nie jeden już raz oglądaliśmy historie rodzinne, nierzadko utkane ze wspomnień Anety Adamskiej-Szukały i związane z najbliższymi jej osobami, które stawały się uniwersalnymi przypowieściami. Tym razem jest inaczej – spektakl opowiada o żyjącej bohaterce, co więcej, Helena Wilczek występuje na scenie w opowieści o sobie samej i robi to w sposób tak naturalny, lekki, wzruszający i chwytający za serce, że nie sposób oderwać od niej wzroku.
Wspaniale partneruje jej Aneta Adamska-Szukała, która wspólnie z Helcią wędruje przez kolejne dekady jej życia, a Kinga Szuberla, która wciela się w postać młodziutkiej Heleny, niesie przez spektakl tę bezwstydną radość, entuzjazm i nadzieję, jakie tylko młodości można przypisać.
Całości dopełnia wspaniała kapela Wilczków, czyli słynnych muzykantów z Rakszawy, w których wcielają się: Jakub Adamski jako Antoni Wilczek grający na akordeonie; Maciej Szukała na bębnie czyli Franciszek Wilczek oraz Jan Niezgoda na skrzypcach jako Stanisław Wilczek i Mirosław Kiełbasa z trąbką jak przed laty Stanisław Frączek. Muzyka ma kluczowe znaczenie w tym spektaklu, bo i muzyka uczyniła z Heleny Wilczek osobę wyjątkową.
- Niby jestem zwyczajną osobą, a niezwyczajną – mówiła po premierze Helena Wilczek. - Gram w spektaklu o sobie i ciągle nie mogę w to uwierzyć – mam piękne życie, zawsze z muzyką. Ta zdaje się ją nieść przez życie i nieważne, że dziś ma 85-lat, na scenie jest tak prawdziwa, młodzieńcza, szczera, że nie sposób się Nią nie zachwycić!
Śpiew od zawsze dawał jej największą radość. Także wtedy, gdy jako 15-latka została sierotą. Dzięki sąsiadowi, Antoniemu Wilczkowi, który nie umiał pisać ani czytać, ale wspaniale grał na akordeonie i skupiał wokół siebie muzykujących członków rodziny oraz sąsiadów, także Helcia śpiewała w kapeli.
Muzykanci zapraszani byli na wesela, kolędę przed Bożym Narodzeniem i na Nowy Rok, a i na co dzień Wilczki muzykowali bez okazji, gdy tylko była wolna chwila od ciężkiej pracy na roli.
- Biedne to były czasy, ale człowiek był blisko siebie, innych ludzi i Boga – mówi w spektaklu Helena Wilczek.
Gdy opowiada o sobie, w tle widzimy piękne, przedwojenne fotografie jej rodziców, Rakszawy i kapeli Wilczków. Słodko-gorzki smak ma opowieść o niespełnionej miłości Heleny. Młodziutka dziewczyna zakochana w Franku, nie ma szans na ślub z ukochanym - ciotki wolą dla niej robotnego Kazika, przyuczonego do pracy na roli, niż młodzika, który szczęścia szuka w mieście jako górnik. Helena wiele lat wspomina swoją młodzieńczą miłość, ostatni list przechowuje za obrazem na ścianie, ale gdy rodzą się kolejne dzieci, radość i spełnienie odnajduje w macierzyństwie i wspólnym muzykowaniu.
- Piękna kobieca opowieść o rzeczach, które się nigdy nie zmieniają – mówi Aneta Adamska-Szukała. - Helena Wilczek gra samą siebie, a 17-letnia Kinga Szuberla wciela się w bohaterkę opowieści, która kończąc 17 lat musi wyjść za mąż. Tym bardziej wymowna jest scena, gdy Kinga z Heleną tańczą na scenie.
Niezwykła postać Heleny Wilczek jest kapitalnym nośnikiem tradycji, bogatej obyczajowości nierozerwalnie związanej z obrzędowością i życiem starej, lasowiackiej wsi. Swoisty mikrokosmos, który kobieta nosi w sobie!
Tym większe brawa za odtworzenie piosenek i muzyki zostawionych przez kapelę Wilczków, a udokumentowanych też przez Franciszka Kotulę. Wspaniałe są w spektaklu sceny z wesela Heli i Kazika, przezabawne wspomnienie z fotografem, który nie chciał zrobić pamiątkowego zdjęcia, bo panna młoda nie miała bukietu ślubnego. Ten w końcu powstał z bibułkowych kwiatów otoczonych jedliną.
- Nikt w całej Rakszawie, a może i na całym świecie nie miał takiego bukietu ślubnego jak ja – ze śmiechem wspomina Helena Wilczek.
Najważniejsze, że na weselu była wspaniała muzyka i śpiew. Tym ostatnim Helena zachwyca do dziś. Wystarczy, że usłyszy pierwsze dźwięki, już śpiewa i bynajmniej, żadnych słów nie zapomina. Wspaniale czuje muzykę graną na żywo przez aktorów Teatru Przedmieście, którzy na podstawie archiwalnych utworów odtworzyli skład instrumentalny kapeli Antoniego Wilczka, a dzięki nagraniom, przyśpiewkom, a także zapisom oryginalnych pieśni w starych zeszytach próbują zachować pamięć odchodzącego już świata, który na naszych oczach powoli znika.
Wzrusza archiwalny zapis wypowiedzi Franciszka Kotuli z Muzeum Etnograficznego w Rzeszowie: "Boże, jak te Wilczyce śpiewały! Z wydźwiękiem tak archaicznym, tak ludowym, że jeszcze chyba średniowiecznym. Podobnie i w podobnej atmosferze te same pieśni musiały śpiewać ich pra-pra-babki czy pra-pra-ciotki. Wilczyce, ściślej Wilczki (od nazwiska Wilczek), były to mieszkanki Górnej Rakszawy, Hela, Józia i Zośka. Śpiewały jak w czasie prawdziwej kolędy, przy akompaniamencie "orkiestry", którą zmontował ze starszych i młodszych dziadków - sam również grający chyba jeszcze na renesansowej harmonii - ojciec Józi, a stryjek Heli, leciwy dziadzio, Antoni Wilczek. A działo się to w starej, drewnianej chałupie, pod numerem 319..."
Są też archiwalne nagrania i zdjęcia, na których Wilczki muzykują po pracy na roli. Wspaniała opowieść, którą już wkrótce będzie można zobaczyć także w Rakszawie, Stalowej Woli i Cisnej. Na pewno powróci też na deski Teatru Przedmieście w Rzeszowie. Sam spektakl powstał w ramach programu OFF Polska organizowanego przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego i został dofinasowany przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.