„Rana” Teresy Fazan i Marty Ziółek, performans wg koncepcji Marty Ziółek w Zachęcie - Narodowej Galerii Sztuki w Warszawie. Pisze Kinga Senczyk z Nowej Siły Krytycznej.
Czym jest ciało dzieła sztuki? W jaki sposób performans, który jest najbardziej ulotnym gatunkiem, może istnieć w czasie? Po zakończeniu działania i rozejściu się publiczności często nie zostaje po nim ślad. Może jeszcze przez jakiś czas będzie żył w pamięci widzów. W przeciwieństwie do spektakli w teatrach repertuarowych, zazwyczaj jest grany raz, może dwa, więc to mała grupa. „Rana” Marty Ziółek, podobnie jak wiele innych performansów, może jedynie zostać nagrana (ale czy rejestracja będzie tym samym co działanie?) i schowana w archiwum Zachęty, gdzie odbyła się prezentacja.
Ziółek stworzyła postać bogini, wieszczki, która nawiedza święty przybytek sztuki. Ubrana w czerwień – spodnie z szerokimi nogawkami i narzucone na nie kimono z długim trenem, ciągnącym się po ziemi – kontrastuje z białym marmurem głównej klatki schodowej budynku. Kostium autorstwa marki modowej HAWROT, której znakiem rozpoznawczym są współczesne europejskie wersje kimon, dopełnia długi do ziemi blond warkocz oraz makijaż z mocno podkreślonymi na czerwono ustami. Na początku performerka ma oczy zasłonięte szarfą, również czerwonego koloru, na wzór Temidy, bogini sprawiedliwości. Powoli wstępuje na schody, z każdym krokiem coraz głośniej udźwięczniając wdech i wydech. Ze szczytu schodów dobiegają rytmiczne uderzenia perkusji Brunona Jasieńskiego (również ubranego w czerwień), które wzmacniają przestrzeń dźwiękową. Powstaje w ten sposób forma medytacji i rytualizacji, wprowadzania się w niecodzienny stan. Związki z azjatyckimi tradycjami widać również w estetyce ruchu, który przypomina wschodnie sztuki walki – ciało (a przede wszystkim ręce) eksploruje jakości między napięciem a rozluźnieniem, porusza się w sposób precyzyjny, skupiony. Na myśl przychodzą również skojarzenia z europejskiego kręgu kulturowego, jak na przykład wieszczki z Delf. Zwłaszcza, gdy Ziółek zdejmuje przepaskę, by ukazać wywrócone gałki oczne i szybko poruszające się powieki. Jakby wstąpiły w nią ponadnaturalne siły. Nieustannie skanuje wzrokiem przestrzeń i z góry przemawia do zebranych.
Performerka przywołuje prace z kolekcji Zachęty: „Popiersie bez głowy” Aliny Szapocznikow z 1968, „Archiwum gestów” Zofii Kulik z 1987, „Bez tytułu (Open Wide)” Piotra Uklańskiego z 2011, czy „Jestem sobie” Katarzyny Kozyry z 2024. Rozważa przy tym, czym jest cielesność dzieła sztuki. Ich tematem jest fizyczność, zachowane w ciele kody, traumy i jego czasowość. Ponadto mają bardzo materialny wymiar: rzeźby, fotografii, tkaniny, czy nawet specyficznego performansu – instalacji. Możemy stanąć wobec dzieł, które istnieją niezależnie od ich autorów. Co jednak w przypadku tych, które zaginęły – jak obraz Fridy Kahlo „The Wounded Table”? Praca meksykańskiej artystki była dokumentacją i świadkiem osobistego bólu, poczucia rozczłonkowania i ran. Co się z nimi staje, gdy płótno-pośrednik zaginie? Innym przykładem specyficznego potraktowania dzieła sztuki jest (nie)słynne pocięcie szablą zdjęć Piotra Uklańskiego na wystawie „Naziści” w Zachęcie przez Daniela Olbrychskiego. Dyrekcja wycofała zawiadomienie do prokuratury. Ziółek w tym kontekście porównuje fizyczność dzieła sztuki do ciała kobiety i stawia prowokacyjne pytanie: czy na jedno i drugie można bezkarnie patrzeć, dotykać je, ranić?
Motywy ulotności i temporalności Marta Ziółek eksploruje także w warstwie dźwiękowej. Improwizuje, ucieleśniając głosem czasowniki takie jak: miziać, głaskać, ściskać, miętosić czy tarmosić. Próbuje zmianami intonacji, rozciąganiem i skracaniem głosek, dzieleniem i powtarzaniem wyrazów wspomaganych wyrazistym ruchem oddać ich istotę, nadać im realne ciało. Albo wręcz odwrotnie, odrealnić swój głos przez przetworzenie elektroniczne, gdy wymienia tytuły dzieł sztuki z ostatniej wystawy czasowej w Zachęcie – „Łzy szczęścia”.
Ziółek puszcza również oko do samej Zachęty i artystów z obszaru performensu, którzy pokazywali tutaj prace. Wiele z nich odbywało się właśnie na reprezentacyjnej klatce schodowej. Stąd pełne czci i uwielbienia westchnienia „Zachęto!” oraz czułe szepty kierowane wprost ku marmurowej podłodze: „już wiem czemu wszyscy chcą się dotykać, chcą tu performować”. Pojawiają się przy tym opisy audiodeskryptywne wypowiadane przez Jasieńskiego, na przykład gdy performerka odwraca się od widowni i pada na schody. W tym przypadku nie mają one na celu budowania dostępności, ale jako środek artystyczny jeszcze bardziej podkreślają fizyczną obecność i działania performerki.
Wizerunek wieszczki, początkowo mocno teatralizowany, rozpada się, gdy Ziółek zwraca się bezpośrednio do Jasieńskiego, który podsuwa jej hasła do improwizacji dźwiękowej, z prośbą o zmianę. To wyrwanie z teatralizowanego świata do przestrzeni prywatnej między artystami jest dosyć gwałtowne. Sacrum coraz bardziej miesza się z profanum. Ziółek zwraca się bezpośrednio do publiczności, zachęca do wspólnego mruczenia. Na koniec performerka wpisuje również siebie i „Ranę” w kolekcję Zachęty.
***
„Rana”
koncept i performans: Marta Ziółek
Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki, pokazy: 27 i 29 września 2024
***
Kinga Senczyk – kulturoznawczyni, recenzentka teatralna, performerka, improwizatorka, edukatorka kulturalna i przewodniczka w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.