EN

10.02.2025, 09:33 Wersja do druku

Polubiłam pisanie na scenie

Rozmowa Agnieszki Lubomiry Piotrowskiej z Darią Sobik – dramatopisarką i dramaturżką w biuletynie „ZAiKS. Teatr”.

fot. Sisi Cecylia/ mat. STUDIO teatrgalerii

Masz niezwykle intensywny czas. Od początku tego sezonu odbyły się premiery sztuk: Zmęczone i Ciało dziewczyny w Teatrze Nowym w Łodzi, Jak płakać w miejscach publicznych i Mitologie. Nie-boginie w Teatrze im. Jaracza w Olsztynie a w Teatrze Powszechnym w Warszawie – w grudniu – premiera Opowieści zimowej na podstawie Szekspira. Jesteś najczęściej wystawianą autorką. Masz poczucie sukcesu i spełnienia? A może zmęczenia? 

Ten rok był faktycznie bardzo pracowity. Nagromadzenie wielu różnych projektów w tak krótkim czasie wynikało nie tylko z chęci ciągłego rozwoju i posiadania pracy, ale też z pewnych mniej zależnych ode mnie sytuacji (np. zmiany harmonogramu pracy teatru). I tak, choć jestem zmęczona, to jestem też bardzo wdzięczna za możliwość spotkania się w pracy z wieloma wspaniałymi twórcami i twórczyniami. Z drugiej strony, daleko mi do poczucia sukcesu, bo chyba wciąż nie wiem, jak go definiować. Chyba najbardziej cieszę się z tego, że polubiłam pisać na scenie (albo między próbami) i nauczyłam się nawigować pomiędzy różnymi tematami i dalej znajdować w sobie kreatywność. 

Pracujesz w ostatnim czasie tylko z reżyserkami – Pamelą Leończyk, Justyną Łagowską, Joanną Drozdą. To świadoma decyzja?

Reżyserką, z którą współpracuję w tandemie jest Pamela Leończyk. Wspólnie wymyślamy projekty, szukamy interesujących tematów, dzielimy się pomysłami. Czuję, że od naszej pierwszej współpracy przy Tęsknicy w Teatrze Powszechnym w Warszawie przebyłyśmy ważną dla obu nas drogę – zarówno artystyczną, jak i prywatnie. Cieszę się na kolejne nasze podróże. W tym roku pracowałam również z Justyną Łagowską nad Tajemniczym ogrodem w Teatrze Nowym w Łodzi i Mitologią w Teatrze Jaracza w Olsztynie, ale też z Robem Wasiewiczem (Piękny początek) w Teatrze Studio w Warszawie. To były bardzo wzbogacające mnie współprace. Z Joanną Drozdą nie miałam okazji pracować (byłam jedynie na premierze Zmęczonych). Odpowiadając na pytanie, nie czuję by płeć miała dla mnie znaczenie w pracy. Raczej zależy mi na porozumieniu i zaufaniu, ale też zgodzie na odrębność. Często w dyskusjach spowodowanych odmiennym zdaniem, pojawiają się najbardziej intrygujące i zajmujące głowę pomysły. 

Jako autorka wolisz być bliżej procesu powstawania spektaklu, czy oddać tekst reżyserce – jak w przypadku Zmęczonych – i przyjechać tylko na premierę, dać się zaskoczyć?

Zmęczone były pierwszym spektaklem na podstawie mojego dramatu, przy którym nie pracowałam. Doświadczenie zmierzenia się z gotową interpretacją twórców i twórczyń było ekscytujące i pełne zaskoczeń. Ja jednak lubię być na próbach. Szczególnie na ich początkowym etapie, kiedy rozczytujemy wspólnie tekst, rozmawiamy o możliwych kierunkach interpretacyjnych czy ewentualnych potrzebach zmian. Samo usłyszenie tekstu po raz pierwszy daje mi dużo wiedzy o jego rytmie, dynamice, proporcjach w tematach lub potencjalnych emocjach, czy o konieczności skrótów. To też okazja do zobaczenia, w jakim kierunku prowadzą aktorów i aktorki pierwsze intuicje, a to często jest fascynujące. Zwykle, gdy uczestniczę w próbach dbam też o dramaturgię całego spektaklu. Być może brzmi to, jakbym chciała mieć po prostu kontrolę nad swoim tekstem, ale to nie do końca tak, lubię obserwować, jak tekst w trakcie prób ewoluuje i jak staje się „własnością” aktorów i aktorek. 

Jak powstały twoje najważniejsze teksty – czy to reżyserka przychodziła z tematem, czy ty pisałaś w zaciszu i proponowałaś gotową sztukę?

Mam szczęście, bo bardzo rzadko zdarza mi się, że ktoś narzuca mi temat. Dużo częściej tematy moich tekstów wynikają z potrzeby zrozumienia jakiejś sprawy, emocji, osoby. Te najbardziej osobiste (bo trudno mi stwierdzić, że najważniejsze, w końcu każda sztuka, która właśnie powstaje jest najważniejsza) tak właśnie powstały. 

Te najbardziej osobiste, czyli które? Mogę prosić cię o uściślenie, który tekst wiązał się z jaką sprawą lub emocją?

Do takich dramatów na pewno zaliczam Zmęczone, które są pewnego rodzaju autofikcją, jednak sporo jest w nim zawartych moich (i moich bliskich) refleksji i emocji związanych z doświadczeniami pracy etatowej w teatrze. Drugim tak osobistym tekstem jest Ciało dziewczyny, tutaj jednak odbiłam się od prozy Annie Ernaux, której zbiór mikropowieści Ciała uruchomił we mnie silną potrzebę wiwisekcji okresu dorastania, szczególnie w kontekście własnej seksualności. To tekst, który bazuje na fikcyjnej opowieści, jednak zawiera w sobie wiele autobiograficznych wątków. Obecnie pracuję nad trzecim dramatem, który ma dla mnie autofikcyjny charakter, to Jest tylko jedna o zerwanej więzi z matką. Chciałabym, by w tym tekście mogły odnaleźć się inne kobiety, które w zawieszeniu relacji z matką znalazły jedyny sposób na życie w spokoju i w zgodzie ze sobą. 

Jesteś absolwentką kulturoznawstwa na Uniwersytecie Śląskim oraz wiedzy o teatrze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Masz za sobą również Laboratorium Pedagogiki Teatru, Laboratorium Nowych Praktyk Teatralnych w SWPS oraz Szkołę Pisania Sztuk przy Teatrze Śląskim. Długie poszukiwanie swojego miejsca w kulturze, czy nieustanna potrzeba rozwoju?

Teraz mam wrażenie, że ta droga edukacji odzwierciedla trochę dążenie do specjalizowania się w pisaniu. Ale tak, było tam dużo poszukiwania siebie. To, że chcę pracować w teatrze wiedziałam dość wcześnie, nie wiedziałam jednak, co najbardziej mnie w nim pociąga: pedagogika teatru, reżyseria, krytyka teatralna. Stanęło na dramacie. 

Zaczynałaś swoją drogę od stanowiska kierowniczki literackiej/dramaturżki w teatrze. Jak się odnajdywałaś w pracy w instytucji?

Musiałam się odnajdywać bardzo szybko, ponieważ zaczęłam tę pracę krótko po studiach i miałam niepełne wyobrażenie, na co się piszę. W pierwszym tygodniu pracy w Teatrze Polskim w Bydgoszczy byłam jednocześnie przerażona i zafascynowana całą tą machiną teatralną. Miałam jednak przyjemność pracować tam z naprawdę wspaniałym, pełnym zapału zespołem, poznałam ludzi, którzy w dużej mierze ukształtowali moje myślenie o pracy w teatrze. To było bardzo intensywne pięć lat, ale nie zamieniłabym tego czasu na nic innego. 

Łatwo pogodzić pisarstwo z pracą w instytucji?

Niełatwo, szczególnie dlatego, że praca w instytucji to nie jest praca od 9 do 17. Granica między czasem pracy a czasem prywatnym jest mocno zatarta. Dlatego tak wiele osób, które chcą skupić się tylko na pisaniu, robią naprawdę wiele, by zacząć się z tego utrzymywać. Niestety sytuacja zawodowa osób w wolnych zawodach artystycznych i bez etatu w instytucji jest ciężka – nie mamy ubezpieczeń, a wizja naszych przyszłych emerytur napawa nas niepokojem. Mam nadzieję, że ustawa o artystach zawodowych w końcu wejdzie w życie i pozwoli nie stać wielu twórcom w tym rozkroku. 

Byłaś wielokrotnie w półfinale lub finale licznych konkursów i nagród dramaturgicznych. Jak oceniasz znaczenie konkursów? Czy pomagają w karierze?

Dużą zaletą takich konkursów jest to, że stanowią one często niezłe wyzwania. Na przykład w 2021 roku TR Warszawa zorganizował konkurs „Nigdy nie będziesz szła sama”, który zachęcał do podjęcia tematyki praw kobiet i aborcji. Organizatorzy zapewniali wtedy wsparcie mentorek – moją była nieoceniona Małgorzata Sikorska-Miszczuk, która pomogła mi rozwijać mój pomysł o Klarze Hitler (Braunau. Nieobecne). Takie konkursy, które zapewniają wsparcie tutoringowe (na przykład „Teatralny Speed Dating” w Rzeszowie kuratorowany przez Witolda Mrozka i Martynę Łyko, czy „Młod(sz)a Polska” organizowana pod okiem Agaty Dąbek ze Starego Teatru) wydają mi się najbardziej wspierające w karierze. Możliwość spotkania się w pracy twórczej z kimś o wiele bardziej doświadczonym jest po prostu bardzo rozwojowe. 

Praca dramatopisarki/dramaturżki to nie tylko pisanie sztuk, scenariuszy teatralnych. Z tego trudno się utrzymać. Prowadzisz też warsztaty, wykładasz na uczelni, piszesz seriale. Da się to wszystko pogodzić i zmieścić w dobie?

Masz rację, trudno utrzymać się z pisania sztuk i to powoduje, że zarówno ja, jak i wiele dramaturgów i dramatopisarek latami uprawia taki zawodowy multitasking. Dla mnie akurat pomocne są inne zajęcia, bo one pozwalają mi czasem całkowicie odciąć się od pisania i teatru. Uważam takie momenty za bardzo ważne dla pracy twórczej. Boję się też sytuacji, że pewnego dnia siądę przed komputerem i po prostu nie będę chciała lub mogła niczego napisać. Wtedy warto mieć tę drugą albo i trzecią nogę, na której można się podeprzeć, zamiast pisać na siłę, czerpać z faktycznej pustki. 

Wolisz pisać w domu, czy podczas prób?

Zdecydowanie w domu, choć w tym roku, głównie przez współpracę z Robem Wasiewiczem przy Pięknym początku polubiłam się też z pisaniem na scenie. Dzięki pracy ze wspaniałym zespołem aktorskim, który współtworzył scenariusz spektaklu poprzez improwizacje, zaczęło mnie to ekscytować. Po tej pracy coraz częściej „wychodzę z domu”, piszę w różnych miejscach i chętnie w przerwie między próbami. Zdaję sobie jednak sprawę, że niektóre zespoły wolą mieć gotowy scenariusz na pierwszą próbę, dlatego w większości przypadków staram się mieć już gotowy tekst na początku pracy (albo przynajmniej pierwszą jego wersję).

Jak radzisz sobie z prokrastynacją? Pytam, bo masz duże osiągnięcia, a jednocześnie mówisz o higienie pracy, odpoczynku, czyli domyślam się, że umiesz w pełni wykorzystać czas przeznaczony na pracę, z czym ja mam wieczny problem – a potem żadnych wolnych weekendów ani czasu na choćby krótkie wakacje…

Praca projektowa działa na mnie bardzo dyscyplinująco. Nigdy nie miałam też problemu z prokrastynacją, raczej w drugą stronę, z udowadnianiem sobie, że mogę więcej, bardziej, dłużej. To też bywa zgubne. Obecnie największym dla mnie wyzwaniem, szczególnie w tym roku, jest znaleźć balans między pracą a odpoczynkiem, na tyle, na ile to możliwe w tym zawodzie. Bo często albo ma się za dużo pracy, albo się jej nie ma wcale.  

Zmęczone trafiły do programu rezydencyjnego – świetnej inicjatywy Instytutu Teatralnego – i zostały przetłumaczone na język czeski przez znakomitą tłumaczkę polskiej literatury Barborę Kolouchovą (Gregorovą). Opowiedz, proszę, o tym projekcie i współpracy z tłumaczką. Z doświadczenia wiem, że autorzy są często zaskoczeni pytaniami tłumacza, dociekliwością, czasem zaskakującymi dla nich odczytaniami.

To była dla mnie pierwsza taka współpraca i faktycznie była ona pełna zaskoczeń, ale też przeciekawych rozmów, pytań, interpretacji. Wielkim przywilejem było dla mnie pracować z Barborą – jej wiedza, doświadczenie i talent, ale też ogromna dociekliwość sprawiały, że dowiedziałam się wielu nowych rzeczy o tym tekście. Podczas trwania rezydencji miałam wrażenie, że Barbora tworzy swoją własną wersję Zmęczonych, przepuszcza tę opowieść mocno przez siebie, i wspaniale się to obserwowało. Trzymam mocno kciuki za tę inicjatywę IT, bo to rzeczywiście świetny program, mocno nastawiony na bliską współpracę z tłumaczem.

To prawda, że przekład musi być przepuszczony przez wiedzę, wrażliwość, świat tłumacza. Iwan Wyrypajew często podkreśla publicznie, że jego sztuki po polsku to już są odrębne byty, że to moje utwory. Mogę cię prosić o jakieś przykłady, co konkretnie cię zaskoczyło oraz co masz na myśli mówiąc, że „tworzy własną wersję”. Ciekawa jestem twoich spostrzeżeń.

Przede wszystkim zrobiło na mnie wrażenie przygotowanie i wiedza na temat niedocenienia pracowników biurowych instytucji kultury w kontekście Czech. Barbora opowiedziała mi, jak to wygląda w jej środowisku (wydawniczym) i choć mój tekst opowiada stricte o pracy w teatrze, to czułam, że dla niej ten świat to tylko forma do dość powszechnych problemów: mobbingu, wyzysku czy wypalenia zawodowego. To było moim celem, gdy obawiałam się, że piszę tekst na temat hermetyczny i to szybko uchwyciła w naszych rozmowach Barbora. Zaskoczyło mnie również, jak wielką kreatywnością musi wykazać się tłumacz – niby jest to jasne, ale w sytuacjach patowych, czyli na przykład w momencie, kiedy coś wydawało się niemożliwe do przełożenia, Barbora proponowała zwroty, które pasowały czasem bardziej niż oryginalne. Wierzę, że dzięki silnemu zagłębieniu w ten proces, powstał trochę nowy tekst, bo zabarwiony wrażliwością i poczuciem humoru Barbory. 

Czy prawo autorskie jest w polskich teatrach szanowane? Spotykasz się z próbami wykupienia wszystkich praw i pozbawienia tantiem?

Myślę, że dzięki wieloletniej pracy ZAiKS-u, ale też różnych organizacji zajmujących się prawem autorskim, w Polsce w ogóle zwiększyła się świadomość znaczenia własności intelektualnej. Kilka lat temu częściej spotykałam się z opowieściami o tym, że dyrekcje teatrów niechętnie przystawały na tantiemy albo chciały mieć wyłączne prawo do tekstu. Mnie samej zdarzyło się może raz czy dwa, że otrzymałam umowę, która nie respektuje wszystkich moich praw jako autorki, jednak po zwróceniu uwagi, zapisy bez problemu korygowano. Wydaje mi się, że w tych przypadkach nie wynikało to ze złej woli, ale z błędu bądź braku wystarczającej wiedzy. Pewne jest, że warto dokładnie czytać umowy. 

Czy członkostwo w ZAiKS-ie daje poczucie ochrony i zabezpieczenia praw?

Członkostwo w stowarzyszeniu daje nie tylko poczucie, że teksty, które piszę, są chronione, ale przede wszystkim nauczyło mnie zwracać uwagę na istotę zabezpieczania praw autorskich. W 2020 roku podczas warsztatów dramaturgicznych „Młod(sz)a Polska” Paweł Demirski zachęcał mnie i inne osoby do przystąpienia do stowarzyszenia. Członkostwo w ZAiKS-ie pozwoliło mi, jako początkującej dramatopisarce, posiąść dość szybko cały know-how, jak o te prawa dbaćOstatnio sama w ramach Katowickiej Rundy Teatralnej, gdzie pełniłam funkcję tutorki, zachęcałam swoich kursantów, by zadbali o zabezpieczenie swoich praw. Mam nadzieję, że skutecznie. 

Tytuł oryginalny

Polubiłam pisanie na scenie

Źródło:

Biuletyn „ZAiKS. Teatr” nr 37
Link do źródła

Wątki tematyczne