„American Dreams” Kazimierza Brauna w reż. Sylwestra Biragi w Teatrze Druga Strefa. Pisze MaGa na blogu Notatnik Kulturalny.
Amerykański sen. Czy jeszcze ktoś wierzy, że na amerykańskiej ziemi trawa jest bardziej zielona niż u nas? Czy ktoś wierzy, że wystarczy stanąć na ziemi w Kalifornii, by zaraz podjechała limuzyna i przeniosła nas w świat Carringtonów z serialu „Dynastia”? Wydawać by się mogło, że w tym wszystkowiedzącym i chaotycznym świecie w ten sen niewielu już wierzy, a jednak XX wiek podtrzymywał ten mit wolności i możliwości jakie niesie ze sobą Ameryka. Zimna wojna, a potem stan wojenny dla wielu ludzi stawało się przyczynkiem do opuszczenia Polski. Z różnych powodów. Byli wśród nich uciekinierzy polityczni i ekonomiczni, byli naukowcy i artyści. O tych ostatnich będzie mowa w spektaklu.
W obskurnych kulisach małego studia spotykają się Matka i Córka, bo właśnie tu wyznaczył spotkanie znany reżyser, u którego Matka wyprosiła przesłuchanie dla Córki. Obie są aktorkami przybyłymi z Polski po stanie wojennym. Starsza była uznaną w Polsce aktorką, wykładowczynią w szkole teatralnej; młodsza zaczynała właśnie swoją karierę sceniczną. Nie wiemy co było powodem ich wyjazdu z kraju. W trakcie ich słownych utarczek trudno dociec co jest prawdą a co pomówieniem, czy ich postawy były zawsze bez zarzutu? Matka zdaje się być aktorką wręcz wygnaną z teatru, a córka? Jaką rolę w ich ucieczce z kraju ma mąż i ojciec? Dlaczego czekają na telefon od niego i jednocześnie się go obawiają? Wszystko okrywa mgła tajemnicy.
Ostre słowa odpychają, by po chwili przejść w czułość i chęć pomocy. Z jednej strony typowe żale emigrantek, że nic nie idzie po ich myśli, że jedno rozczarowanie goni następne, z drugiej – ciągła nadzieja, że może właśnie dziś los się odwróci i splendor sławy zapuka do ich drzwi. A nad tym wszystkim unosi się tęsknota za tym krajem, z którego emigrowały i – odnosi się wrażenie – do którego boją się wrócić, choć jako aktorkom tak łatwo w rodzimym języku przychodzi wypowiadać teksty z wielkich dramatów.
Skupione na przygotowaniach do castingu, poddenerwowane i rozdrażnione w oczekiwaniu na przyjście reżysera, pełne raz nadziei, raz rozczarowania, toczą ze sobą jakąś dziwną grę, w której animozje mieszają się z czułością, a gorycz z nadzieją. Jaki będzie finał tej gry – nie powiem.
Na scenie dwie świetne aktorki: Katarzyna Kozak w roli Matki oraz Aleksandra Kowalczyk w roli Córki. Dwie mocne osobowości, które na naszych oczach prowadzą wyrównaną grę, a ich teksty ociekają smutną prawdą, zakłamują życiowe zakręty, duszą błagają o nadzieję, rozsypują się na pył.
Polecam.