EN

10.02.2025, 11:00 Wersja do druku

Zmęczone

Zmęczone” w reż. Joanny Drozdy w Teatrze Nowym im. Kazimierza Dejmka w Łodzi. Pisze Kamil Pycia na stronie Teatralna Kicia.

mat. teatru

Miałem spore oczekiwania względem tego spektaklu, tematyka wydawała mi się bardzo ciekawa i mocno rezonująca z moim życiem – sam przez jakiś czas pracowałem w szeroko pojętej kulturze w muzeum i byłem zmęczony, głodny i niedofinansowany, a potem zaprzedałem dusze korporacyjnemu diabłu i teraz jestem tylko zmęczony i pozbawiony ochoty do życia, więc chyba ogólnie wychodzę na plus. Dodatkowo dział promocji tak pięknie zareklamował ten spektakl, że uznałem – raz się żyje (dzięki Bogu) i wybrałem się w te pędy przez pół Polski do Teatru Nowego im. Dejmka w Łodzi.

Na scenie zostaje nam zaserwowana opowieść skupiająca się na pracownikach biurowych i technicznych teatru, którzy zwykle przemykają poza linią wzroku i nikt nawet nie myśli sobie o ich udziale w procesie tworzenia i eksploatacji spektaklu. Daria Sobik (autorka tekstu) zbiera do kupy sporą dozę patologicznych uchybień, jakie można spotkać w czasie pracy: od ciągłego jechania na tabletkach uspokajających w wiecznym stresie, przez trwające długie godziny rozmowy o pracę przeprowadzane przez ludzi, którzy realnie są mniej kompetentni do osób zatrudnianych; kończąc na doświadczanym mobbingu, jeśli ma się czelność powiedzieć, że pewne zachowania nam nie pasują.

Liczyłem na większą środowiskową wsobność tego tekstu i bardziej skomplikowaną analizę – tego typu rzeczy dzieją się nie tylko teatrze, ale mogą też pojawiać się w zupełnie randomowych, zwyczajnych miejscach pracy. Może celem było właśnie zuniwersalizowanie tych przeżyć? Mam jednak wrażenie, że gdy buduje się historię, która ma budzić emocje i sprzeciw warto by było powiedzieć coś więcej ponad to, co jest codziennością najpewniej większości ludzi. Niemniej, sam lekko leniwy tekst nie jest największą bolączką, bo trafiają się ciekawie napisane postacie. Prawdziwy problem rozpoczyna się w momencie, kiedy poznajemy estetykę, w jakiej reżyserka Joanna Drozda postanowiła zrealizować ten spektakl - jest to rewiowy musical opowiadający o głęboko zakorzenionej systemowej przemocy w miejscu pracy. Być może na papierze brzmiało to jak ciekawy pomysł zderzający dwie zupełnie skrajne estetyki, ale czasem warto zrobić krok w tył i powiedzieć sobie „daddy, chill”.

Kiedy aktorzy wyśpiewują kolejne tyrady o tym, jak bardzo są zmęczeni i nieważni albo robią fikołki przy piosence o tym, jak kochają środki na uspokojenie, trudno traktować poważnie problemy o których opowiadają, zresztą podprowadza się nas do wniosku, że nie są winne osoby stosujące przemoc w miejscu pracy, a osoby godzące się na takie warunki, co jest jakimś chorym konceptem. Myślałem, że robienie ofiar z winnych zostawiliśmy w roku 2005 – najwyraźniej nie w multiwersum obłędu Joanny Drozdy. Dodatkowo śmieszy mnie to odrobinę, że robiąc spektakl o ludziach na co dzień niewidocznych na scenie nie oddano im głosu, a jedynie wykorzystano jak meble, bo pojawiają się oni w świetle reflektora dosłownie na kilka scen tylko po to, żeby zamachać rękami, rozsypać kredki i zniknąć.

Poza tym, jeśli już reżyserka decyduje się na formę musicalu i tworzy spektakl, który niesie się ze sobą taki ciężar tematu warto by było pomyśleć o tym, żeby aktorzy, którzy są na scenie potrafili śpiewać lub jakoś dawali radę ograć to, że zwyczajnie nie należą do tych najzdolniejszych wokalnie. To zawiodło wiele razy; nawet ja, osoba pozbawiona zupełnie słuchu muzycznego, słyszałem że ewidentnie coś jest nie tak (mały disclaimer - nie mówię tu o totalnie wszystkich aktorach i aktorkach w “Zmęczonych” ale też nie chce wytykać konkretnych osób palcami, żeby nie było im zbyt przykro). W momentach, kiedy reżyserka pozwala traktować tę historię bardziej na serio spektakl zaczyna brzmieć sensowniej, niestety ewidentnie widać, że problemem kardynalnym jest podjęta decyzja o estetyce w której „Zmęczone” są realizowane. Doskonałym przykładem jest scena, w której trafiamy na tyradę dyrektora (przepysznie wygraną przez Mirosławę Olbińską) do pracowników, podczas której wszyscy są gaslightowani tak potężnie, że nawet ja poczułem się trochę winny wszystkich nieszczęść świata.

W tej beczce dziegciu łyżką miodu według mnie były kostiumy autorstwa Joli Łobacz. Pasujące do estetyki wybranej przez reżyserkę, kolorowe i wesołe, bardzo dobrze oddające tematykę songów i momentami naprawdę zgrywne; widać, że Łobacz miała na nie pomysł, a nie były to kolejne szmaty z taśmy produkcyjnej. Piękny uśmiech z mojej strony za to.

Gwiazdą, która natomiast trzymała mnie przy życiu przez cały przebieg „Zmęczonych” była Sylwia Achu w roli Delfiny, czyli tej super mądrej i zdolnej córki koleżanki twojej matki, która zawsze umie najlepiej, pomaga w wolontariacie i ma jeszcze czas na lekcje gry na pianinie. Delfina jest zagrana brawurowo i nie daje szans, aby ją dogonić; zawsze wiesz że będzie lepsza i nie masz nawet co próbować jej dorównać. Rola zagrana bardzo dynamicznie, z szerokim, jadowitym uśmiechem, widać że Achu miała ogromną radochę z kreowania jej na scenie (albo tak dobrze udawała, a wtedy tym bardziej czapki z głów). Idealnie oddała ten słodko-jadowity vibe wyrzutu sumienia, który budzi cię co noc od 15 lat.

Niemniej, te dwie małe iskierki w moim odczuciu nie są w stanie uratować tej katastrofy. Spektakl nie sprawdza się jako musicalowa rozrywka przez to, że piosenki są przykre w treści i dodatkowo kiepsko zaśpiewane; nie sprawdza się też jako analiza sytuacji osób biurowych w instytucjach kultury, bo nie mówi niczego odkrywczego. Zresztą, Michał Buszewicz już to zrobił 10 lat temu w „Kwestii techniki” w Narodowym Starym Teatrze i zrobił to lepiej, oddając uczciwie role na scenie panom pracownikom technicznym, którzy w końcu dostali cały należyty im blask, glorię i oklaski. Natomiast łódzkie przedstawienie bawi się w półśrodki i drogi na skróty i w efekcie dostajemy na scenie nieświeży, nieśmieszny i męczący spektakl, bardzo szkolny i dający vibe sali gimnastycznej. Zmęczony to mogłem być ja po oglądaniu „Zmęczonych”. Szkoda zmarnowanego potencjału.

Źródło:

teatralna-kicia.tumblr.com
Link do źródła

Autor:

Kamil Pycia

Data publikacji oryginału:

07.02.2025