EN

7.05.2024, 16:14 Wersja do druku

Arcydzieło chaosu ożywione na deskach teatru

„Mistrz i Małgorzata” Michaiła Bułhakowa w reżyserii Wojciecha Kościelniaka w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Pisze Anna Czarny w Teatrze dla Wszystkich.

Inne aktualności

 „Mistrz i Małgorzata” to niesamowity i doceniany po dziś klasyk literatury XX-wiecznej. Woland (Szatan) wraz ze swoją osobliwą świtą przybywa do Moskwy, aby zdemaskować zakłamane i cyniczne społeczeństwo lat 20./30. Jednocześnie zbudowana zostaje przez autora równoległa narracja z czasów biblijnych o Jeszui i Poncjuszu Piłacie. We wszystkie te wydarzenia wplątano piękną opowieść o wiernej miłości tytułowych bohaterów. Spójne ze sobą przeskoki czasoprzestrzeni akcji oraz bogactwo fascynujących postaci w książce Bułhakowa to niełatwy materiał do zobrazowania na deskach teatru. Jak znaleźć złoty środek między płynnością zawiłej fabuły a zagrożeniem „okaleczenia” ważnego dzieła literatury? Wyzwania podjął się Wojciech Kościelniak („Frankenstein”, „A statek płynie”) i przekształcił przy tym powieść w musical z tekstami piosenek Rafała Dziwisza („Frankenstein”, „Idiota”) oraz aranżacją muzyczną Piotra Dziubka („Frankenstein”, „Idiota”). Spektakl wystawiono po raz pierwszy 28 września 2013 roku na otwarcie Teatru Muzycznego Capitol we Wrocławiu po jego przebudowie. Jak wygląda on po prawie jedenastu latach od premiery?

Narracja spektaklu – słodko-gorzki smak szczególnie dla widza zaznajomionego z powieścią. Na ogromny podziw zasługuje płynność przechodzenia między dwoma czasoprzestrzeniami oraz „nieczasem” (bal u Szatana). Przeskoki precyzyjnie wynikają z siebie nawzajem, co przeciwdziała wrażeniu prędkiego sklejania pociętych fragmentów wielowymiarowej fabuły. Doprowadza to jednak do znacznego „okrojenia” bogactwa świata przedstawionego przez Bułhakowa. Tu pojawia się konflikt. Czy dało się tego uniknąć? Myślę, że nie. Sprawne wędrowanie przez kolejne sceny (nowoczesne rozwiązania techniczne w Teatrze Muzycznym Capitol grają istotną rolę) umacnia opinię, że był to trudny, lecz nieunikniony kompromis ze strony reżysera. Fantastyczny świat współtworzy dobrze wpasowana scenografia. Są to proste rozwiązania, które skutecznie oddają widzowi kształt miejsc, w których rozgrywają się barwne wydarzenia. Dodatkowymi atutami są zmiana barwy oraz natężenia oświetlenia na całej sali teatralnej, co zaprasza widza do całkowitego zanurzenia się w akcji.

Nie można pominąć aspektu popularnego dziś zabiegu, jakim jest przełamanie tzw. czwartej ściany. Widz jakoby współuczestniczy w farsie świty Wolanda, co zaznaczają bezpośrednie zwroty w stronę widowni, aktorzy ujawniający swoją obecność między rzędami i część rekwizytorium opadająca widowiskowo na całą salę. Aranżacja muzyczna w pełni oddaje klimat snutej przed widzem opowieści, a tempo współgra z tokiem kolejnych wydarzeń. Piękno chaosu świata przedstawionego zostaje zawarte w dźwięku i nawet po spektaklu nieodzownie kojarzyć się może z przeżyciami bohaterów. Teksty nie składają się z chwytliwych, ciągiem powtarzanych fraz, lecz jest to atut, który pozwala na dalsze poprowadzenie narracji samą piosenką. Sztuce nie ujęłoby jednak na jakości skrócenie niektórych fragmentów śpiewanych i mówionych. Sekwencje kilkukrotnego opowiadania tych samych zdarzeń wydają się momentami zbędne. Taki zabieg mógłby przeciwdziałać wspomnianemu już „okrojeniu” świata Bułhakowa, dając przestrzeń na rozwinięcie niektórych pominiętych wątków.

Obsada została bardzo trafnie dobrana według danego typu. Gra aktorska jest na dość wyrównanym poziomie, ale nie można pominąć kilku niezwykle wyróżniających się osobliwości. Wartym uwagi jest duet Behemota (Mikołaj Woubishet) i Korowiowa (Maciej Maciejewski), którzy przyciągali lekkością bycia abstrakcyjnych person. Choć Iwan Bezdomny (Mariusz Kiljan) jest postacią drugoplanową, nie można mu odmówić mieszanki energii i emocji, udzielających się widowni. Małgorzata (Magdalena Szczerbowska) chwilami dosłownie przelewała ze sceny na całą salę powiew uzależniających wolności i odwagi. Jednakże bezkonkurencyjnie największe brawa w obsadzie należą się Wolandowi (Tomasz Wysocki). Postać niejednoznaczna, która wzbudza mieszane uczucia każdym gestem, spojrzeniem i słowem. Bać się, sympatyzować czy może współczuć? Pozostawia widza w konsternacji oraz pełnym podziwu dla talentu i kunsztu aktora.

„Mistrz i Małgorzata” w reżyserii Wojciecha Kościelniaka jest widowiskiem wartym uwagi zarówno dla czytelników Bułhakowa, jak i osób pierwszy raz stykających się z magią tej opowieści. Wielowymiarowość fabuły jest ku zaskoczeniu wciąż aktualna. Oprawa muzyczna wraz z finezją gry aktorskiej, błyskotliwością poprowadzenia widza to pokrętna podróż i ambiwalentne przeżycie. Przeżycie, gdyż widz, czy chce tego, czy nie, staje się współuczestnikiem akcji.

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Anna Czarny