EN

14.02.2024, 09:21 Wersja do druku

Żywe historie

Niech taniec będzie bardziej dostępny, szerzej pokazywany i częściej oglądany! Rzeczywistość online daje ku temu największe możliwości. Pisze Marek Zadłużny.

fot. mat. Mazowieckiego Instytutu Kultury

Jako praktyk i teoretyk tańca, ale również koneser i fan sztuki filmowej z przyjemnością przyjąłem od Marty Seredyńskiej, która odpowiada za obszar krytyczno-teoretyczny warszawskiej Centralnej Sceny Tańca, zaproszenie do zrecenzowania edycji Kina Tańca online, dostępnej powszechnie i bezpłatnie w terminie 18-21.01.2024 r. Pierwszy zaprezentowany w tym roku program sygnowany był otwierającym pole interpretacyjne zwrotem „Żywe historie”. Kuratorka cyklu, Regina Lissowska-Postaremczak, w swoim wprowadzeniu wyraźnie zaznaczyła, że wyselekcjonowane filmy mają na celu ukazanie niejednoznacznej, wielowymiarowej relacji między przeszłością i teraźniejszością, wpływem i wzajemnym, nielinearnym, często nieuświadomionym oddziaływaniem na siebie tych dwóch porządków czasowych, oddając odbiorcom szerokie możliwości interpretacji. Wybrani twórcy zaprezentowali zupełnie odmienne perspektywy artystyczne oraz strategie zastosowania tańca, o czym więcej napiszę dalej. Posługiwali się również innymi formami wypowiedzi, od paradokumentu po eksperyment, zachowując przy tym zbalansowany, interakcyjny kontakt z widzem i pamiętając o sugestywnym przekazie poprzez obraz, który niezaprzeczalnie stanowi wiodące medium sztuki filmowej.

Dla zachowania porządku recenzji opisując zaprezentowany cykl posłużę się kolejnością zaproponowaną przez organizatorów wydarzenia. Pierwszy film pt. „HEX. Begin Again” wyreżyserowany przez kanadyjską artystkę Laurę Taler był w moim odczytaniu eksperymentem filmowym, opartym o koncepcję multiplikacji wizerunku kobiety, w tym przypadku twórczyni, która wystąpiła w swoim dziele i była jedyną przedstawioną postacią. Całość została utrzymana w onirycznej, czarnobiałej tonacji. W jednym kadrze widzieliśmy postać zobrazowaną z wielu perspektyw, kobieta wykonywała i powtarzała raczej minimalistyczne gesty, pojawiały się również liczne symbole, m.in. klucz wyciągany z ust, szklana kula, kot, muszla, stół, na którym rozkładała karty. Było w tym coś rytualnego, budzącego skojarzenia ze światem magii, mistycyzmem. Pojawiło się również słowo mówione, tekst z offu który w moim odczytaniu nie był jednak związany z akcją filmu, a stanowił kolejną warstwę znaczeniową. Dla polskiej widowni zwracającym uwagę elementem było z pewnością pojawienie się melodii znanej z utworu „To ostatnia niedziela” autorstwa Jerzego Petersburskiego. Trwająca około 10 minut etiuda była filmowym kolażem skomponowanym z przenikających się obrazów, słów, dźwięków, który trudno jednoznacznie zinterpretować. Wyjaśnienie przyniosło dopiero udostępnione przez organizatorów nagranie, w którym reżyserka precyzowała, że film powstał jako jej próba ustosunkowania się do twórczości Claude Cahun i Marcel Moore, artystek wizualnych tworzących we Francji na początku XX wieku. Wspomniane twórczynie pracowały głównie poprzez sztukę kolażu, ale pisały również teksty. To od nich reżyserka zaczerpnęła pomysł wykorzystania idei multigrafu, czyli urządzenia, za pomocą którego dawniej można było wykonać wieloperspektywiczne zdjęcie, które w filmie artystka zdynamizowała poprzez ruch. Proces twórczy doprowadził ją także do działalności kolejnej pisarki tamtego okresu –Susan Coolidge. Praca Laury Taler wprost więc nawiązuje do przeszłości, poprzez zaskakującą w formie retrospekcję twórczości nieżyjących już artystek. W swojej wypowiedzi reżyserka wspomniała, że ich dzieła uważa za niesamowicie współczesne, mimo że powstały przeszło sto lat temu. „HEX. Begin Again” ma więc również wymiar edukacyjny, bo przybliża, a tak było w moim przypadku, nieznany wcześniej dorobek artystyczny, zasługujący na uwagę także ze względu na wątek płci. Muszę jednak nadmienić, że bez wprowadzenia, jakiego dokonała twórczyni,trudno było mi znaleźć interpretacyjne punkty zaczepienia, a film komunikował się raczej hermetycznym językiem, zarówno w warstwie wizualnej jak i treściowej.

„Impossible Image” w reżyserii Karen Pearlman (Australia) to druga propozycja, która znalazła się w programie Kina Tańca online. Ten dynamiczny, trwający siedem minut film utrzymany był w konwencji paradokumentu. Artystka odpowiada w nim na pytania dotyczące powstawania dzieła, a w tle pojawiają się „przebitki” ze zrealizowanych plenerowo akcji choreograficznych, których inspiracją były archiwalne nagrania pochodzące z kolekcji „Pierwsze wredne baby kina”, w której znajduje się 99 niemych filmów pozyskanych z 13 międzynarodowych archiwów i bibliotek. W przeciwieństwie do pierwszego filmu, w którym taniec stanowił tylko jeden z przedstawionych elementów artystycznego wyracu, tutaj znalazł się on zdecydowanie na pierwszym miejscu. Odbiorcom zaprezentowano zabawne, lecz bardzo interesujące z dzisiejszej perspektywy zestawienie. Cały zabieg polegał na tym, by sceny z archiwalnych niemych filmów były ruchowo interpretowane i brawurowo odgrywane przez tancerki w różnych przestrzeniach publicznych. Należy dodać, że głównymi bohaterkami w wykorzystanych nagraniach były m.in. awanturujące się w sposób rodem z komedii dell’’arte kobiety. Odbiorcy mogli zobaczyć ciekawy, współczesny ruch zaprezentowany w naprawdę interesującym kontekście. Całości towarzyszyła elektroniczna muzyka, a szybki montaż i bliskie kadry dodatkowo podkreślały dynamikę tańca. Zdecydowanie doceniam inteligentny pomysł reżyserki oraz jakości wykonawcze zaangażowanych do projektu, zróżnicowanych fizycznie tancerek. Jestem przekonany, że emancypacyjny, a zarazem pozytywny wydźwięk filmu, niosący klarowny, społecznie zaangażowany przekaz mógł wywołać uśmiech na twarzy niejednej odbiorczyni i niejednego odbiorcy.

Mój faworyt, „Urban Genesis” w reżyserii francuskiego artysty FuLE przeniósł nas w odległy kulturowo i krajobrazowo świat Tajwanu. To jedyna prezentacja z zaprezentowanego cyklu, oparta na linearnej narracji, związana ze wspomnieniem romantycznej historii. W obrazie widzimy młodych bohaterów, kobietę zakochaną w mężczyźnie pracującym w fabryce cegieł. Z tłumaczenia tekstu wynikało, że musiała zmierzyć się z jego odejściem, spowodowanym zamknięciem tego miejsca. Film operował widowiskowymi, wręcz teledyskowymi kadrami ukazującymi piękną przyrodę i kontrastujące z nią budynki. Ruch tancerzy zobrazowany był subtelnie, widać było wiele detali, przepływów, czułe gesty, a przede wszystkim techniczny sznyt wykonawczy performerów. Na szczególną uwagę zasługują wspaniałe partnerowania, wykonywane powoli, w odpowiednim temporytmie, które jeszcze dobitniej wybrzmiewały na tle industrialnych, surowych przestrzeni oraz ciał ubrudzonych gliną. Zastosowanie tego kontrastu było bardzo świadomym i skutecznym zabiegiem artystycznym budującym dramaturgiczne napięcie. Budziło to moje skojarzenie z filmem eksperymentalnym „Valtari” islandzkiego zespołu muzycznego Sigur Rós, który wyreżyserował Christian Larson a wybitną choreografię stworzył Sidi Larbi Cherkaoui. Ta efemeryczna poetyka zastosowana w filmie francuskiego reżysera była dla mnie podobnie poruszająca i przyciągająca uwagę. 

Ostatnią propozycją, która znalazła się w styczniowej kolekcji Kina Tańca online była produkcja Polskiego Teatru Tańca „Historiae vivae” w reżyserii Iwony Pasińskiej. Film niczym czarno-biała pocztówka z dawnych lat przenosił odbiorców do drugiej połowy XX wieku. W jednym, oddalonym kadrze mogliśmy obserwować tancerzy, odgrywających codzienne sceny z życia, a wszystko utrzymane było w  „kreskówkowej” estetyce i żartobliwej, raczej przerysowanej konwencji. Muzyka wprost kojarzyła się z akompaniamentem tapera, który dawniej był pianistą towarzyszącym projekcjom filmowym w okresie kina niemego. Film ten wydawał się być bardzo przystępnym, mogącym spodobać się szerokiemu gronu odbiorców. Wykreowana sentymentalna podróż, przedstawiała ludzi w zwyczajnych, życiowych sytuacjach, pojawiły się również charakterystyczne dla tego okresu tańce towarzyskie. Przyjęcie koncepcji niemego kina pozwoliło doskonale wybrzmieć gestyce i niewerbalnej mowie ciała utalentowanych artystów-tancerzy.

Na koniec chciałbym podkreślić, że jestem wielkim entuzjastą egalitaryzmu w upowszechnianiu sztuki tańca. Niech taniec będzie bardziej dostępny, szerzej pokazywany i częściej oglądany! Rzeczywistość online daje ku temu największe możliwości. Jestem również orędownikiem pomysłu, aby spektakle najważniejszych twórców światowego tańca, i nie tylko, były dostępne, oczywiście za odpowiednią odpłatnością, w formule VOD. Częściowo wydarzyło się to w pandemii, kiedy można było obejrzeć produkcje m.in. Batsheva Dance Company, Netherland Dance Theatre, czy wieczory z Opery Paryskiej. Wszak nie zawsze możliwa jest „turystyka spektaklowa” tym bardziej, jeżeli dotyczy wyjazdów zagranicznych, które poza kosztem biletu na wydarzenie artystyczne generują przecież dodatkowe wydatki związane z przejazdem i pobytem. W tym kontekście projekt Kina Tańca online jawi się dla mnie jako wyjątkowa przestrzeń stanowiąca alternatywę dla tradycyjnych miejsc prezentacyjnych. Z wielką przyjemnością obejrzałem cztery zaproponowane w tej edycji filmy tańca, które były zróżnicowane pod względem estetycznym, stylistycznym i wykonawczo-produkcyjnym. Propozycja była ideowo spójna i w interesujący sposób rozwijała oraz poszerzała pole semantyczne wybranego hasła przewodniego. „Żywe historie” poprzez szeroko ujmowany taniec, czasem metaforycznie, a czasem dosłownie odnosiły się do filozoficznej relacji między przeszłością, a teraźniejszością. Mam świadomość, że nagranie spektaklu lub film nie zastąpią bezpośredniego kontaktu z artystami, lecz należy pamiętać o wszystkich osobach, które z wielu przyczyn nie są w stanie dotrzeć i uczestniczyć w wydarzeniach kulturalnych, dlatego takie inicjatywy jak Kino Tańca online zdecydowanie powinny się rozwijać, zasługując na uwagę szerokiego grona odbiorców i instytucjonalne wsparcie.

Tekst powstał w ramach projektu Centralna Scena Tańca w Warszawie – edycja V

Źródło:

Materiał nadesłany

Wątki tematyczne