„Bóg i proch. Część pierwsza” w reż. Tomasza Mana w CSW Zamku Ujazdowskim w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.
„Bóg i proch” to eksperymentalny spektakl sytuujący się na styku działań performatywnych, wykorzystujący obok słowa i muzyki również formy przynależne do sztuk plastycznych, w efekcie w próbie transponowania teatru radiowego na żywy plan dźwiękowy osiągający formę audio-teatru. Tak przynajmniej nazywają to zdarzenie, oparte na tekście Tomasza Mana, sami realizatorzy i pomysłodawcy projektu, który będzie miał swoją kontynuację.
Autor i reżyser nawiązuje w tym przedstawieniu do znanych z Biblii przypowieści, głównie tych dotyczących narodzin człowieka i tego, co determinowało i konstytuowało pojawienie się pierwszych ludzi na świecie. Reinterpretacja tych motywów jest doskonałym przyczynkiem do zrewidowania swoich własnych poglądów na temat wiary, religii czy śmierci. Bardzo istotna, jeśli nie najważniejsza, obok słowa, jest w tym teatralnym słuchowisku sfera dźwiękowa i całe instrumentarium, które ją kreuje. To od niej zresztą wszystko się zaczyna. Aktorzy powołując do życia swoje postaci korzystają najpierw z różnej maści przedmiotów (butelka, szklanka, dzbanek, mikrofon, jabłko, akwarium, gałąź, nóż…), które wykorzystywane w niekonwencjonalny sposób tworzą niesamowicie gęstą audiowizualnie ornamentację, jednocześnie budując medytacyjny, niecodzienny nastrój i pogłębiając tym samym aurę tajemniczości, która będzie towarzyszyć nam już do końca przedstawienia. Kiedy wreszcie padną pierwsze słowa dotkniemy najbardziej istotnych aspektów człowieczeństwa i tego jak ludzkość próbuje odnajdywać się, realizując swoje życiowe plany, w stworzonym przez boga świecie. Powstającym dźwiękom, także zaskakującym brzmieniom muzycznym (Marek Otwinowski, Tomasz Man), później również wypowiadanym słowom, towarzyszą dodatkowo zapachy, które podnoszą doświadczanie tego, co słyszymy i oglądamy na jeszcze wyższy recepcyjny poziom. Asocjacji jest coraz więcej, a kontakt jaki powstaje na styku aktor – odbiorca jest coraz bardziej zmysłowy, momentami nawet dojmujący. Małgorzata Kożuchowska (znakomicie zaaranżowana scena spożywania przez Ewę jabłka), Mariusz Bonaszewski i Sambor Dudziński, „grając” najpierw z przedmiotami codziennego użytku, zaczynają w końcu używać głosu, który przybiera różne jakości. W przypadku Mariusza Bonaszewskiego jest to od początku do końca szept, ale silnie natchniony, bo nie pozbawiony mocno artykułowanej emocjonalności. Zakomponowane to wszystko jest z niezwykłą starannością, a aktorzy wcielający się w monologach w postaci ze Starego Testamentu imponują zaangażowaniem i skupieniem na wszelkich interpretacyjnych niuansach. Nastrojowość, konstruowana jednocześnie za pomocą wielu form wyrazu, dźwiękowo zwielokrotniana użyciem przetworników piezoelektrycznych i mikrofonów stykowych, osiąga tutaj szczególny rodzaj głębokiego i wewnętrznego uniesienia, na szczęście odległego od tonów patetycznych.
Kreatywne wykorzystanie sfery dźwiękowej, wraz ze słowem, które jej towarzyszy, daje asumpt do spojrzenia na historię człowieka, który został wygnany z raju, z wielu różnych perspektyw. Przede wszystkim jednak każe zastanowić się nad aktami wiary i religii, które mogłyby pozwolić na odbudowanie naszego porozumienia z Bogiem i z Kościołem, mocno dzisiaj z różnych powodów nadwątlonego i bez wątpienia potrzebującego odnowy.