„Ślub” Zygmunta Krauzego wg dramatu Witolda Gombrowicza w reż. Krzysztofa Cicheńskiego w Teatrze Wielkim im. S. Moniuszki w Poznaniu. Pisze Krzysztof Krzak w Teatrze dla Wszystkich.
Na zakończenie Roku Gombrowiczowskiego zaordynowałem sobie operę na podstawie „Ślubu” onegoż Witolda Gombrowicza, która rychło po listopadowej prapremierze w Teatrze Wielkim im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu trafiła na platformę OperaVision, a 28 stycznia 2025 roku pokaże ją TVP Kultura. Nie ukrywam, iż było to dla mnie, mającego pierwszy raz do czynienia z polską operą współczesną opartą na klasyce literatury dramatycznej (bo wszak Gombrowicz klasykiem już może być nazywany), przeżycie z rodzaju tych ekstremalnych, a na pewno odmiennych od dotychczasowych.
Całe szczęście trafiłem na dzieło znakomitego kompozytora, Zygmunta Krauzego, który z literaturą jest za pan brat, co udowodnił komponując muzykę do utworów Różewicza („Pułapka”), Kajzara („Gwiazda”), Tuwima („Bal w operze”), Wyspiańskiego („Balthazar”). Gombrowicz i jego specyficzna twórczość to też dla Krauzego nie pierwszyzna – dwie dekady temu stworzył operę „Iwona, księżniczka Burgunda”. „Ślub” skomponowany dla Teatru Wielkiego w Poznaniu potwierdza w pełnej rozciągłości, że styl, język i klimat autora „Operetki” kompozytor wspomnianej opery doskonale rozumie i czuje. Świadczyć o tym może chociażby przejmująca, niespokojna muzyka wymuszająca dość specyficzny sposób śpiewania ze stosowaniem staccato i transakcentacji. Domyślam się, że orkiestra Teatru Wielkiego w Poznaniu nie miała z tą partyturą łatwego zadania, ale profesjonalnie poprowadzona przez Katarzynę Tomalę–Jedynak wywiązała się z zadania znakomicie. Autor libretta, Krzysztof Cicheński, który spektakl wyreżyserował i współtworzył z Julią Kosek scenografię, zadbał o odpowiednie skrócenie Gombrowiczowskiego tekstu, zachowując jednocześnie znaki rozpoznawcze języka tego autora (przyznam, że nie słyszałem do tej pory opery, w której tyle razy padłoby słowo „świnia”, tudzież tak wyraziście brzmiące słowa zaczerpnięte z gwary). To wszystko wraz ze specyficzną formą dramatyczno–muzyczną jaką jest opera sprawia, że jeden z najbardziej popularnych i istotnych dramatów Witolda Gombrowicza zyskuje na „groteskowości”. Ingerencja librecisty w literacki pierwowzór w najmniejszym stopniu nie osłabiła ważkości poruszanych przez dramaturga dywagacji na temat poszukiwania własnej tożsamości, konfliktu między naturalnością i sztucznością, wpływu posiadanej władzy na postępowanie człowieka. Cicheński, podobno za namową kompozytora, zdecydował się na pewien inscenizacyjny zabieg, który spowodował, że świat przedstawiony w dramacie Gombrowicza stał się dla odbiorcy nie tylko ciekawszy, ale i bardziej zrozumiały, bo uporządkowany.
Otóż reżyser oddzielił wyraźnie wydarzenia realne od tych, które są imaginacją/snem/maligną głównego bohatera, Henia (baryton Michał Partyka), który wraz ze swoim przyjacielem Władziem (tenor Piotr Kalina) w wyniku ran odniesionych na wojnie trafia do lazaretu. Jego monologi wewnętrzne docierają do widza oglądającego „szpitalne” wizualizacje (autor: Leszek Stryła) z offu, natomiast na scenie rozgrywają się wydarzenia mogące być wytworem wspomnień bohatera. W dodatku widać, że ustawienie każdej ze scen zostało przez Cicheńskiego precyzyjnie przemyślane, także tych dziejących się na drugim planie z udziałem świetnie brzmiącego chóru. Znakomicie w koncepcję reżysera i kompozytora wpisali się śpiewacy – aktorzy występujący w wiodących rolach. Dla mnie numerem jeden jest kontratenor Jan Jakub Monowid, który jako Pijak stworzył postać bodaj najbliższą wyobrażeniu samego Gombrowicza. Ale trudno też nie dostrzec/dosłyszeć klasy artystycznej Łukasza Koniecznego (Ojciec), Moniki Mych–Nowickiej (Matka) czy Goshi Kowalinskiej w roli Mani.
Nawet jeśli trzyaktowy „Ślub” Zygmunta Krauzego i Krzysztofa Cicheńskiego powstał z chęci uczczenia przez poznański Teatr Wielki 120. rocznicy urodzin i 55–lecia śmierci Witolda Gombrowicza, to bardzo dobrze się stało, że to właśnie ci twórcy i wykonawcy podjęli się tego zadania, bo stworzyli niezwykle interesujące pod każdym względem dzieło, nie tylko dla miłośników opery.