Logo
Recenzje

Bez wejścia, bez wyjścia – teatr zamknięty w sobie

11.06.2025, 12:06 Wersja do druku

„Nagle, ostatniego lata” Tennessee Williamsa w reż. Michała Borczucha w Nowym Teatrze w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Maurycy Stankiewicz

Z dużym rozczarowaniem opuszczałem salę Nowego Teatru po obejrzeniu najnowszej inscenizacji sztuki Tennessee Williamsa Nagle, ostatniego lata w reżyserii Michała Borczucha. Wysokie oczekiwania, jakie rodziła obecność wybitnych aktorów, nowe tłumaczenie Jacka Poniedziałka i zapowiedź współczesnego odczytania tekstu, okazały się – niestety – całkowicie zawiedzione. Borczuch, który wielokrotnie podejmował twórcze ryzyko, tym razem nie zdołał przekuć eksperymentu formalnego w poruszające doświadczenie teatralne.

Przerysowanie postaci, skąpanych w patosie i stylizacji, prowadziło nie tyle do wyostrzenia ich dramatycznych konturów, ile do ich spłycenia. Emocje, które miały porażać intensywnością, grzęzły w manierze i teatralnym geście – zbyt ekspresyjnym, by był prawdziwy. Albo – jak w przypadku Bartosza Bieleni – opartym na przesadnej wstrzemięźliwości. Bohaterowie, choć grani z dużym zaangażowaniem, zatracali wewnętrzną spójność. Ich psychologiczne portrety zostały uproszczone do zestawu efektownych póz scenicznych. Nawet najbardziej złożone figury, jak matka próbująca ocalić pamięć o synu za cenę cudzej krzywdy, jawiły się raczej jako konceptualne szkice niż jako postaci z krwi i kości.

Oryginalne kostiumy, balansujące na granicy groteski i kampu, nie tyle dopełniały świat przedstawiony, co wzmacniały wrażenie inscenizacyjnego przerysowania. Elementy scenograficzne – takie jak tablica informująca na bieżąco o środkach psychoaktywnych zażywanych przez bohaterów – miały zapewne stanowić ironiczną ramę dla neurotycznego uniwersum Williamsa. Jednak bez pogłębionego komentarza ani dramaturgicznego uzasadnienia funkcjonowały jak puste gesty: dekoracyjne, lecz pozbawione znaczenia. Ich humor i absurd szybko wyczerpywały swój potencjał i zaczynały nużyć.

Problemem była również struktura spektaklu. Długie sekwencje filmowe – w tym jedna z dość dosłownymi scenami przemocy i kanibalizmu oraz druga z rejestrem działań kleptomanki w drogerii – zdawały się oderwane od narracji sztuki i stanowiły rodzaj wyobcowanego eseju wizualnego. Choć da się je zinterpretować jako metafory odnoszące się do tematu uprzedmiotowienia i przemocy, ich dosadność i długość działały na niekorzyść. Zamiast pogłębiać przekaz – zdominowały przedstawienie, stając się autonomiczną wypowiedzią artystyczną, oderwaną od dramatycznego centrum spektaklu.

Borczuch i jego zespół zdawali się skupiać na dekonstrukcji klasycznej formy, rezygnując z fundamentalnego dla Williamsa napięcia między intymnością a społecznym kontekstem. Efektem jest spektakl chłodny, hermetyczny i intelektualnie zamknięty – nieoferujący odbiorcy ani przestrzeni emocjonalnej, ani możliwości utożsamienia się z dramatem postaci. Intensywność scen, zamiast angażować, odbijała się od widza, który pozostawał z uczuciem dystansu i nieporozumienia.

Jedną z najpoważniejszych słabości inscenizacji jest brak dramaturgicznego napięcia. Oglądając ten spektakl, trudno było poczuć jakikolwiek ciężar psychologiczny czy tragizm ukryty w relacjach rodzinnych i społecznych – wszystko zostało przesłonięte przez formalne ornamenty. Zamiast budowania dramatycznej dynamiki, mieliśmy do czynienia z teatralnym dryfem, w którym sceny następowały po sobie bez wyraźnej logiki emocjonalnej czy tematycznej.

Nagle, zeszłego lata w tej realizacji pozostawia wrażenie zmarnowanej okazji – tekst Williamsa, który niesie w sobie ogromny ładunek psychologiczny i społeczny, został wpisany w inscenizacyjną ramę zbyt chłodną, zbyt metateatralną, by wybrzmieć z całą swoją intensywnością. Borczuch podejmuje próbę dialogu z klasyką, lecz ten dialog pozostaje jednostronny – nie słychać w nim głosu widza, który zamiast odpowiedzi, otrzymuje kakofonię estetycznych zabiegów.

Zamiast poruszenia i wstrząsu – na końcu pozostało poczucie zmęczenia, znużenia i emocjonalnego wyjałowienia. I refleksja, że w teatrze, nawet najbardziej eksperymentalnym, potrzebna jest jednak komunikacja. Tutaj, niestety, ta nić została przerwana – a wraz z nią sens obecności widza w teatrze.

Tytuł oryginalny

Bez wejścia, bez wyjścia – teatr zamknięty w sobie

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Wiesław Kowalski

Data publikacji oryginału:

11.06.2025

Sprawdź także