„Arabela” Maliny Prześlugi w reż. Piotra Ratajczaka. Dyplom IV roku Wydziału Aktorskiego AST we Wrocławiu. Pisze Michał Derkacz na portalu wroclaw.dlastudenta.pl.
„Arabela” to popularny serial telewizyjny dla dzieci i młodzieży produkowany w latach 1978–1980 w Czechosłowacji, a takie postacie jak Czarodziej Rumburak, Diabeł Blekota, Czarownica, Czarodziej Vigo czy niespełniony aktor dubbingowy Majer do dziś są wspominane ciepło przez licznych fanów tej produkcji. Oni wszyscy mogą ponownie spotkać się za sprawą spektaklu dyplomowego studentek i studentów Wydziału Lalkarskiego AST Wrocław w reżyserii Piotra Ratajczaka na podstawie tekstu Maliny Prześlugi pod tym samym tytułem. Po niemal dwugodzinnym przedstawieniu nie mamy wątpliwości, że ta adaptacja zostanie nam w pamięci na bardzo długo!
„Arabela” jest bowiem pełnoprawną komedią, a wydarzenia sceniczne sprawiają, że co chwilę na widowni wybuchają salwy śmiechu to nie tylko dlatego, że zasiadają tam koledzy i koleżanki członków obsady (na premierze 17 stycznia można było spotkać m. in. aktorki z Wrocławskiego Teatru Lalek). Proponowany humor w większości jest trafiony i działa, opierając się raczej na absurdzie czy odniesieniach do szerszej popkultury, a nie na głupich skeczach czy niewybrednych żartach.
Pochwalić musimy też samego reżysera, który zdołał okiełznać nie tylko ten wybuchowy skład aktorski, ale też potężny materiał źródłowy, scalając wszystko w wariacką, ale zrozumiałą i konkretną historię. Przyczepić możemy się jedynie do długości przedstawienia, bo ewidentnie w środkowej części gubi nam się tempo, a kolejne (choć zabawne) sceny zdaja się prowadzić donikąd. Oczywiście jest to nasze subiektywne uczucie, a nie każdy będzie narzekał, że dobra zabawa trwa… zbyt długo.
Zachwycające w tym spektaklu są też kostiumy, rekwizyty, lalki oraz scenografia, sprawnie ogrywana przez członków obsady, którzy zasuwając i odsłaniając wielką kotarę robią przejścia między scenami. „Arabela” zostawia nas w euforycznym nastroju i z ogromną ochotą na powrót do serialu telewizyjnego sprzed lat, choćby w celu porównania ilości absurdalnego humoru kiedyś i dziś, a także okrycia w sobie dziecka zapatrzonego w nietypowe podejście do klasycznych bajek.
Swe role młodzi aktorzy unieśli bez problemu, co jest godne pochwały, bo ewentualne wpadki byłyby natychmiast demaskowane przez widzów. Kolejne kreacje aktorskie całego zespołu (często w podwójnych rolach) zasługują na długie oklaski (takie też były), ale bez wątpienia trzeba wyróżnić, to co wyprawiali Mateusz Guzowski (jako Rumburak był fenomenalnym połączeniem złoczyńcy z postacią, którą uwielbiasz od pierwszej chwili, gdy się pojawia) oraz Olga Mleczko (jako Czarownica jest tu porywającym teatralnym żywiołem, który zawłaszcza scenę i zwraca na siebie uwagę, nawet gdy nic nie mówi).