"Big Bang" Andrzeja Kondratiuka w reż. Piotra Ratajczaka w Och-Teatrze w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Mamy oto mazowiecką wieś, na gumnie za jedną z chat ląduje UFO.
Tekst jest jakby zabawny (słowo „jakby” w przypadku Kondratiuka jest koherentne), z pewnością – absurdalny, momentami nawet farsowy, ale nie radziłbym nastawiać się na jakąś bardzo zwiewną komedię. Otrzymujemy bowiem dość smutną refleksję nie tylko o (jak to się niekiedy mawia) „kondycji człowieka”, ale i - o kondycji Polaka.
Sprawa jest poważna, nasi bohaterowie chcą powitać egzotycznych gości z należnym szacunkiem, co – jak się okazuje – nie jest wcale proste i ich próby postawienia się w roli przedstawicieli Narodu tudzież Gatunku generują mnóstwo wątpliwości, niekiedy zupełnie zasadnych. Tę niespodziewaną a kontrowersyjną obecność Obcego próbują jakoś sobie zracjonalizować, więc - biez wodki nie razbieriosz. Posyła się zatem po Zosię z GS-u, Hela z Mietkiem nakrywają stół i oto jesteśmy świadkami coraz bardziej absurdalnej dyskusji, w której to nie Naukowiec ale - Pastuch odegra rolę najważniejszą. Ciekawe, dlaczego?
Zainspirowany spektaklem przypomniałem sobie film z 1986 roku, powstały zresztą na osnowie tekstu teatralnego, aktorzy u Kondratiuka nie mazurzą, nie śledzikują, nie stylizują języka na „wiejski”. Trochę niepotrzebnie zastosowano ten zabieg na ochowej scenie, niezbyt dobrze to brzmiało. Choć… może być i tak, że wychowany wśród wschodnich zaśpiewów – jestem na ich autentyczność szczególnie uwrażliwiony.