Logo
Recenzje

Bezmatek i Najdłuższa Szychta Świata...

28.11.2025, 14:45 Wersja do druku

„Bezmatek” Miry Marcinów w reż. Patryka Warchoła z Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie oraz „Najdłuższa Szychta Świata, czyli katastrofa górnicza w Copiapó, na pustyni Atakama, 830 km od Santiago, stolicy Chile. Struktury” w reż. Piotra Mateusza Wacha z Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie na 15. Forum Młodej Reżyserii. Pisze Kamil Pycia na blogu Teatralna Kicia.

fot. Anna Kołaczek-Szymańska

Czasem budzę się ze snu zimowego na czas i udaje mi się cudem dorwać bilety na Forum Młodej Reżyserii, bo znikają one zwykle w trybie natychmiastowym i mogę co najwyżej sobie zrobić własne Forum w domu, tańcząc z psem za ręce. Ale w tym roku z sukcesem udało mi się dostać na dwa spektakle z całej puli, oba dosyć odmienne i stojące po zupełnie innych końcach estetyki i koncepcji na siebie, a nie ukrywam, że czasem lubię sobie podpatrzeć, co proponują nowi twórcy, żeby przygotować się emocjonalnie na to, co nadciąga nieuniknienie.

1. „Bezmatek” reżyseria: Patryk Warchoł

Patryk Warchoł sięga po książkę Miry Marcinów, która zdobyła za nią kilka lat temu Paszport „Polityki”. Sama książka rozłożyła mnie swego czasu na łopatki swoją treścią, ale też strukturą przypominającą porwane fragmenty pamiętnika czy też szybkich notatek wmieszanych w jedną teczkę. Co ciekawe, Warchoł zupełnie z tego rezygnuje i ugładza prozę Marcinów, sklejając z tych porwanych sytuacji linearną opowieść, która zgrabnie i ze sporym humorem płynie przez różne momenty życia głównej bohaterki.

Spektakl otwiera scena, gdzie kobieta na pogrzebie swojej matki stara się wygłosić mowę pogrzebową. Bardzo mocno skojarzyło mi się to z odcinkiem BoJacka Horsemana „Darmowy Churro” z sezonu piątego, w którym to właśnie w identyczny sposób mowa pogrzebowa staje się rozliczeniem z przeszłością i własną matką, która była nie do końca tak spoko osobą, jak by mogło się wydawać.

W spektaklu martwa matka nadal nie daje dojść do głosu córce, strofując ją i ustawiając do pionu. Warchoł proponuje nam swoistą sekcję relacji z toksyczną osobą i uczuć, jakie są z tym związane. Jak walczą i mieszają się w momencie, kiedy chciałoby się tak odpychającej matki nie kochać, a jednocześnie jest się jakoś do niej przywiązanym. Bardzo, bardzo trudna relacja i proces dochodzenia do odzyskania własnego głosu. Jednak nie jest to jazda przez czarny tunel zła, bo twórca daje też iskierki humoru i nadziei.

Super wypada w roli matki Aleksandra Bożek – mega klasa, dawno nikt w teatrze tak pięknie nie umierał na raka. Potrafi wytworzyć na scenie wiarygodną energię, która utwierdza nas w tym, że dało się matkę kochać pomimo całego bagna, jakie urządziła swojej córce.

Co zaskakujące, wyciągnięte zostają wątki przemiany ustrojowej i poniekąd staje się to też opowieścią nie tylko o relacji córki z matką (a raczej jej stratą), ale wręcz opowieścią o relacji ludzi z nową Polską i tym, jak przewrotka polityczna wpłynęła na życie zwykłych szarych Polaków i jak destrukcyjnym cieniem się na nich położyła.

Reżyser stworzył poruszający spektakl (ale też trudno o inny efekt, gdy opowiada się o umierających matkach), wydaje mi się, że może odrobinę zbyt zachowawczy, ale bardzo zręcznie szafujący gatunkami w obrębie samego siebie.

fot. Jakub Kotynia

2. „Najdłuższa Szychta Świata, czyli katastrofa górnicza w Copiapó, na pustyni Atakama, 830 km od Santiago, stolicy Chile. Struktury” reżyseria: Piotr Mateusz Wach

Mamy zwycięzcę w kategorii Najdłuższy Tytuł Spektaklu na Świecie, czyli spektakl Piotra Mateusza Wacha w Krakowie, w Małopolsce, 295 km od Warszawy, stolicy Polski. Matko boska.

Ale śmieszki śmieszkami, Wach mógł sobie pozwolić na taką długą fanaberię, bo za tym kryje się miażdżąco dobry spektakl. Bardzo się cieszę, że udało mi się na niego dopchać, bo ewidentnie moje życie byłoby uboższe bez zobaczenia tej realizacji. Prawdziwa katastrofa górnicza, która się wydarzyła w 2010 roku, staje się pretekstem do zbadania kilku zupełnie rozłącznych tematów, takich jak potencjalna energia wspólnototwórcza katastrofy, jednocześnie analiza potencjalnej choreografii oczekiwania po tragedii – czy uwięzienie ma jakiś swój określony zapis ruchu, który można zdefiniować jako jedyny przynależny do tej sytuacji. Jednocześnie dochodzą kwestie tego, czym naprawdę jest męskość i co tę męskość definiuje. Zaznaczony jest też dość brutalnie element fetyszyzacji katastrofy i tego, co przeszła grupa górników (super pomyślana scena, w której kobieta przechadza się z aparatem fotograficznym między strudzonymi chłopami, ściśniętymi pod zawałem kopalnianym, i traktuje ich jedynie jako pożywkę dla swoich analiz i przemyśleń, obdzierając ich zupełnie z człowieczeństwa).

Wach porusza się bardzo swobodnie w tej narracji i składa na scenie spektakl, który siada na twarzy całym swoim ciężarem i dusi, przesuwając emocje do ekstremum za pomocą super poprowadzonych scen zbiorowych, składających się głównie z choreografii, muzyki i śpiewu lub właśnie ciszy potęgującej poczucie alienacji. Opowiedzenie tej historii z perspektywy uwięzionych górników automatycznie zmusza nas do zastanowienia – jak wyglądały te długie dni spędzone pod ziemią i do czego tam doszło lub dojść mogło w warstwie czysto hipotetycznej. I co istotne, Wach przesuwa się najdalej, jak się da, od teatru stricte dramatycznego, żeby, używając minimum słów, skupić się właśnie na mocy ruchu, dotyku, światła i mroku. Ogrom ciężkiej pracy wykonują też aktorzy, panując z ogromną dyscypliną nad swoimi ciałami.

„Najdłuższa szychta…” stoi dopieszczoną choreografią i pysznie dobraną muzyką Michała Smajdora – te dwa elementy połączone ze sobą w dynamicznych scenach zbiorowych zmuszały mnie parokrotnie do zbierania szczęki z podłogi.

Mam pewne poczucie niesprawiedliwości dziejowej, że najpewniej ten spektakl zniknie zupełnie jak większość uczelnianych/dyplomowych projektów, a szkoda, bo jest to projekt dopieszczony w najmniejszym szczególe, przemyślany treściowo, jak i wizualnie. I budzi spory szacunek to, jak Piotr Mateusz Wach zgrabnie lawiruje między estetykami i radzi sobie tak samo dobrze w teatrze choreograficznym, jak i czysto dramatycznym. Chyba jestem troszkę zwyczajnie zazdrosny, że ktoś jest tak zdolny.

Źródło:

teatralna-kicia.tumblr.com
Link do źródła

Autor:

Kamil Pycia

Sprawdź także