EN

5.02.2024, 12:56 Wersja do druku

Bałkańskie tańce

To co różni zespoły z południa Europy to ich skład. Kompanie, gdzie wśród tancerzy jest wiele osób dojrzałych wiekowo, a nadal aktywnych zawodowo nie należą tam do rzadkości - piszą Hanna Maliszewska i  Benjamin Paschalski  na blogu Kulturalny Cham.

Każde wesele w Polsce ma swoje nieśmiertelne przeboje. Takim adoptowanym, postjugosłowiańskim hitem jest piosenka Kayah wykonywana z Goranem Bregoviciem – Prawy do lewego. Gdy pobrzmiewają pierwsze dźwięki zrywa się cała sala. Rodziny młodych zaczynają pląsać w rytm dźwięków orkiestry weselno-pogrzebowej. Bratają się ciocie i wujkowie, nawet babcia skocznie wystukuje frazy. A wszyscy, choć może nie do końca wspólnie, przekrzykują kolejne zwrotki utworu. Jest w tym wszystkim magia, nostalgia i tęsknota. Jugosławia kiedyś to było wakacyjne marzenie naszych rodziców. Choć raz pojechać do Rijeki lub Splitu. I choć Chorwacja należy obecnie do najpopularniejszych destynacji turystycznych naszych rodaków, to faktycznie mało wiemy o kulturze tych krajów. Dlatego warto odbyć podróż po zespołach baletowych dawnej Jugosławii, choć to nie całe Bałkany. Mimo, że to małe państwa to mają niezwykle dużo do zaoferowania. Programy wielokrotnie są ciekawe, specyfika odmienna, a także nierównomierność aktywności w sztuce tańca zastanawiająca. Nim odbędziemy wędrówkę po tanecznej mapie, kilka spostrzeżeń. To co różni zespoły z południa Europy to ich skład. Kompanie, gdzie wśród tancerzy jest wiele osób dojrzałych wiekowo, a nadal aktywnych zawodowo nie należą tam do rzadkości. Najciekawsze zespoły funkcjonują w Chorwacji i Słowenii, a ich szefami są obcokrajowcy, bodajże z jednym wyjątkiem. W Czarnogórze w ogóle nie ma zawodowych kompanii baletowych. Paradoks miejsca i kulturowych uwarunkowań. To co jest światową powszechnością – to są kompanie międzynarodowe nienastawione i zamknięte dla tancerzy własnej narodowości. Zatem poznajmy ową krainę marzeń i tanecznej różnorodności.

CHORWACJA

Zagrzeb

Najważniejszą i największą sceną baletową, ulubionego kraju turystów z Polski, jest zespół Teatru Narodowego w Zagrzebiu (Hrvatsko Narodno Kazalište u Zagrebu). Obecnie to 163. sezon aktywności operowej i 148. baletowej. Od stycznia 2023 roku, na jego czele stoi włoski twórca Massimiliano Volpini. Choreograf rozwija zespół poszukując niezwykle ciekawego repertuaru. W tym sezonie swoje prace przygotują: Maša Kolar, Edward Clug czy Wayne McGregor. Ale otworzyła go całkowicie nowa produkcja, specjalnie przygotowana dla grupy zagrzebskiej – Hamlet na podstawie William’a Shakespeare’a. Układu podjął się Leo Mujić. Postać mało znana w naszym kraju, ale w kręgu południa to wręcz ikoniczny artysta. Nie będę ukrywał, że polecam każdemu, aby je zobaczyć, gdyż z każdą kolejną widać jego rozwój artystyczny. Pochodzący z Belgradu, doskonalił swój warsztat w szkole Maurice’a Béjarta w Lozannie, rozpoczynając międzynarodową karierę tancerza, a obecnie uznanego choreografa. Jego znakiem firmowym są balety narracyjne. Posiada niesamowitą umiejętność skonstruowania tanecznej opowieści, która wciąga i porusza. Widz, po obejrzeniu przedstawienia jest zauroczony kreatywnością i siłą przekazu. Różnorodność doboru repertuaru jest bogata: od Wielkiego Gatsby’ego poprzez Carmen po Annę Kareninę – wymieniając ostatnie prace. Jego produkcje przywodzą na myśl osiągnięcia nieżyjącego już, wspaniałego mistrza opowieści tańczonej – Liama Scarletta. Analogicznie, ważną rolę odgrywa kostium, a także dobór nieoczywistej muzyki w oryginalnych produkcjach. Do Hamleta w Zagrzebiu wybrano utwory dwóch kompozytorów: Piotra Czajkowskiego i Camille’a Saint-Saëns’a. Ścieżka dźwiękowa, niestety nagranie, a nie wykonywana na żywo, urzeka i zachwyca. Już dla samej muzyki warto zasiąść na widowni i rozkoszować się jej pięknem. Przedstawienia Mujića charakteryzują się elegancją, ale przede wszystkim niesamowitą szybkością i precyzją wykonania. Układ nie pozostawia wytchnienia tancerzom, są w nieustannym ruchu, a fragmenty wysublimowane faktycznie nie istnieją. Adaptując dla baletu utwór Stratfordczyka, chcąc pozostać wiernym jego literze, należy liczyć się z wieloma pułapkami. Jedną z nich jest wielowątkowość i przenikanie się narracji. I tu niestety realizator ponosi niepowodzenie. Chce powiedzieć wszystko i o każdym. Sceny są szybkie, przechodzą jedna w drugą, ale bez znajomości treści utworu widz opuści teatr pogubiony. Nadmiar postaci zniewala odbiorcę, który gąszcz bohaterów uzna za osaczenie. Opowieść Mujića skupia się na tytułowym bohaterze, jego szaleństwie, popadaniu w obłęd. Osią napędową jest duch ojca, który jak czarne widmo, z szeroką świtą krąży po scenie pobudzając ciąg kolejnych zdarzeń i tragedii. Nie jest to rzecz kameralna, ograniczona do postaci dramatu. Zaangażowano cały zespół baletowy, który energicznie i zjawiskowo tworzy tło zarówno świata realnego jak i nadprzyrodzonego. Scenografia Stefano Katunara to metalowe konstrukcje, jak harmonia lub piszczały organów, niczym płot okalające przestrzeń Danii. Na myśl przywodzą pomnik Jana Sibelius’a w Helsinkach. To samo zimno Skandynawii bije z owego szczególnego muru otaczającego Elsynor. Jednak tym co wręcz zniewala widzów jest ekstatyczny taniec. Niesamowita szybkość układu, skoki, praca rąk i nóg zachwycają. Mistrzami przedstawienia pozostaną Takuya Sumitomo (Hamlet) oraz Guilherme Gameiro Alves (Klaudiusz). Ich fantastyczna technika oraz sceniczna rywalizacja wręcz oczarowuje. Specyfiką zespołów bałkańskich jest obecność w ich składzie dojrzałych tancerzy. Choreograf wykorzystuje ich w pełni. Natalia Kosovac w roli Gertrudy jest wspaniałą primabaleriną, której klasa godna jest młodszych koleżanek mieniących się wschodzącymi gwiazdami sceny. Mujić pokazuje jasno, że opowieść baletowa to jego znak rozpoznawczy. Mimo, że jest wiele niepotrzebnych wątków, które można śmiało pominąć, to Hamlet w Zagrzebiu ma przed sobą piękną karierę. Daje niepowtarzalną szansę ukazania możliwości technicznych zespołu, a także klasę choreografa. To jak wyścig na sto metrów w finale lekkoatletycznych mistrzostw świata. Chce się chłonąć, pożądać owe piękno. Ten wieczór ukazał wielkość chorwackiej formacji i chyba jakościową palmę pierwszeństwa na Bałkanach.

Split

To chyba moje ulubione miasto w Chorwacji. Uwielbiam spędzać tu czas, zanurzyć się w ulicach starego miasta, które przecież było jednym pałacem, następnie przejść na nabrzeże i sunąć kilometrami wzdłuż Adriatyku. Piękna promenada, pełno barów i restauracji, tętniący życiem kurort ma wiele do zaoferowania również, gdy słońce nie świeci intensywnie, a lato odchodzi w zapomnienie. Nie tylko uroki miasta, zabytki, ale miejsca kultury przyciągają swoją ofertą. Jednym z ciekawszych jest Chorwacki Teatr Narodowy (Hrvatsko Narodno Kazalište, Split), który mieści się w budynku zbudowanym w 1893 roku, a gruntownie odrestaurowanym w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku po pożarze budowli. Majestatyczna konstrukcja gości zarówno program dramatyczny, operowy jak i baletowy. Od obecnego sezonu na czele tanecznej kompanii stanął portugalski artysta Pedro Carneiro, który odziedziczył po poprzedniku dość osobliwy zespół. Bowiem jego trzon stanowią tancerze dojrzali wiekiem, którzy zajmują czołowe pozycje w hierarchii artystycznej. Młodzi artyści natomiast znajdują się na końcu składu, choć to im powierza się główne role w kolejnych, nowych produkcjach. Jest ich zazwyczaj dwie w sezonie. Najbliższa, już w marcu 2024 to Laurencia do muzyki Alexandra Kreina wywiedziona z opowiadania Lope de Vegi w choreografii Niny Ananiashvili, wielkiej primabaleriny gruzińskiej i szefowej zespołu w Tbilisi. Szykuje się spektakularne wydarzenie, wielka uczta tańca klasycznego. Kompania w Splicie łączy tradycję ze współczesnością, a wykonania należy uznać za poprawne i wartościowe. Walorem lata w tym mieście, jest festiwal „Splitsko ljeto”, który od siedemdziesięciu lat jest przeglądem atrakcyjniej oferty artystycznej dla mieszkańców i turystów odwiedzających kurort w porze kanikuły. To nie tylko widowiska w budynkach instytucji artystycznych, ale również pokazy w otwartej przestrzeni. Szczególne miejsce to park Sustipan, gdzie pod gwiazdami, przy śpiewie ptaków, można zanurzyć się w sztuce i rozkoszować jej pięknem. Tu kilka lat temu podziwiałem w kameralnym, ośmioosobowym wykonaniu Correr o Fado dedykowane ikonicznym pieśniom portugalskiej tożsamości w ciekawej choreografii Daniela Cardoso. Żywioł mieszał się z melancholią, a tęskne nuty z nadzieją miłości. Zjawiskowy był finał z dużym akwarium wypełnionym wodą, która nie tylko oczyszcza, ale również ochładza jak wiatr w letni, piękny wieczór. W okresie pandemii, moja pierwsza baletowa podróż miała miejsce właśnie do owego urokliwego miasta. Pamiętam owe trudy przesiadki w Monachium, kontrole, testy, aby przemierzyć prawie zamknięte granice dla rozkoszowania się tańcem. Na afiszu premierowym również rzadko wystawiany utwór – Esmeralda do muzyki Cesare Pugni’ego w układzie Vasilija Medvedeva i Stanislava Fečo. Wielopłaszczyznowy utwór, o miłości i pożądaniu, wzorowany na powieści Victora Hugo Katedra Marii Panny w Paryżu (Dzwonnik z Notre-Dame). Osadzony w średniowiecznych realiach został udanie wykonany, klarownie zaprezentowany, a solistyczne popisy przeplatały się z żywiołem zespołowej feerii. Te dwa przykłady ukazują poszukiwania artystyczne i co ważne mierzenie sił na zamiary. Wielkie widowiska przeplatają się z kameralnymi produkcjami, co ukazuje różnorodne formy tańca od klasyki do współczesności.

Rijeka

Również u wybrzeży Adriatyku leży kolejne miasto na szlaku baletowych wzruszeń – Rijeka. Piękny port graniczy z centrum miasta, w którym główny deptak kusi atrakcjami kuchni i orzeźwiających napojów w gorące dni. Lekko na obrzeżach centrum położony jest budynek Chorwackiego Teatru Narodowego im. Ivana Zajca (Hrvatsko Narodno Kazalište Ivana pl. Zajca, Rijeka). Patron sceny to chorwacki kompozytor operowy w naszym kraju w ogóle nieznany. Analogicznie jak w poprzednich miejscach, to instytucja będąca symbiozą sztuk, która funkcjonuje w gmachu oddanym do użytku w roku 1885. Zespół baletowy to obecnie znak firmowy Chorwacji. Gościł on niedawno z sukcesami w Polsce podczas Bydgoskiego Festiwalu Operowego. Na jego czele stoi choreografka i była tancerka Maša Kolar. Prowadzi sprawną ręką międzynarodową formację ponad dwudziestu tancerzy i tancerek. Ważne jest to, że poszukuje nowych form wypowiedzi artystycznej współpracując z ciekawymi, nieoczywistym choreografami z całego świata. Już wkrótce na deskach Rijeki będzie można zobaczyć nową pracę jednego z najciekawszych, najmodniejszych i najbardziej oryginalnych choreografów izraelskich – Nadava Zelnera w nowej produkcji Grand Finale. Wśród innych zaproszonych realizatorów, w ostatnich latach, znaleźli się: Mauro Bigonzetti, Andonis Foniadakis, Marco Goecke, Cayetano Soto czy Douglas Lee. Ważny punkt stanowią układy Mašy Kolar, która jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy tańca chorwackiego. Jej przygoda z Rijeką rozpoczęła się w sezonie 2017/18, a efekty owego zapału kreowania nowych prac, oraz wprowadzania do repertuaru jedynie możliwych do przygotowania tytułów, widać świetnie śledząc repertuar instytucji. Jednym z przykładów zmian stał się wieczór baletowy do muzyki Igora Strawińskiego zaprezentowany chwilę po objęcia steru zespołu tańca. Złożony z dwóch utworów: Apolona w układzie francuskiego artysty Martina Chaix oraz uznanego Włocha Giovanni’ego di Palma realizującego komicznego, zabawnego i prostego Pulcinellę. Wybór nie był przypadkowy bowiem forma wykonania odwoływała się do techniki neoklasycznej z wykorzystaniem point. To wieczór ukazania sprawności oraz możliwości zespołu, który dziś znajduje się już w innym miejscu aktywności artystycznej.

SŁOWENIA

W tym kraju można się zakochać. Uczyni to każdy, kto choć raz odwiedzi jezioro Bled i odbędzie romantyczną podróż łódką do wyspy na jego środku. Jadąc koleją, trasą z Lublany do Mariboru, zawsze mam wrażenie, że podróżuję przez magiczną krainę mikroskopijnych domków przeszytych urokami gór i lasu. Słowenia liczy ledwo ponad dwa miliony mieszkańców, lecz kultura stanowi jeden z najważniejszych elementów życia społecznego. Nie tylko galerie i muzea, ale właśnie sztuki performatywne są jasnym punktem owego krajobrazu. Co roku w stolicy ma miejsce letni festiwal (,,Ljubljana Festival”), gdzie część artystycznych wydarzeń odbywa się prawie pod chmurką – na zadaszonej scenie niczym w Operze Leśnej w Sopocie. Owe wieczory gromadzą tłumy widzów głodnych wartościowych zdarzeń. Specyfika Lublany to również przestrzeń sztuki – Cankarjev dom, będący centrum kulturalno-kongresowym z bogatym programem impresaryjnym. Miejsce również jest producentem przedstawień, co wzbogaca ofertę kulturalną kraju. W tym kalejdoskopie szczególne miejsce zajmuje taniec, a tak naprawdę jedna osoba, szef zespołu w Mariborze – Edward Clug. To adoptowany przez Słowenię artysta, który całe swoje zawodowe życie spędził w tym kraju, choć z pochodzenia jest Rumunem. To jedno z najbardziej gorących nazwisk kontynentu, kto wie czy nie świata, jeżeli chodzi o choreografię. Stworzył w małym mieście wspaniały zespół, a co roku ukazuje w kolejnych pracach własny kunszt artystyczny.

Lublana

O palmę pierwszeństwa walczy również drugi zespół – Balet Teatru Narodowego w Lublanie (Balet Slovensko Narodno Gledališče Ljubljana). Od blisko trzech lat (od stycznia 2021 roku) zespół prowadzi Renato Zanella. Urodzony we Włoszech, przez lata wiódł wspaniałą karierę tancerza, a także wziętego choreografa. Przez pewien okres związany z Stuttgart Ballet, a także szef baletu Volksoper i Staatsoper w Wiedniu, a także Greckiego Baletu Narodowego. Owa ścieżka kariery i liczne osiągnięcia zapewne zdecydowały o objęciu posady w stolicy Słowenii. Tylko konieczne jest małe zastrzeżenie. Lata kariery mijały i niestety wraz z jej upływem chyba wyparował również talent i moc twórcza. Pozostał tylko poblask w czym utwierdziła premiera wieczoru baletowego z listopada 2023 roku. Szef zespołu przygotował dwie prace. Dokonał spektakularnego wyboru ikonicznych utworów XX wieku – Bolero do muzyki Maurice Ravela i Święto wiosny Igora Strawińskiego w aranżacji, minimalnie zmieniającej oryginał, Jonathana McPhee. I choć miało być zjawiskowo to niestety mamy do czynienia z niewypałem. Pierwszym grzechem, który występuje w obu wystawieniach, to umieszczenie orkiestry na samym skraju głębi sceny. Owszem, dzięki temu widz ma bliższy kontakt z tancerzami, ale powoduje to więcej mankamentów niż korzyści. Zespół muzyków jest nagłośniony i nieznośne przekładanie nut oraz kaszlnięcia konkurują z dźwiękami muzyki. Dyrygent, sprawdzony kapelmistrz Kevin Rhodes, stoi tyłem do wykonawców i nie widzi akcji. Jego rola ogranicza się do symfonicznego odegrania utworu, a nie wsparcia artystów. Kuriozalna sytuacja, bowiem jeden mankament spowoduje całkowite rozejście się orkiestry i tancerzy. Z warstwą choreograficzną nie jest lepiej. Punktem wyjścia do Bolero było piękno i rytm. Ową zjawiskowością jest kobieta ustawiana na podeście jak w ikonicznej pracy Maurice Bejarta. Jednak solistka Nina Noč jest bezbarwna, a jej ruchy w żaden sposób nie oczarowują. To powierzchowne wykonanie zadania. Wokół niej krąży sześciu wybranków, którzy gestem wyłuskują rytm, który jest zjawiskowy. W finale dochodzi do unifikacji tańca w ten sposób wieńcząc salwę eksplozji muzyki Ravela. Praca wygląda na niedopracowaną i bez pomysłu. To prawda, Filippo Jorio zachwyca w pierwszej linii, ale odbiega on o kilka poziomów swoimi umiejętnościami od pozostałych wykonawców. Jest to zamysł powierzchowny, by nie powiedzieć nijaki i mdły. Nie lepiej jest w Sacre (Święto), skróconym tytule baletu do muzyki Strawińskiego. Choreograf nie mógł zdecydować się o czym będzie jego praca. Odchodzi od ofiary wybranej dla plonów ziemi, jak ma to miejsce w oryginale w choreografii Wacława Niżyńskiego. Bardzkiej początek akcji przypomina film Stanley’a Kubricka Oczy szeroko zamknięte, gdy w scenie ofiarowania, w okręgu spotykamy głównych bohaterów. Para (Ana Klašnja i Luksas Zuschlag) wkracza do pewnej wspólnoty mnichów. Jednak obsada wskazuje, że to nauczyciele i uczniowie. I tu, w szkole, rozgrywa się dramat wykluczenia. Tylko problem polega na tym, że jest on niewidoczny oraz niezrozumiały. Jednolite stroje nie dają szansy odróżnić kto jest nauczycielem, uczniem i wybranym. Całość zlewa się w ekstatyczną masę. Owszem ruch jest żywiołowy, ale powierzchowny. Ciężko powiedzieć, że choreograf podąża za taktem muzyki Strawińskiego, która jest jedną z najtrudniejszych do wykonania. Ponownie mamy zespół dojrzałych tancerzy, którzy interpretują starszyznę miejsca edukacji. Zespół tańczy równo, ale trudno doszukać się harmonii i przekonania do zaproponowanej interpretacji. Środkową część wieczoru wypełnia SSSS…. w choreografii Edwarda Cluga. Tło muzyczne to pięć nokturnów Fryderyka Chopina wykonywane na żywo przez pianistę Petara Milića. Oglądałem tę pracę już drugi raz, wcześniej w wykonaniu Baletu Narodowego Korei, i chyba zawsze będę nią oczarowany. Twórca dokonuje ciekawego zabiegu nie interpretowania muzyki, ale wychodzenia z tejże. Rzędy foteli do instrumentu i usadzenie na nich sześcioro solistów pogłębiają owe wrażenie. Ciepłe dźwięki muzyki, są jak kojące otuliny leśnego mchu lub powiew wiosennego zefiru. Muzyka płynie nienagannie, a delikatne wykonanie układu współgra perfekcyjnie z kompozycjami mistrza stylu brillant. Taniec jest niezwykle subtelny, odmienny w Słowenii od siłowej precyzji azjatyckiej. Poezja ruchu jest urokliwa, ale niestety mało precyzyjna. Trzy pary wirują w świetnej idei Cluga, a ów romantyzm unosi się wręcz nad sceną. To zasługa całego sekstetu, ale przede wszystkim Denisa Matvienko, od tego sezonu gościnnego pierwszego solisty zespołu. Zasłużony tancerz pochodzenia ukraińskiego, którego kariera wiodła przez najlepsze sceny świata, dziś nie utracił nic z dawnego blasku, mimo czterdziestu czterech lat w metryce. Należy uznać, że uwodzi partnerki i partnerów w owym delikatnym ruchu, a także zachwyca widownię Lublany. To był wieczór kontrastów – niespełnienia i mistrzostwa. Jednak mimo owego zawodu warto podróżować do stolicy Słowenii, aby odkrywać tajemnicę baletu.

Maribor

Współczesny obraz europejskiego tańca nie istniałby bez tego miejsca. Ta niewielka miejscowość oddalona zaledwie dwie godziny podróży pociągiem od Lublany posiada najprężniejszą scenę kraju. W budynku powstałym w roku 1864, który z frontonu nie przypomina autonomicznej zabudowy teatralnej, a raczej ciąg kamienic, położonym na rozłożystym, cichym placu, znajduje się siedziba Słoweńskiego Teatru Narodowego (Slovensko Narodno Gledališče – Maribor). W jednym miejscu kumuluje się sztuka dramatyczna, operowa oraz baletowa. Od dwudziestu jeden lat na czele zespołu tańca stoi, wcześniejszy solista tegoż zespołu (od roku 1991), Edward Clug. To dziś jedno z najbardziej rozpoznawalnych nazwisk współczesnej choreografii. Jego prace można podziwiać na wszystkich kontynentach. Indywidualna forma wypowiedzi, świetna umiejętność kształtowania nie tylko kameralnych wykonań, ale przede wszystkim dużych form narracyjnych ukazuje jego niepowtarzalny i unikatowy talent. Peer Gynt do muzyki Edwarda Griega ukazywał mroźny klimat skandynawskiej krainy, ale i ból jednostki. Znając kilka prac artysty, oprócz oryginalnej kreski choreografii, pomysłowości układu, wieje z nich ból samotności człowieka, jego zagubienia, odizolowania. Odczucia owe towarzyszyły wykonaniom spektakli do muzyki Igora Strawińskiego: Święto wiosny i Wesele, a także kantaty Carla Orffa Carmina Burana. Clug umiejętnie buduje obrazy, gdzie plastyka, wielokrotnie symbolicznie zaznaczona, odgrywa istotną rolę. Odmienna kolorystyka, światło, a nawet użycie nieoczywistej wody jest świadomym zabiegiem artystycznym. To nie tylko pole eksperymentu, ale rozegranie określonej opowieści w świecie trudnym do uchwycenia i zrozumienia. Siłą w oryginalnych pracach choreografa jest współpraca z kompozytorem Milko Lazarem, gdy tworzy się autorski koncept komplementarnego widowiska tanecznego. Uśmiech w przedstawieniu widziałem u Cluga tylko raz – w Dziadku do orzechów do muzyki Piotra Czajkowskiego przygotowanym dla baletu w Stuttgarcie. Ale w tym przypadku rodzi się pytanie czy to zasługa choreografa czy raczej autora oprawy scenograficznej, zasłużonego Jürgena Rose, który całą opowieść wplótł w przestrzeń olbrzymiej skorupki włoskiego orzecha. Ale nie ulega wątpliwości, że ciemna natura rumuńskiego artysty, adaptowanego dla słowiańskiej sztuki, wyraża się w jego pracach, choć na co dzień to niezwykle otwarty, miły i sympatyczny człowiek. Jednak Maribor to nie tylko jego prace. Co ważne oddaje on scenę innym choreografom. Istotne miejsce zajmuje na niej chorwacka artystka Valentina Turcu, która również specjalizuje się w opowieściach tanecznych. W sezonie 2023/24 w repertuarze pojawi się przebój, który święcił triumfy na warszawskiej scenie kilkadziesiąt lat temu, a jest nadal w repertuarze łódzkiej sceny – Grek Zorba w choreografii Lorki Massine’a. Ukazuje to różnorodność sceny, poszukiwania repertuarowe, a także mądrość Cluga, który powierzając scenę w Mariborze innym artystom, sam buduje własną pozycję w panteonie światowych gwiazd choreografii.

SERBIA, BOŚNIA-HERCEGOWINA, MACEDONIA PÓŁNOCNA

Te trzy państwa i ich zespoły baletowe nie odgrywają istotnej roli w obrazie naszego kontynentu. Są lokalnymi instytucjami, które zapomniały, że sztuka tańca rozwija się, zmienia otaczająca rzeczywistość, a internacjonalizacja stanowi istotny punkt dla kształtowania zespołów baletowych. W Serbii dla odmiany mamy najciekawszy festiwal dedykowany tejże sztuce – Belgrade Dance Festival, ale nie koresponduje to z jakością prezentowanych spektakli na narodowej scenie. Te trzy państwa to z jednej strony przykład zastoju i utrzymania status quo, z drugiej zaś również próby lokalnego zdobywania widza.

Belgrad

Analogicznie do Chorwacji i Słowenii zespół baletowy wpleciony jest pod skrzydła jednej instytucji skupiającej również dramat i operę – Serbskiego Teatru Narodowego (Narodno Pozoriste u Belgradu). Data inauguracji sięga drugiej połowy wieku dziewiętnastego, a obecny budynek, będący siedzibą placówki otwarto do użytku w roku 1869. Widownia licząca osiemset miejsc jest świadkiem różnorodnych form artystycznych, lecz taniec nie odgrywa istotnej i znaczącej roli w kulturze serbskiej. Zespół liczący blisko sto osób, to największa formacja w krajach dawnej Jugosławii. Co znaczące, przeważającą, większość stanowią obywatele kraju, również produkcje przygotowują zazwyczaj rodzimi choreografowie. Z obserwacji wynika, że nie ma zainteresowania rozwojem, dopuszczaniem odmienności. To trochę obraz jednorodności i wsobności przy małej chęci wzięcia udziału w peletonie oryginalnej aktywności w świecie tańca. Na czele zespołu stoi Anna Pavlović, która mimo swoich zasłużonych pięćdziesięciu lat nadal jest główną solistką. Ten obraz przypomina świat Kuby czasów Alicii Alonso, która do śmierci obdarzona była zaszczytnym tytułem Primabalerina Absoluta. Tylko różnica polega na tym, że Narodowy Balet Kuby doszedł do perfekcji wykonań, a w Belgradzie mamy posuchę i ograniczone możliwości artystyczne. Na afiszu odnaleźć można znane tytuły od Dziadka do orzechów do Jeziora łabędziego czy Korsarza, niestety utrzymane w klasycznej, sztampowej formie. Brakuje eksperymentu, jeżeli już się pojawi to jest rzadkością na afiszu. Szkoda, gdyż stolica Serbii zasługuje na ciekawsze propozycje artystyczne.

Sarajewo

Tuż nad rzeką Miljacka, zjawiskowo wplecioną w krajobraz miasta, , znajduje się mały, ale okazały budynek Teatru Narodowego (Narodno Pozoriste – Sarajevo), ufundowany w roku 1899, początkowo jako dom kultury. To zaledwie kilka kroków od miejsca zamordowania arcyksięcia Ferdynanda, które to morderstwo zapoczątkowało ciąg zdarzeń inicjujących wybuch I Wojny Światowej W skład Teatru Narodowego wchodzą trzy zespoły artystyczne: aktorski, opery i baletu. Na czele dwudziestu pięciu tancerzy, co ciekawe w bardzo różnym wieku, wywodzących się głównie z kręgów bałkańskich, stoi pochodzący z Nowosybirska Evgeny Gaponko. Analizując szeroki repertuar, który nie jest odzwierciedlony w bieżącym kalendarzu, gdyż przedstawień tańca są zaledwie dwa, jest on różnorodny i szeroki. Ciekawostką jest obecność w nim Romeo i Julii do muzyki Sergiusza Prokofiewa w nowatorskiej interpretacji Davide Bombana, uznanego choreografa, tegorocznego autora układu dla zespołu wiedeńskiego baletu podczas dorocznego koncertu noworocznego filharmoników stolicy Austrii. Wśród innych autorów baletowych wieczorów można odnaleźć faktycznie nieznanych twórców: Staša Zurovac, Vesna Orlic czy Nermina Damian. To przykład indywidualnego, trochę odbiegającego od głównego nurtu, podejścia do kształtowania programu i czerpania ze zdobyczy światowego repertuaru. Co więcej, brakuje tytułów uznanych, to raczej eksperymenty z bajkami czy też lokalnymi narracjami.

Skopje

Kto jeszcze nie był w tym mieście, koniecznie musi je zobaczyć! Na pierwszy rzut oka wszystko jak wszędzie, ale jak bliżej się przyjrzeć – niesamowite wrażenie plastikowego królestwa wypełnionego masą pomników, pompatycznych budowli oraz zadziwiających rozwiązań architektonicznych. Macedonia, choć mówiąc delikatnie na wyrost, czerpie z tradycji Aleksandra Wielkiego o czym świadczy monumentalny postument królujący w centralnym placu miasta. To tu kwitnie życie, toczy się codzienność. Budynek opery i baletu (Opera dhe Baleti Nacional), jedyna w omawianym zbiorze autonomiczna instytucja nie połączona z teatrem dramatycznym, jest lekko w cieniu owego środkowego miejsca stolicy. To modernistyczny, lekko szokujący, wyglądający jak spłaszczony żółw zalany betonem, budynek ufundowany w roku 1979. Spektakle są niezwykle rzadko prezentowane, baletowe osiągnięcia zaledwie dwa-trzy razy w miesiącu. Na czele pokaźnego, liczącego ponad siedemdziesięciu tancerzy zespołu, stoi pochodząca z Bułgarii, absolwentka szkoły w Płowdiw, primabalerina i pedagog Olga Pango. Mimo okazjonalnych prezentacji repertuar jest imponujący, a zapraszani artyści do współpracy rozpoznawalni w świecie tańca. Dominują formy klasyczne i neoklasyczne, technika współczesna jest raczej nieobecna w programie. Układy do muzyki Piotra Czajkowskiego przygotowali: Dziadka do orzechów uznany rosyjski choreograf Vasily Vainonen, Annę Kareninę – Leo Mujić, a Śpiącą królewnę i Jezioro łabędzie Ukrainiec – Viktor Jaremenko. To ciekawy przypadek odstępstwa od poszukiwania współczesnego języka i oddanie pola formie uznanej i szlachetnej. Warto jednak zestawiać i kontrastować repertuar na rzecz kształtowania publiczności w odmiennych stylistykach.

Jeszcze nie tak dawno jeden kraj, federacja, wspólnota, która zakończyła się tragiczną, bratobójczą wojną niosącą wiele cierpień i bólu ludzkiego. O traumatycznych dniach konfliktu przypominają cmentarze jak ten wśród obiektów olimpijskich w Sarajewie. Na szczęście tamte czasy minęły, życie kulturalne kwitnie, ale ze zmiennym szczęściem dla sztuki tańca. Dziwny jest to obraz różnorodności i odmienności. Można powiedzieć, że każdy na własny sposób realizuje politykę wobec twórczości baletowej, która w jakiś sposób jest odbiciem wizji politycznej i nastrojów społecznych. Dwa państwa będące członkami Unii Europejskiej inaczej postrzegają kulturę, jej znaczenie oraz możliwości partycypacji międzynarodowej. Inaczej wygląda scena Serbii, Macedonii Północnej i Bośni Hercegowiny. Jednak warto poznawać te miejsca bowiem zawsze można odkryć coś zadziwiającego i nieoczywistego. I to jest najważniejsze w artystycznych podróżach, które inspirują do dalszych poszukiwań i odkryć.

Tytuł oryginalny

Bałkańskie tańce

Źródło:

kulturalnycham.com.pl

Wątki tematyczne