Logo
Magazyn

Żyć szybko i umrzeć młodo – 70 lat temu zginął 24-letni James Dean

30.09.2025, 09:09 Wersja do druku

70 lat temu, 30 września 1955 r. zginął James Dean – aktor filmowy, telewizyjny i teatralny, ikona amerykańskiego kina lat 50. Pośmiertnie nominowany do Oscara za kreacje w „Na wschód od Edenu” i „Olbrzymie”. Snuj marzenia tak, jakbyś miał żyć wiecznie. Żyj, jakbyś miał umrzeć dziś – mawiał.

„James Dean, 24 lata, jedna z najjaśniej świecących nowych gwiazd Hollywood, zginął wczoraj w nocy w zderzeniu czołowym w wiejskiej miejscowości Cholame, około 19 mil na wschód od Paso Robles, poinformowała kalifornijska policja drogowa” – podano 1 października 1955 r. w dzienniku „Los Angeles Times”. Informacja o śmiertelnym wypadku młodego, utalentowanego aktora szybko stała się w amerykańskiej prasie jednym z głównych tematów.

Niecały miesiąc później, 27 października 1955 r., w kinach pojawił się „Buntownik bez powodu” w reżyserii Nicholasa Raya. W tytułowej roli - 17-letniego Jamesa „Jima” Starka - wystąpił James Dean. Na ekranie partneruje mu Natalie Wood (Judy).

„Najlepszą częścią filmu jest James Dean, utalentowany aktor, który zadebiutował w filmie »Na wschód od Edenu« i zginął w zeszłym miesiącu w wieku 24 lat w wypadku samochodowym. W tej drugiej z trzech ról filmowych – »Olbrzym« prawdopodobnie ukaże się w przyszłym roku – pojawiają się kolejne dowody na to, że Dean był osobą o niezwykłej wrażliwości i uroku” – recenzowano na łamach tygodnika „Time” krótko po premierze.

Filmoznawca Stanisław Janicki w książce „Odeon. Felietony filmowe” napisał, że film „nie był arcydziełem, ale ujawnił w dramatyczny i ostry sposób powszechny w tych powojennych latach konflikt pokoleń”, a Dean „potrafił w idealny sposób oddać tego ducha”. „James Dean był szalenie rozwichrzony wewnętrznie, znerwicowany, pełen sprzeczności. Taka też była znaczna część amerykańskiej (a, jak się okazało, nie tylko amerykańskiej) młodzieży, dlatego bardzo szybko stał się jej wyrazicielem i ucieleśnieniem” – zauważył Janicki.

„Ci młodzi ludzie chcieli tylko jednego: być naprawdę kochani w świecie łagodnym, uporządkowanym i prawym. Naiwnie szalone ekscesy, demonstracje odwagi zmieniające się w wyzwania śmierci, krzykliwa uniformizacja – czarne kurtki, rytualnie noszone dżinsy, noże sprężynowe – wszystko to miało wstrząsnąć rodzicami, zmusić ich do wydzielenia z siebie prawdziwego ciepła, którego tak skąpili, bo oznaczało niepotrzebny ubytek energii w pogoni za dolarami i pozycją społeczną” – czytamy w książce Janickiego.

James Byron Dean urodził się 8 lutego 1931 r. w Marion w stanie Indiana. Był bardzo związany z matką Mildred Wilson Dean, miłośniczką teatru i poezji. To właśnie jej zawdzięczał drugie imię – Byron - nawiązujące do jednego z największych angielskich poetów i dramaturgów George’a Gordona Byrona. Zaszczepiała w synu artystyczne zainteresowania, zachęcając do występów w szkolnym teatrze i namawiając do gry na skrzypcach.

19 lipca 1940 r. Mildred Dean zmarła na raka. Chłopiec miał zaledwie dziewięć lat. Wspominał później, że matka była jedyną osobą, która go rozumiała. Z ojcem nigdy nie miał takiej relacji. Winton Dean, technik dentystyczny, odesłał syna na farmę stryja w Indianie, gdzie James dorastał w towarzystwie o pięć lat starszej kuzynki.

Jako nastolatek Dean był zainteresowany gimnastyką i koszykówką, miał też zdolności artystyczne, do rozwijania których zachęcała go ciotka Ortense Winslow. W towarzystwie rówieśników nie czuł się jednak zbyt dobrze, często wdawał się w bójki. Miał też tendencje do ryzykownych zachowań - pasjonowała go szybka jazda motocyklem, podczas ćwiczeń w stodole stryja stracił dwa przednie zęby.

W 1949 r. skończył szkołę średnią i przeniósł się do Kalifornii. Za namową ojca zapisał się na studia prawnicze w Santa Monica College. Szybko jednak zmienił je na aktorstwo na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles. Porzucił je niecałe dwa lata później.

Na ekranie po raz pierwszy pojawił się na początku lat 50. w telewizyjnej reklamie Pepsi. Zagrał też kilka drobnych ról, między innymi w serialu „Family Theatre”, a także w filmach „Bagnet na broń” (1951) i „Żeglarze, strzeżcie się” (1952), nie wymieniono go jednak w czołówce. W tamtym czasie dorabiał jako parkingowy niedaleko studia stacji CBS i wystąpił w kilku produkcjach tej stacji. Sukcesem było to, że dostał się do słynnego Actors Studio, a przełom przyniosła rola w sztuce Andre Gide’a „Deprawator” w 1954 r. Deana zobaczył ówczesny szef Actors Studio – ceniony reżyser Elia Kazan.

Początkowo w nowym filmie Kazana „Na wschód od Edenu” (1955) zagrać miał Marlon Brando, gwiazda jego „Tramwaju zwanego pożądaniem” (1951). Ostatecznie jednak reżyser do jednej z głównych ról adaptacji powieści Johna Steinbecka zaangażował właśnie Deana. Aktor wcielił się w postać Caleba – młodszego z braci, samotnego, niezrozumianego i niedocenionego. Znamienna wydaje się recenzja Jacka Morffitta na łamach „The Hollywood Reporter” z 1955 r., zdaniem którego „największym atutem filmu jest debiut przystojnego i dynamicznego Jamesa Deana”.

„Jest to chłopak, który potrafi urzekać typowych kinomanów, niezależnie od tego, czy lubią tragiczne historie. Rzadki przypadek młodego i jednocześnie świetnego aktora, którego poruszająca elokwencja, z jaką przedstawia problemy niezrozumianej młodzieży, może sprawić, że zostanie on przyjęty przez młodych widzów jako swego rodzaju symbol ich pokolenia” – ocenił Morffitt.

Entuzjastyczne recenzje krytyków przyciągnęły na premierę filmu wiele uznanych gwiazd kina, m.in. Marlona Brando, Marilyn Monroe i Marlenę Dietrich. Każdy chciał zobaczyć tę „wschodzącą gwiazdę nowego pokolenia”. „Bycie aktorem to jedna z najsamotniejszych doli na świecie. Bycie dobrym aktorem nie jest łatwe, a bycie dobrym człowiekiem jest jeszcze trudniejsze. Nim odejdę, w obu chciałbym osiągnąć perfekcję” – mawiał Dean.

Jego motto brzmiało: „Snuj marzenia tak, jakbyś miał żyć wiecznie. Żyj, jakbyś miał umrzeć dziś”. Tak też postępował. Szczególnie kiedy oddawał się swojej drugiej pasji – wyścigom samochodowym. Jeszcze zanim film Kazana wszedł na ekrany, Dean trafił na plan „Buntownika bez powodu”. Dzięki zarobionym tam pieniądzom kupił samochód wyścigowy. W marcu 1955 r. zajął drugie miejsce na zawodach Road Reaces w Palm Springs, a dwa miesiące później był trzeci w wyścigach Bakersfield. Postanowił wówczas zmienić dotychczasowe porsche 356 na model 550 spyder, który nazwał „Little Bastard”.

W maju 1955 r. rozpoczęły się zdjęcia do kolejnej produkcji z Deanem - „Olbrzyma” w reżyserii George’a Stevensa. W obsadzie znaleźli się także Elizabeth Taylor i Rock Hudson. Producenci zakazali wówczas Deanowi udziału w wyścigach, gdyż uznali jego pasję za zbyt niebezpieczną. Aktor jednak nie posłuchał.

„Jest godzina 22, piątek, 23 września 1955 r. Jeśli wsiądziesz do tego samochodu o tej samej porze w przyszłym tygodniu, będziesz martwy” – przestrzegał Deana znajomy aktor Alec Guinness.

James miał się roześmiać, Alec zaś przeprosił kolegę, tłumacząc się wypitym alkoholem. Kilka dni później aktora przestrzegała także szwajcarska aktorka Ursula Andress.

30 września 1955 r. Dean razem z mechanikiem Rolfem Wütherichem ruszyli do miejscowości Salinas w Kalifornii, gdzie aktor chciał poćwiczyć przed zbliżającym się wyścigiem. Niedaleko miasteczka Cholame jadący drogą stanową 466 aktor zderzył się z nadjeżdżającym z naprzeciwka fordem.

James Dean zginął na miejscu. Miał 24 lata. Śmierć aktora wstrząsnęła opinią publiczną. Szybko narosło wokół niej wiele pytań. Zastanawiano się przede wszystkim, jak to możliwe, że na tak rzadko uczęszczanej drodze doszło do tak tragicznego wypadku.

Dwa ostatnie filmy z Deanem w obsadzie weszły do kin już po tragicznych wydarzeniach z Cholame. Za kreacje w „Na wschód od Edenu” i „Olbrzymie” aktora pośmiertnie nominowano do Oscara. Był pierwszą w historii osobą, która dostała pośmiertną nominację do najważniejszej amerykańskiej nagrody filmowej.

„Robił wrażenie pewnego siebie, ale w rzeczywistości był nieśmiały. I samotny. Wiedział, co to ból, jako dziecko przeżył śmierć matki i odrzucenie przez ojca. Czerpał z tego w swoich kreacjach, dlatego był autentyczny i widzowie, zwłaszcza młodzi, mu wierzyli” – podsumował William Bast, bliski przyjaciel Deana i późniejszy autor biografii aktora. 

Źródło:

Materiał własny

Sprawdź także