3 marca 2011 r. w Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie zmarła Irena Kwiatkowska, Hermenegilda Kociubińska i Kobieta Pracująca. Obecnie jej głos, oddany staruszce w pociągu, można usłyszeć w filmie Mariusza Wilczyńskiego "Zabij to i wyjedź z tego miasta".
"Chciałem utrwalić w filmie tych wszystkich artystów, którzy kształtowali moją wrażliwość, wyobraźnię i system wartości, gdy byłem dzieckiem" - wyjaśnił Wilczyński w rozmowie z Darią Porycką z PAP. "Panią Irenę Kwiatkowską namówiła na moją prośbę jej agentka pani Grażyna Miśkiewicz. Nie miałem pewności, czy to się uda, bo pani Irena mieszkała już wtedy w Skolimowie i nie czuła się najlepiej. Pamiętam, że tego dnia, gdy przyjechałem ją nagrać, była w świetnej formie. Odczekałem chwilę aż skończy jeść obiad i wręczyłem jej sto róż. Była dla mnie jak babcia. Kiedy jako mały chłopiec plątałem się mamie pod nogami, dawała mi kredki do rysowania – i zazwyczaj rysowałem naszych, jak biją Krzyżaków pod Grunwaldem – albo włączała bajki na płytach, które czytała pani Irena Kwiatkowska. Udało mi się nagrać panią Irenę i zacząłem się zastanawiać, kto może być jej partnerem w pociągu" - opowiadał. Przypomnijmy: jest nim Andrzej Wajda.
"Kiedy słyszę dziś bardzo często używane słowo gwiazda zawsze myślę: prawdziwą gwiazdą to była pani Irena Kwiatkowska" - powiedział PAP Jacek Kawalec, który przez dziesięć lat występował w spektaklu "Zielona Gęś", wyreżyserowanym przez Jarosława Kiliana w Teatrze Polskim w Warszawie. "Ale gwiazdą była wyłącznie na scenie albo przed kamerą, poza nią zachowywała się całkiem zwyczajnie - taka szara myszka nawet" - podkreślił. Kawalec zapamiętał ją jako "perfekcyjną profesjonalistkę". "W teatrze pojawiała się zawsze dwie godziny przed spektaklem, siadała za kulisami i w skupieniu przepowiadała teksty. Znała nie tylko własny tekst na pamięć, ale także pozostałych postaci" - wspominał.
"Jako młody człowiek dostałem od niej niezłą szkołę: najpierw przy realizacji Wojny domowej. a później przy Czterdziestolatku - szkołę punktualności, profesjonalizmu i odpowiedzialności" - napisał Jerzy Gruza w "Felietonie Okazjonalnym" ("Życie Warszawy", 2002).
"Dla mnie jej wielkością jest - JAK SŁUCHA partnerów, jak pomaga partnerowi, jak prowadzi dialog. Niewiele jest już okazji, niestety, żeby się tego nauczyć" - opowiadała w książce "Irena Kwiatkowska i znani sprawcy" Romana Dziewońskiego Marzena Trybała, która po raz pierwszy wspólnie z Kwiatkowską wystąpiła w "Lecie Muminków" w stołecznym Teatrze Komedia (1995). "Oprócz Marka Perepeczki i Zbyszka Wodeckiego, grało w tym przedstawieniu kilkoro aktorów młodych, mniej znanych. Ich stosunek do pracy po prostu mnie poraził. W tygodniu przed premierą, zaczynała się jakaś scena i… ciągle kogoś się wołało. (…) Pani Irena stała i CZEKAŁA. Ktoś tam sobie zapomniał, że wychodzi na scenę! Do tego ciągłe rozmowy na boku. Amatorskie zachowanie na scenie i poza nią" - opisywała aktorka.
"Drobna, niewysoka i niepozorna, lecz gdy pojawiała się na scenie czy przed kamerą, przysłaniała sobą innych, kradła im występ, nawet jeśli grała tylko epizod" - napisała Agnieszka Niemojewska w "Rzeczpospolitej" (2018).
Irena Kwiatkowska urodziła się 17 września 1912 r. w Warszawie. Jej ojciec Kryspin Stanisław Kwiatkowski był zecerem i wielkim miłośnikiem książek, potrafiącym ostatnie grosze wydać na wypatrzonego "białego kruka". Matka Marianna prowadziła dom i zajmowała się dziećmi. Od najmłodszych lat Irena wspierała skromny budżet rodziny. W książce Łukasza Maciejewskiego "Aktorki. Spotkania" (2013) czytamy, że "jako dziewczynka układała bochenki chleba w pobliskiej piekarni". "Za dzień pracy dostawałam bochenek chleba: to była moja pierwsza zarobiona pensja" - wspominała. Zdobywała również nagrody pieniężne na zawodach… szermierki. Kieszonkowe najchętniej przeznaczała na bilety do teatru. Już w gimnazjum im. Klementyny Hoffmanowej zaczęła się interesować aktorstwem.
W 1932 r. dostała się na Wydział Aktorski Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej w Warszawie, recytując na egzaminie wiersze Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego i zbierając z podłogi rozsypane ziemniaki - takim zadaniem aktorskim zaskoczył ją egzaminujący Aleksander Zelwerowicz. "W korytarzu, przed egzaminami, natknęłam się na Ninę Andrycz, która była już wtedy gwiazdą. Krytycznie zmierzyła mnie wzrokiem i zapytała: A ty, dziecko, co ty będziesz robiła w teatrze?. Odpowiedziałam: Będę grała, proszę pani. Wiele lat później po jednym z moich występów usłyszałam charakterystyczny głos Niny Andrycz: Wspaniała!, wspaniała!, wołała z widowni w moją stronę. Jakie to było miłe" - opowiadała Kwiatkowska Maciejewskiemu.
Aktorskiej sztuki uczyli ją m.in. Stefan Jaracz i Zelwerowicz - który po latach miał rzec: "podobno jestem dobrym pedagogiem. Ale skoro moją uczennicą była kiedyś sama Irena Kwiatkowska, to chyba nie mogło być inaczej". Jej kolegami z roku byli m.in. Irena Malkiewicz i Aleksander Bardini. Po ukończeniu studiów w 1935 r. trafiła do kabaretu Cyrulik Warszawski Fryderyka Jarosy'ego, gdzie występowała w rewii "Pod włos". Do wybuchu wojny pracowała w teatrach Warszawy, Poznania i Katowic.
Podczas okupacji niemieckiej brała udział w tajnych przedstawieniach, współpracując z reżyserami Tadeuszem Byrskim i Leonem Schillerem. Aby się utrzymać obierała ziemniaki, a później wydawała obiady w stołówce Rady Głównej Opiekuńczej. Po powstaniu warszawskim - Akowski pseudonim "Katarzyna" - podzieliła los mieszkańców stolicy i musiała opuścić miasto. Pieszo z plecakiem, w którym mieścił się cały jej dobytek, dotarła do Makowa Podhalańskiego.
Powróciwszy w 1945 r. do Warszawy, zaangażowała się do Polskiego Radia, w którym poznała Bolesława Kielskiego, lektora radiowego (a w latach 60. prowadzącego pierwsze teleturnieje, m.in. "Kółko i krzyżyk"). Pobrali się w 1948 r.
W listopadzie 1946 r. dołączyła do pierwszego powojennego kabaretu "Siedem Kotów" w Krakowie. Teksty dla niej zaczął pisać Konstanty Ildefons Gałczyński, powołując do scenicznego życia w Teatrzyku Zielona Gęś postaci m.in. Hemenegildy Kociubińskiej i Żony Wacia. Później występowała w kabaretach Szpak (1954-61), Dudek (1964-74) i telewizyjnym Kabarecie Starszych Panów, który dziś bez niej wydaje się niewyobrażalny.
"Ci, którzy stworzyli panią Irenę i jej zawdzięczają nieprzemijającą popularność, to oczywiście Konstanty Ildefons Gałczyński i Jeremi Przybora. W ich wierszach, monologach, skeczach, piosenkach aktorka odnalazła siebie – ekscentryczkę o rozbudowanym ego, obdarzoną darem rozumienia bliźnich. Kwiatkowska potrafiła oderwać kreowane przez siebie postacie od nieraz nachalnych politycznych realiów" – napisał we wspomnieniu pośmiertnym Ryszard Marek Groński ("Polityka", 2011).
Od 1948 r. Irena Kwiatkowska była związana z teatrami stołecznymi - Klasycznym (1948-49), Współczesnym (1949-51), Teatrem Satyryków (1952-58), Komedią (1958-60), Syreną (1960-72), Ludowym (1972-74), Nowym (1974-94). Zagrała ponad sto ról teatralnych. Prawdziwymi kreacjami stały się m.in. Dulska w "Jeszcze Dulska" w reż. Aleksandra Bardiniego, (1972); Aurelia w "Wariatce z Chaillot" w reż. Lecha Wojciechowskiego (1974); Chudogęba w "Wieczorze Trzech Króli" w reż. Jana Kulczyńskiego (1976); Dorota w "Grubych rybach" w reż. Wojciechowskiego, 1977); Julia Czerwińska w "Domu kobiet" w reż. Mariusza Dmochowskiego (1978) i Eugenia w "Tangu" w reż. Bohdana Cybulskiego (1982).
Kwiatkowska zagrała w ponad 20 przedstawieniach Teatru Telewizji. Występowała również w audycjach radiowych m.in. "Podwieczorkach przy mikrofonie", przede wszystkim zaś w "Plastusiowym pamiętniku" Marii Kownackiej - Plastusiem była dla kilku pokoleń dzieci. W 1973 r. otrzymała Złoty Mikrofon za rolę Plastusia i Pani Eufemii oraz za całokształt wybitnej twórczości aktorskiej w audycjach dla dorosłych i dzieci. W radiu recytowała też wiersze - "Ptasie radio" Juliana Tuwima w jej wykonaniu uchodzi za jedną z najwybitniejszych interpretacji poezji w XX wieku. W 1995 r. odebrała Diamentowy Mikrofon - z okazji 70-lecia Polskiego Radia.
Znakomicie sprawdzała się w filmie, ale - jak podkreślił Łukasz Maciejewski – "polskie kino, w przeciwieństwie do teatru i telewizji, nie miało żadnego pomysłu na Kwiatkowską. We Francji byłaby Bourvilem i de Funesem w kobiecym wydaniu, u nas grywała epizody i filmowe ogony" - napisał. "Kwiatkowska zagrała w sumie kilkanaście ról filmowych. Zawstydzająco skromny wynik jak na skalę możliwości" - dodał.
Zadebiutować przed kamerą miała w 1939 r. w filmie Mieczysława Krawicza "Moja mama – to ja" u boku Heleny Grossówny i Eugeniusza Bodo. Realizację filmu przerwał wybuch wojny. W rezultacie debiutowała w 1945 r. w filmie Antoniego Bohdziewicza "2x2=4". Zagrała później m.in. w "Sprawie do załatwienia" (1953) w reż. Jana Rybkowskiego i Jana Fethke, wodewilowym "Żołnierzu królowej Madagaskaru" (1958) w reż. Jerzego Zarzyckiego, komedii "Tysiąc talarów" (1959) w reż. Stanisława Wohla, "I ty zostaniesz Indianinem" (1962) Konrada Nałęckiego, "Klubie Kawalerów" (1962) Zarzyckiego i komedii "Zacne grzechy" (1963) w reż. Mieczysława Waśkowskiego. Zestaw tych praktycznie nic dziś nikomu niemówiących tytułów dość dobitnie potwierdza ocenę Maciejewskiego.
Widzowie zapamiętali ją przede wszystkim jako Kobietę Pracującą z serialu "Czterdziestolatek" (1974) oraz Zofię Jankowską, matkę Pawła w "Wojnie domowej" (1965) w reż. Jerzego Gruzy. A także jej brawurowo wykonaną piosenkę "Nogi roztańczone" w "Hallo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy" (1978) w reż. Janusza Rzeszewskiego. W "Rozmowach kontrolowanych" (1991) Sylwestra Chęcińskiego wraz z Aliną Janowską stworzyły zabawny duet - w mistrzowskim, właściwym dla obu aktorek stylu.
Po raz ostatni na ekranie Kwiatkowska wystąpiła w "Jeszcze nie wieczór" Jacka Bławuta (2008), nakręconym w Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie, choć na początku odmówiła udziału w tym przedsięwzięciu. "Ale w momencie, kiedy zobaczyła włączoną kamerę, nie wytrzymała i sama do nas przybiegła – jak ćma do światła. No i w efekcie zagrała – i to jak!" - wspominał Jan Nowicki "Bo aktorstwo to taki właśnie zawód. Chociaż nie mamy już siły, to i tak nie umiemy zrezygnować z marzeń. Jesteśmy ćmami, które nigdy nie zasypiają" - dodał.
"Najsłynniejsza polska Kobieta Pracująca w 1994 r. przeszła na emeryturę. Na pewno wiązało się to ze śmiercią jej męża Bolesława Kielskiego" - napisała Agnieszka Niemojewska. "Nie mieli dzieci – aktorka świadomie nie zdecydowała się na macierzyństwo – mieli tylko siebie. Mąż ją bardzo wspierał: chodził nie tylko na premiery, ale też na regularne przedstawienia. Gdy więc śmiertelnie zachorował, ona pielęgnowała go do ostatnich dni. Kiedy zmarł w 1993 r., Kwiatkowska – wówczas już 81-letnia – zamknęła się w sobie, a wolny czas najchętniej spędzała na spacerach lub słuchała Radia Maryja (o czym mówiła otwarcie i co naraziło ją na środowiskowy ostracyzm)" - dodała.
W 1952 r. otrzymała Dyplom Uznania ministra kultury i sztuki. Była laureatką nagrody Komitetu d/s PRiTV za wybitne osiągnięcia aktorskie w programach rozrywkowych telewizji (1965), Srebrnej Maski (1966), Złotej Maski (1967, 1968, 1969 i 1971) - wyróżnień przyznawanych w corocznych plebiscytach czytelników "Expressu Wieczornego". W 1965 r. otrzymała Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. W 1970 r. otrzymała Nagrodę Artystyczną Miasta Warszawy. Zwyciężyła też w plebiscycie na najpopularniejszą kobietę Warszawy (1968, 1970 i 1995). Została uhonorowana Wielkim Splendorem; nagrodą Teatru Polskiego Radia (1993); Super Wiktorem (1995); Orderem Uśmiechu (1998); orderem "Ecclesiae populoque servitum praestanti" (Wyróżniającemu się w służbie dla Kościoła i Narodu) przyznanym przez Prymasa Polski (2002) oraz Złotym Medal Gloria Artis - Zasłużony Kulturze (2005).
Otrzymała także statuetkę "Gwiazda Telewizji Polskiej" wręczoną z okazji 50-lecia TVP "za kreacje w Teatrze Telewizji i kabarecie" (2002) i Specjalną "Złotą Kaczkę 100-lecia Polskiego Kina" w kategorii "Kobieca rola komediowa stulecia" (2008.
"Wszyscy kochamy Irenę Kwiatkowską i jesteśmy jej wdzięczni za wzruszenia, radość i śmiech, jakim szczodrze nas obdarza" - mówiła Anna Seniuk podczas jubileuszu 95-lecia aktorki w 2007 r. "Pewni ludzie powinni być wieczni. I do nich zaliczam Irenę Kwiatkowską" - oceniła Irena Santor.
Jej ostatnią warszawską rolą teatralną była Hermenegilda Kociubińska w "Zielonej Gęsi" - świętowała nią swoje jubileusze i prorokowała słowami napisanymi specjalnie dla niej przez Gałczyńskiego: "ja, której wielką przyszłość wróżył Ludwik Solski, zrozumiecie - kiedy umrę - czym byłam dla Polski".
"Słuchając tej kwestii przez dziesięć lat wspólnych występów, zawsze miałem wrażenie, że to taka trochę prywatna uwaga w jej wykonaniu, oczywiście opakowana w grubą warstwę autoironii" - powiedział PAP Jacek Kawalec. Dodał, że on sam już wówczas nie miał żadnych wątpliwości, iż spotkał go w życiu zaszczyt współpracy z jedną z najwybitniejszych polskich aktorek w ogóle.
Jarosław Kilian, reżyser przedstawienia i ówczesny dyrektor artystyczny Teatru Polskiego, mówił: "Bywa, że aktorzy osiągają wielką sławę, popularność, sukces mierzony pieniędzmi albo okładkami pism. Irena Kwiatkowska pozyskała znacznie więcej – prawdziwą miłość widzów! Była aktorką, którą Polacy pokochali".
Nie lubiła rozpamiętywania przeszłości. "Męczysz. Trzeba myśleć do przodu. I o czym tu wspominać. Na co to komu. Było minęło" - powiedziała Romanowi Dziewońskiemu. "Po takim dictum Pani Ireny, powtórzonym po wielokroć, mogłem okazać się jedynie osobnikiem namolnym, konsekwentnym i cierpliwym" - wyjaśnił Dziewoński sposób, w jaki doszło jednak do powstania książki "Irena Kwiatkowska i znani sprawcy" (2004).
W ostatnie za jej życia, 98. urodziny aktorki – 17 września 2010 r. – w Skolimowie odsłonięto "Ławeczkę z humorem Ireny Kwiatkowskiej" "Można na niej nie tylko usiąść, ale także posłuchać 11 najbardziej znanych piosenek i monologów artystki" - wyjaśnił prowadzący uroczystość Artur Andrus.