"Inwigiliacja" wg „Wigilii” Daniela Kehlmanna w reż. Adama Krawczuka w Teatrze WARSawy. Pisze Karol Mroziński w Teatrze dla Wszystkich.
Zwierzę społeczne, jakim jest człowiek, zostało wystawione na próbę, i co gorsza, cierpliwość tegoż powoli się kończy. Widać to na ozdobionych maseczką twarzach przechodniów, dystansie obecnym w kolejkach sklepowych. Od oku nie byliśmy w restauracji, nie piliśmy gorącej herbaty przy kawiarnianym stoliku. Pragniemy katharsis, które choć bywa bolesne, jest konieczne do przemeblowania swojego myślenia. Spotkania z drugim człowiekiem, w przeszłości kimś oczywistym w naszym życiu, doceniamy dopiero po stracie. Szpitale przepełnione chorymi, telewizory nabrzmiałe od bzdur i dezinformacji…
Korzystając z chwili uciekłem, by znaleźć sobie miejsce na widowni, w teatrze. Jak to mówią – najprostsze rozwiązania często okazują się skuteczne. Teatr WARSawy wziął tym razem na warsztat tekst Daniela Kehlmanna pod tytułem „Wigilia”. Przedstawienie nie jest jednak wiernym odwzorowaniem oryginału, a jedynie jego adaptacją. Na plakatach autorstwa Przemysława Wojtasia widnieje inny tytuł – „Inwigiliacja”, ale dla uważnego widza nie będzie to stanowić problemu. Całość jest, i miała być, wybuchową mieszanką zarówno słów w tytule, jak i w dialogach bohaterów. Kehlmann jawi się w tej inscenizacji jako mistrz przyciągania uwagi, a gra aktorska i choreografia pod czujnym okiem reżysera Adama Krawczuka wieńczy dzieło, jeszcze energiczniej napędzając koło zębate, któremu na imię „niepewność”.
Seriale przyzwyczaiły nas do prostych historyjek, łatwych do przewidzenia. Tu prostotę, a wręcz oszczędność środków wyrazu, odnaleźć możemy w przestrzeni sceny. Dlatego tak cenię sobie teatr. Właśnie faktura przestrzenna „Inwigiliacji” otwiera listę pytań, na które odpowiedź może być tylko twierdząca.
Czy można przedstawić wielowątkową opowieść przy udziale tylko dwóch aktorów? Czy teatr może mieć w sobie coś z reportażu lub wywiadu? Czy oklepane stereotypy, dotyczące walki płci, mogą zejść na drugi plan, dając miejsce tematom bardziej uniwersalnym? Okazuje się że tak! Ale wszystko czego możemy być w stu procentach pewni, kończy się na tym etapie. Im dalej w spektakl, tym więcej zagadek.
Jego włosy rozpuszczone, jej fryzura spięta w kok. On w białej koszuli, ona w ciemnej garsonce. Prosty policjant i cytowana na całym świecie Pani Profesor. On zabiera jej torebkę, ona rozsypuję kartotekę z jego aktówki. Czysta symbolika. Przypadkowa??… Nie sądzę! O co w tym wszystkim chodzi? Ilu widzów, tyle odpowiedzi. Czy kobieta jest wymysłem mężczyzny? A może mężczyzna jest uosobieniem kobiecego poczucia winy? Wszyscy przecież mamy jakieś ideały, dla których jesteśmy w stanie się poświęcić. Z pomocą których kreujemy własną przestrzeń w świecie, w którym współistnieją inni ludzie. Ale jak daleko jesteśmy w stanie zaufać ideologii, systemowi lub czemukolwiek? Przecież uważamy się za rozsądnych i dorosłych. Czy, podążając za logiką, poczujemy lekki smak farsy, groteski? W końcu nawet dziecko jest w stanie dostrzec, że „król jest nagi”. Czy przestaniemy walić głową w cienką linię wyznaczającą koniec naszych zdolności? Na te pytania pomoże znaleźć odpowiedź niesamowity duet: ucharakteryzowany na profesora Lupina z serii o Harrym Potterze – Dominik Bąk, oraz do złudzenia przypominająca Wilmę Flintstone – Monika Mariotti.