EN

20.02.2021, 11:00 Wersja do druku

Arszenik jest dobry na wszystko, czyli premiera w Teatrze Miejskim w Gdyni

"Arszenik i stare koronki" Josepha Kesselringa w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze Miejskim w Gdyni. Pisze Beata Baczyńska w Gazecie Świętojańskiej.

fot. Roman Jocher

Spektaklem „Arszenik i stare koronki” Josepha Kesselringa, reżyser i dyrektor artystyczny Teatru Miejskiego w Gdyni, Krzysztof Babicki, świętuje jubileusz 40-lecia pracy artystycznej.

Po długiej przerwie, kiedy teatry były zamknięte z powodu pandemii, spragnieni kontaktu ze sztuką na żywo widzowie tłumnie ruszyli do teatrów. Teatr Miejski w Gdyni powitał ich premierą czarnej komedii „Arszenik i stare koronki” w reżyserii Krzysztofa Babickiego. Dyrektor artystyczny Teatru Miejskiego wybrał ten spektakl, aby uczcić jubileusz 40-lecia pracy artystycznej i 10-lecia pracy w Gdyni. Nie pierwszy raz Krzysztof Babicki sięgnął po ten tytuł. W 2014 r. wyreżyserował „Arszenik i stare koronki” w Teatrze im. Słowackiego, a w rolę Abby Brewster wcieliła się wówczas Anna Polony.

Sztuka została napisana w 1939 r. i stała się przebojem na Broadwayu. Jej popularność jeszcze wzrosła, kiedy w 1944 r. powstała adaptacja filmowa w reżyserii Franka Capry z Cary Grantem. Jest to też tytuł dobrze znany polskim widzom, dzięki spektaklowi Teatru Telewizji wyreżyserowanemu przez Macieja Englerta, w którym niezapomnianą kreację stworzyła Irena Kwiatkowska. Twórcy chętnie sięgają po ten zabawny tekst, bo mimo upływu lat nie zestarzał się i nadal bawi widzów w każdym wieku.

Urocze starsze panie, siostry Brewster – Abby (Beata Buczek-Żarnecka) i Marta (Dorota Lulka) mieszkają w małym domku na Brooklynie. Wiodą, wydawałoby się, typowy żywot starych panien, zawieszony między herbatką, ciasteczkami i miłymi sąsiedzkimi pogawędkami z pastorem. Opiekują się bratankiem Teddym (Bogdan Smagacki), który uważa, że jest Napoleonem i sprawia nieco kłopotów, bo często w środku nocy budzi sąsiadów głośnymi wezwaniami do ataku. Miłe cioteczki odwiedza też drugi bratanek, Mortimer (Szymon Sędrowski), i to właśnie on odkrywa w przytulnym saloniku zwłoki. Jego zaskoczenie jest ogromne, kiedy dowiaduje się, że to dwunasta ofiara starszych pań! Skąd takie mordercze skłonności? Czy to tylko efekt rodzinnej skazy – skłonności do chorób psychicznych? Trudno mu zrozumieć, że to nie zbrodnie, a efekt troski o bliźniego, po prostu dobre uczynki. Siostry Brewster starają się bowiem pomóc w ten sposób starszym, samotnym, nieszczęśliwym mężczyznom, którzy tylko dzięki kieliszkowi ich wina porzeczkowego z dodatkiem arszeniku, strychniny i cyjanku potasu (specjalna receptura Marty) mogą zaznać spokoju i szczęścia.

fot. Roman Jocher

Troskliwy bratanek pragnie zapewnić ciotkom bezpieczeństwo i nie dopuścić, aby prawdę o morderstwach poznała jego narzeczona Helena (Monika Babicka), porucznik Rooney (Maciej Wizner) i posterunkowi (Dariusz Szymaniak, Olga Barbara Długońska, Krzysztof Berendt). Sytuację dodatkowo komplikuje pojawienie się dawno niewidzianego trzeciego bratanka, Jonatana (Grzegorz Wolf) – gangstera, mordercy, który, aby nie zostać rozpoznanym, operacyjnie zmienia twarz. Tym razem demoniczny doktor Epstein (Mateusz Żarnecki) obdarzył go fizjonomią człowieka, którego wszyscy skądś znają. Seria niefortunnych wydarzeń toczy się coraz szybciej…

Zaskakujące zwroty akcji, zabawne dialogi, wyraziste postaci to mocne strony tej sztuki. Autorowi udało się stworzyć w tej komedii interesujące sylwetki bohaterów – świetny materiał dla kreacji aktorskich – postaci różnorodnych i niejednoznacznych. Jak niejednoznaczna jest cała sytuacja. Wszak siostry Brewster, choć sympatyczne i miłe, jednak dokonują zbrodni. Córki obłąkanego naukowca, który przeprowadzał eksperymenty na ludziach, nie tylko korzystają ze zgromadzonej przez ojca fortuny, ale też z jego receptur. A jednak, jak to w czarnej komedii bywa, budzą nie tylko rozbawienie, ale i sympatię.

Największym atutem spektaklu jest pewnością gra Doroty Lulki i Beaty Buczek-Żarneckiej. Wcielają się w postaci kochających życie i ludzi starszych pań, które wypełniają misję dbania o szczęście i dobro drugiego człowieka, czy to przekazując słoik gorącego rosołu dla chorej żony policjanta, czy podając kieliszek zatrutego wina. Żywiołowe kobiety, które zestarzały się „tylko z wierzchu”, naturalnie i z lekkością prezentują się na scenie, co przekłada się na niewymuszony komizm postaci. Grzegorz Wolf w roli płatnego mordercy, z nową twarzą człowieka znanego z fotografii, przejmuje też jego sposób mówienia, poruszania się, gestykulację, szczególnie w momentach wzburzenia, które pojawiają się dość często. Udało mu się jednak nie przerysować tej roli. Wyrazistość postaci nie zawsze bowiem musi być tworzona grubą kreską, szczególnie w wypadku eleganckiej komedii w stylu retro. Tu potrzebna jest koronkowa robota i przesadna gestykulacja, nadmierna afektacja czy dziwne sposoby poruszania się bohaterów czasem bardziej drażnią, niż śmieszą. Warto zwrócić też uwagę na rolę Teddy’ego, granego przez Bogdana Smagackiego, który stworzył nie tyle komiczną, co tragikomiczną postać chorego umysłowo, żyjącego we własnym świecie bohatera. Mimo śmiesznych zachowań, okrzyków wzywających do ataku, kopania rowów nad Berezyną bardziej wzrusza niż śmieszy.

Trzeba na pewno zwrócić uwagę na kostiumy, szczególnie na suknie pań. Zaprojektowane przez Hannę Szymczak kreacje w stylu lat 50. wspaniale pasują do bohaterek, podkreślają ich indywidualność i są po prostu piękne. Szkoda, że zaprezentowane zostały na tle, w oczywisty sposób nawiązującej do tytułu sztuki, scenografii Marka Brauna stworzonej z rozwieszonych koronkowych obrusów, które choć obiektywnie bardzo ładne, ale rozciągnięte w przestrzeni scenicznej przywołują raczej obraz suszarni na strychu, niż przytulnego saloniku w małym domku na Brooklynie.

Tytuł oryginalny

Arszenik jest dobry na wszystko, czyli premiera w Teatrze Miejskim w Gdyni

Źródło:

Gazeta Świętojańska online
Link do źródła