„Sędziowie” Stanisława Wyspiańskiego w reż. Anny Augustynowicz w Teatrze im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie. Pisze Jacek Wakar, członek Komisji Artystycznej IX Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”.
W swoich najlepszych przedstawieniach, a należą do nich gnieźnieńscy Sędziowie, Anna Augustynowicz coraz bardziej zbliża się do teatru esencji. Wyrzuca wszystko, co niekonieczne, waży słowa, ogałaca emocje. Inscenizując jednoaktowy dramat Stanisława Wyspiańskiego odziera tragedię nawet ze śladów patosu, widząc fatum w szarej codzienności. To seans twardych słów i małych gestów, aktorskiej pokory, w której tkwi niespodziewana siła.
Niedługa sztuka Stanisława Wyspiańskiego kojarzy się zwykle ze znakomitą telewizyjną ekranizacją Konrada Swinarskiego, ale ja mam wciąż przed oczami obrazy ze wspaniałej inscenizacji Jerzego Grzegorzewskiego w Teatrze Narodowym w Warszawie. To był końcowy, jak się później okazało, okres pracy wielkiego reżysera, gdy również zmierzał do ascezy, każąc aktorom wydobywać z siebie skroplone emocje. Sędziów rozegrał na niemal pustej Scenie przy Wierzbowej, niejako wiążąc ich z najsłynniejszym dziełem czwartego wieszcza. Gdzieś z oddali dobiegał bowiem mocny rytm weselnej zabawy. Tragedia Samuela i jego synów stawała się rewersem hucznej imprezy w bronowickiej chacie. Na koniec zostawaliśmy sami z rozpaczliwym lamentem granego przez Jerzego Trelę ojca. Muzyka cichła, słowa wybrzmiewały z nieubłaganą siłą, a mnie chodziły ciarki po plecach.
Utarte przekonanie mówi, że teatr Anny Augustynowicz to pusta przestrzeń, co najwyżej trochę krzeseł, aktorzy w ciemnych niemal prywatnych kostiumach i słowna szermierka bez prawie żadnych ornamentów. To prawda, były przedstawienia, które na pierwszy rzut oka mniej więcej tak wyglądały i trzeba było wysiłku, by doskrobać się do bardziej ukrytych warstw. Sędziowie nie są jednak pierwszą inscenizacją, gdzie wybitna artystka przełamuje tę strategię. Gdy to robi – w ostatnich latach chociażby we wspaniałych Ślubie i Odlocie – osiąga moim zdaniem najdoskonalsze efekty. Spektakl z Teatru Fredry w Gnieźnie to Augustynowicz, jaką znamy, a jednak inna. Widać, że przyszedł dla niej czas na poszerzenie pola walki, wyjście ze strefy reżyserskiego komfortu – przy jednoczesnej wierności sobie.
Tyle że teraz owa wierność opiera się na zmienności, by przypomnieć znaną zasadę Swinarskiego. Anna Augustynowicz wprowadza w świat swojego teatru świetne projekcje Wojtka Kapeli, przełamuje jednorodność kostiumów (ich autorem jest Tomasz Armada), zderza sceny dwójkowe ze zbiorowymi, mocniej podkreśla plastykę widowiska, a przy tym jest najbliżej teatru esencji, w którym zostaje jedynie to, co niezbędne. Sędziowie udowadniają, że legendarna szefowa Teatru Współczesnego w Szczecinie nie zamierza tracić czasu na postmodernistyczne igraszki, stojąc po stronie wielkiego serio. Inscenizacja sztuki Wyspiańskiego to teatr na wskroś poważny, jako się już rzekło, ani twórcom ani widzom nie daje taryfy ulgowej.
Autor Wyzwolenia zbudował swój utwór na kanwie prawdziwego, opisanego w gazecie zdarzenia. Miało ono miejsce w lipcu 1899 roku we wsi Jabłonica we wschodniej Galicji. Syn żydowskiego karczmarza zabił jego służącą, też Żydówkę, podobno była to zbrodnia na tle miłosnym. Wyspiański w krótkich scenach obrazuje obyczajowe tło, stosunki rodzinne, wreszcie groteskowy sąd, kończy zaś całość skargą samotnego ojca. Chociaż Sędziowie, podobnie jak Klątwa mają konkretny adres i oparcie w prawdziwych zdarzeniach jak z kryminalnego pitavala, byli jedynym dramatem określanym przez pisarza jako tragedia. Rzecz jasna narzuca to od razu sztuce dodatkowy ciężar, stojący niejako w sprzeczności z pozornie pozbawioną wzniosłości fabułą.
Klasę scenicznych Sędziów można sprawdzać po tym, w jakim stopniu udaje się zniwelować ów konflikt. Sprowadzić wymiar tragiczny do ziemi, odsadzić w bolesnej potoczności, ale go ocalić, a na koniec wzmocnić. Anna Augustynowicz robi w Teatrze Fredry dokładnie to. Zaczyna pracę od uważnego wgryzienia się we frazy Wyspiańskiego i potraktowania tekstu niczym muzycznej partytury. Za tym idzie nadanie przedstawieniu wyrazistego rytmu, co sprawia, że poezja sztuki nie niknie, ale zdaje się być wypowiadana prozą, zatem zyskuje dodatkową komunikatywność. Znać dogłębną pracę z aktorami, by rozumieli każde wypowiadane słowo, a przecież utwór do łatwych nie należy. Tylko tak jednak można konstruować motywacje bohaterów.
Jesteśmy poza czasem, wtedy, a może dziś. W drewnianej izbie z dwiema parami drzwi, zamkniętej wielką ścianą, na której zobaczymy w zbliżeniach twarze postaci. Oblicze Samuela (Roland Nowak) przypominać będzie twarz umęczonego Chrystusa, bo jak on żydowski ojciec poniesie ofiarę. Tyle że jest Mesjaszem niższego rzędu, bo skalanym winą całego świata, niosącym ciężar zbrodni syna Natana (Dominik Rubaj). A my zderzamy się z tym bez osłonek, bowiem Augustynowicz i na stałe z nią współpracujący scenograf Marek Braun nie używają żadnych ozdobników. Wystarczą kilka taboretów i stolarski stół służący za warsztat. W surowej przestrzeni mocniej wybrzmiewać mogą emocje i tak się dzieje, choć reżyserka każe aktorom powściągać je, stronić od śladów patosu. Dlatego Samuel i Natan, Joas (Weronika Krzystek) i Jewdocha (Katarzyna Lis) nie są postaciami z wysokiej tragedii, ale męczennikami codzienności, choć podobnie doświadcza ich los. Wspaniale działa zestawienie trojga niemal debiutantów Krzystek, Lis i Rubaja z Rolandem Nowakiem i resztą gnieźnieńskiego zespołu. Młodzi grają żarem swej wrażliwości, są bardzo współcześni, co jeszcze potęguje kostium (puchowa kurtka Joasa), doświadczeni aktorzy Teatru Fredry najczęściej chowają się za postaciami z Sędziów, dając świadectwo pokory, w której tkwi prawdziwa siła. Najwięcej jednak zależy od Samuela. Roland Nowak tworzy kreację wybitną, bo surową, realistycznie osadzoną w tragicznych wydarzeniach, wypatrującą jednak w świecie wyższego porządku. Nowak ma w sobie twardość i ból, słyszalny w głosie, raz brzmiącym z pełną mocą, a raz więdnącym w gardle. W finale chciałby chyba zapłakać, ale w jego oczach już nie ma łez, zatem nie będzie ukojenia.
Anna Augustynowicz w swych przedstawieniach zadaje pytania, ale nie udziela odpowiedzi. W Sędziach z Teatru Fredry pyta więc, czy możliwa jest dziś tragedia. Mam też pewność, że nigdy wcześniej nie była tak blisko Tadeusza Kantora. W Gnieźnie postaci z Sędziów wchodzą na scenę tak, jak robiły to ludzkie widma w Umarłej klasie. Rytuał się powtarza.
Stanisław Wyspiański, Sędziowie, reż. Anna Augustynowicz, Teatr im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie, prem. 20 I 2023.