„Oresteia” Ajschylosa, zarządzanie procesami twórczymi - Michał Zadara, w Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie. Pisze Aleksandra Haberny w Nowej Sile Krytycznej.
Wybór „Orestei” Ajschylosa na dyplom studentów aktorstwa wydaje się dość ciekawy. Sięganie przez teatr po dzieła klasyczne to zabieg prosty (to jedno z najbardziej oczywistych źródeł inspiracji), ale też odważny – przy reinterpretacji łatwo o błędy, choćby uproszczonego uaktualniania tematyki przy ignorowaniu znaczeń oryginału, czy łączenia odczytań, które już widzieliśmy. Pomiędzy podręcznikowym a zupełnie nowym przedstawianiem postaci i wydarzeń jest wiele możliwości. Jaką drogę wybrali studenci Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie?
„Oresteia” to trylogia – składa się z „Agamemnona”, „Ofiarnic” i „Łaskawych” – a więc obszerny materiał. Historia Atrydów to sekwencja nieszczęść spowodowanych rzuconą przez bogów klątwą na protoplastę rodu. Ajschylos zaczyna od zamordowania syna przeklętego Atrydy – Agamemnona zabija własna żona Klitajmestra, gdy on wraca z wojny trojańskiej. W drugiej części Orestes mści się na matce mordując ją, całość kończy długi sąd nad matkobójcą – bogowie łaskawie uniewinniają go i zdejmują klątwę. Bogata w wydarzenia fabuła może być porównywana nawet do współczesnych filmów akcji, ale pierwsze piętnaście minut przedstawienia przeraziło mnie, pomyślałam, że czekają mnie trzy godziny widowiska na poziomie szkolnego teatrzyku, bezrefleksyjnego wygłaszania tekstu. Nic nie zapowiadało wieczoru, który ostatecznie zobaczyłam.
Spektakl jest niesamowitym pomieszaniem czasów starożytnych ze współczesnością. Postaci biegają w togach po antycznych świątyniach, ale rozmawiają ze sobą przez domofon, a wieszczce Kasandrze towarzyszy głośnik. Te połączenia mogą wydawać się przesadzone, jednak zaskakująco dobrze działają, w niepretensjonalny sposób podkreślają ponadczasowość ludzkich emocji oraz uniwersalność problemów sprawowania władzy. Twórcy nie próbują na siłę publiczności coś udowodnić, widz po prostu płynie z nurtem wydarzeń. Czerpią z oryginału, ale są wobec niego także krytyczni, chociażby wyśmiewając płytko (ich zdaniem) napisane sceny. Ta samoświadomość działa zdecydowanie na korzyść przedstawienia.
Główni bohaterowie zostali zaprezentowani dość tradycyjnie, z kolei poboczni dostali więcej współczesnej charakterystyki i zostali też w niezwykły sposób zagrani: charyzmatyczna Atena (Angelika Smyrgała), Elektra (Karolina Bednarek), Kasandra, która hipnotyzuje od pierwszych słów (ponownie Angelika Smyrgała – jej role to jeden z najjaśniejszych punktów spektaklu). Warta podkreślenia jest także rola chóru, obecnego na scenie jak w teatrze antycznym, ale przedstawionego jako osoby, które moglibyśmy spotykać wokół nas.
Najgorzej zrealizowane zostały fragmenty, które potencjalnie są najciekawsze. Choćby uknuta przez Orestesa intryga (morderstwo w odwecie za śmierć ojca) wydaje się zrobione w pośpiechu. Za to scena jego procesu została wydłużona na siłę, chociaż rozumiem, że ma obrazować obecną prawniczą biurokrację, mogłaby być nieco krótsza.
Pisząc o tym przedstawieniu, nie można pominąć nietypowego sposobu pracy nad nim. Zostało zrealizowane jako dzieło kolektywne pod nadzorem Michała Zadary, metodą „scrub” (funkcję „scrub masters” pełnili studenci II roku Wydziału Aktorstwa i Dramatu Akademii Sztuk Teatralnych), jako wyraz sprzeciwu wobec modelu prób, w którym reżyser decyduje o wszystkim. Niewertykalna, nieopresyjna metoda odnalazła odzwierciedlenie w spektaklu, w każdym z trzech aktów, w role głównych postaci wcielają się różne osoby. To nawiązanie do czasów Ajschylosa, kiedy aktor odgrywał kilka postaci, jednocześnie narzędzie umożliwiające zasygnalizowanie zachodzącej w bohaterach zmiany. Dzięki zupełnie różnej energii poszczególnych aktorów została ona wyraźnie podkreślona. Aktorzy wynotowują na ścianie imiona postaci i skreślają tych, którzy umierają. Dzięki temu widz, który nie zna sztuki, nie będzie miał problemu ze zrozumieniem treści.
Tłumaczenie wykonane na potrzeby spektaklu, tak jak inscenizacja, jest dziełem zbiorowym Michała Zadary i scrub masters. Łączenie współczesnej mowy z językiem Ajschylosa niestety nie działa. Przekład sprawia wrażenie, jakby nie do końca było wiadomo, w którą stronę chce iść. Jednak warto docenić lekkość i wpisany w tekst dowcip.
Studencka „Oresteia” to naprawdę świetna zabawa z klasycznym dziełem. Mimo kilku błędów w konstrukcji (możliwe, że wynikających z ciągłej nauki adeptów sztuki teatralnej), czy nietrafności tłumaczenia, dyplom absolutnie się broni. Będąc świadomie (a nie ślepo) wierni oryginałowi, wprowadzają wiele nowych aspektów interpretacyjnych, dają wyraz swojej energii. I chociaż inscenizacja odwołuje się do obecnych czasów, stanowi dobre oderwanie od rzeczywistości.
Aleksandra Haberny – studentka I roku wiedzy o teatrze oraz II roku stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Jagiellońskim. Działa w radiu studenckim UJOT FM, publikowała w magazynie Redakcja BB.