„Manelle” wg scenariusza i w reż. Wiesława Hołdysa w Teatrze Mumerus w Krakowie. Pisze Piotr Gaszczyński w Teatrze Dla Wszystkich.
"Manelle", najnowsza premiera Teatru Mumerus, przenosi widza kilkaset lat wstecz, do pełnego sprzeczności i zawirowań baroku. Nietuzinkowe miejsce przy Kanoniczej w Krakowie za każdym razem zadziwia na nowo. I choć wydaje się, że publiczność wie, czego się spodziewać, to kolejne spektakle pokazują, że wyobraźnia twórców nie zna granic.
Oglądanie przedstawień Teatru Mumerus jest jak odkurzanie starych ksiąg w zabytkowej bibliotece. Wyciągnięte z czeluści literatury staropolskiej teksty dostają na scenie drugie życie. Nie inaczej jest tym razem. Punktem wyjścia dla spektaklu "Manelle" jest m.in. twórczość Pawła Symplicjana, Mikołaja Sępa Szarzyńskiego, Jana Andrzeja Morsztyna czy Jana z Kijan. Na stosunkowo małej przestrzeni widzimy grupę postaci-alegorii, m.in. są to Czas, Fortuna, Homo Viator, Śmierć, Diabeł. Każdy z nich ma swoje zadanie do wykonania. Nie ma tu miejsca na swobodę – każdemu przypisany jest jego los. Choć trudno mówić w tym przypadku o zwartej fabule, to osią przedstawienia jest człowiek i pokusy jakie czekają go podczas, krótkiego ziemskiego bytowania. Kwintesencją scenicznych poczynań bohaterów, jest wspólny, hipnotyzujący dans macabre.
Przedstawienie jako całość jest spójne w każdym calu. Na szczególną uwagę zasługują kostiumy, oddające „ducha czasu”. To trochę tak, jak gdyby alegoryczne postacie, znane z dzieł mistrzów malarstwa, wyszły z pozłacanych ram i nagle ożyły (nie trzeba daleko szukać – po spektaklu można na piechotę pójść do kościoła św. Bernardyna, by podziwiać wspaniały obraz Taniec Śmierci). Dbałość o szczegóły, atrybuty poszczególnych osób robią duże wrażenie, zarazem wprowadzają aurę tajemniczości ocierając się o misterium. Dużym plusem jest muzyka na żywo (co nie jest regułą w spektaklach tego teatru).
Barok to również rozkwit groteski. Dlatego obok duchowej pokory i pokutnego uniżenia mamy w przedstawieniu fragmenty całkiem rubaszne, zabawne, jak chociażby wywód na temat chorób wenerycznych czy fantazjowania o cielesnych uciechach. Wszystko to kotłuje się razem na scenie, kłębi, ściera, dając obraz niejednoznaczności, odwiecznej walki karnawału z postem. Pod tym względem teksty sprzed kilkuset lat nabierają niezwykłej aktualności albo inaczej, przypominają o swojej uniwersalności.
"Manelle", jak zresztą i inne przedstawienia Teatru Mumerus mają również swoją (zupełnie nieoczywistą) warstwę edukacyjną. Zaprezentowane w takiej formie, często zapomniane teksty, prowokują widza, by ten po spektaklu odkrył na własną rękę, jak bogata i różnorodna jest dawna polska literatura. Być może ku zaskoczeniu niejednej pani bibliotekarki, oprócz studentów polonistyki, zjawi się przysłowiowy Pan Kowalski i nieśmiało poprosi o wypożyczenie egzemplarza „Rytmów polskich” Michała Sępa Szarzyńskiego. Oby!