Jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało – ten spektakl stawia wyjątkowo niewygodne pytania o naszą przyszłość. Takie, które na co dzień odsuwamy od siebie, licząc, że „jakoś to będzie”. Nie chodzi nawet o to, że sztuczna inteligencja odbierze nam miejsca pracy czy coś w tym rodzaju, ale raczej o to, jaka wkrótce będzie rola i miejsce piękna, spontaniczności czy intuicji w naszym życiu.
Oto Seul, rok 2016. Pewny siebie mistrz go – Lee Sedol – przegrywa cztery z pięciu partii z programem Google’a, AlphaGo, który potrafi rozgrywać ze sobą nieskończoną ilość gier, ucząc się na własnych błędach. Czy więc człowiek może jeszcze wygrać z algorytmem? Tym bardziej, że za jedyną wygraną Sedola odpowiadał ruch całkowicie spontaniczny, trudny do wytłumaczenia, po którym maszyna – mówiąc w uproszczeniu – „zgłupiała”. Spektakl zrealizowano z rozmachem: starannie przygotowane projekcje, świetna choreografia, piękne światło – ktoś mógłby powiedzieć: „efekciarstwo”. Ale dzięki temu ten niełatwy w odbiorze spektakl ogląda się znakomicie, a wykreowany przez Natalię Korczakowską świat wciąga w sposób perwersyjnie fascynujący.
Na pierwszym planie jednak nie stoi technologia, lecz człowiek – jego wrażliwość, niedoskonałość i lęk. Nie powiedziałbym więc, że to rzecz antyczna – jak zapowiadała reżyserka – ani średniowieczna, jak określiła jedna z moich koleżanek. Raczej renesansowa, bo głęboko humanistyczna.
Na szczęście ten spektakl nie udziela odpowiedzi ani nie daje wskazówek, jak współżyć z AI. To pewnego rodzaju moralitet, który jednak nie moralizuje – raczej ostrzeżenie, może krzyk bezradności wobec tego, że „to wszystko” dzieje się poza nami, że za chwilę nie rozpoznamy świata, w którym żyjemy – i że nie będzie to zmiana na lepsze.
PS. Podczas pisania tekstu użyto AI.