Logo
Recenzje

Zielone światło dla „Toski”?

26.11.2025, 09:41 Wersja do druku

„Tosca” Giacoma Pucciniego w reż. Giorgia Madii w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Magdalena Grzybowska na stronie operalovers.pl.

fot. mat. teatru

4 października Teatr Wielki w Łodzi otworzył nowy sezon artystyczny premierą Toski Giacoma Pucciniego. Poprzednia inscenizacja autorstwa Janiny Niesobskiej i Waldemara Zawodzińskiego z 2012 roku zeszła z afisza już trzy lata później. Tym razem reżyserię powierzono Giorgio Madii, który w Łodzi ma na koncie m.in. Opowieści Hoffmanna Jacques’a Offenbacha, Zemstę nietoperza Johanna Straussa II oraz kilka spektakli baletowych.

Scenicznie Tosca pozostaje wierna klasyce. Monumentalne elementy scenografii przywodzą na myśl rzymską architekturę – pełną wspaniałości i ciężaru wydarzeń, który zdaje się przewyższać prywatne dramaty bohaterów. W tym majestatycznym otoczeniu postacie wydają się małe; ich emocje giną w cieniu dziejowych zawirowań. Całość utrzymano w odcieniach zieleni, nadających przedstawieniu chłodny, dystansujący ton. Można przypuszczać, że kolor symbolizuje moralne skażenie świata, którym rządzi Scarpia. W praktyce jednak jednolitość barw ogranicza kontrasty i dynamikę scen. Wiosną w Krakowie oglądałam  Aidę w inscenizacji Madii, utrzymaną w czarno-złotej tonacji – już tam konsekwentna kolorystyka przytłaczała sceny i odbierała im możliwość „oddechu”. Tym bardziej zaskakuje powtórzenie tego pomysłu w Tosce, operze o znacznie bardziej intymnym, emocjonalnie zniuansowanym wymiarze, gdzie spójność barw potęgowała dystans i chłód, zamiast wzmacniać dramat bohaterów. 

Niestety, inscenizacja zdradza brak pełnego zaufania do siły samej muzyki Pucciniego. Reżyser posługuje się środkami dosłownymi, które zastępują psychologiczną głębię literalnym obrazem. W Vissi d’arte Tosca jest przez Scarpię molestowana – scena, która w partyturze jest modlitwą i wyrazem wewnętrznego dramatyzmu, zostaje sprowadzona do aktu fizycznej przemocy, brutalnie przerywając duchowy wymiar arii. Podobnie E lucevan le stelle, śpiewane za kratami, traci poetycki wymiar i staje się ilustracją zniewolenia. Takie zabiegi spłycają dramat, uniemożliwiając widzowi pełne zanurzenie się w subtelnościach przeżyć bohaterów.

Podczas premiery Teatr Wielki w Łodzi miał zaszczyt gościć Teresę Wojtaszek-Kubiak. Przed rozpoczęciem spektaklu artystka została uroczyście powitana przez dyrektora teatru, a w dowód uznania kwiaty wręczyli jej Jerzy Jadczak, Zbigniew Macias oraz Waldemar Szelągowski. Wcześniej na scenie kameralnej odbyło się spotkanie z sopranistką, która swoje pierwsze kroki stawiała właśnie na scenie łódzkiego teatru, a następnie przez 14 sezonów związana była z nowojorską Metropolitan Opera, występując na czołowych scenach świata. Widzowie mogli również podziwiać wystawę Teresa Wojtaszek-Kubiak na scenach świata, przypominającą bogatą i wieloletnią karierę artystki.

Dramat rozpoczął się jednak jeszcze przed podniesieniem kurtyny – od serii zmian w obsadzie. Kilka tygodni przed premierą z drugiej obsady wypadł Daniel Mirosław, w efekcie Krzysztof Szumański zaśpiewał partie Scarpii w obu terminach premierowego weekendu. Na dwa dni przed premierą doszło do kolejnych roszad: Dominik Sutowicz, pierwotnie przewidziany do występu w premierze, został przesunięty do drugiej obsady, a jego miejsce zajął David Esteban. W dniu premiery choroba zmogła Annę Patalong, dlatego w partii tytułowej wystąpiła Sarah Tisba, która miała zaśpiewać w kolejnych terminach spektaklu.

W zamyśle reżysera Krzysztof Szumański jako Scarpia miał prawdopodobnie wyznaczać ton całego przedstawienia. Jego interpretacja była jednak nie do końca wyrazista, a dramatyczne napięcie nie zawsze osiągało pełnię ekspresji. David Esteban (Cavaradossi) zmagał się z emisją, przez co frazy traciły swobodę i lekkość, a partia pozbawiona była blasku. Sarah Tisba w tytułowej roli nie zawsze panowała nad frazą w wymagających momentach, a ograniczona moc dźwięku prowadziła do napiętej i przerywanej artykulacji. W tym kontekście najlepiej wypadł Grzegorz Pelutis jako Zakrystian – jego głos był pełny, prowadzony z wyraźnym konturem i wyczuciem detalu, co nadawało postaci przekonujący, ludzki wymiar.

Orkiestrę Teatru Wielkiego w Łodzi prowadził Rafał Janiak. Dyrygował w spokojnym tempie, co pozwalało zachować klarowność faktury orkiestrowej, choć w niektórych momentach ograniczało dramaturgiczne napięcie zapisane w partyturze. Sekcja blaszana brzmiała miejscami mało szlachetnie, co zaburzało spójność brzmienia orkiestry.

Spektakl pozostaje widowiskiem spójnym estetycznie, z konsekwentną wizją scenograficzną, ale brakuje mu pełnej siły muzyki i napięcia dramatycznego, które w partyturze Pucciniego tworzą prawdziwy dramat. Monumentalne sceny i starannie zaplanowane efekty wizualne mają swoje walory, lecz środki reżyserskie ograniczają emocjonalną głębię utworu, czyniąc z Toski bardziej ilustrację niż w pełni przeżyty dramat operowy.

Tytuł oryginalny

Zielone światło dla „Toski”? Premiera w Łodzi

Źródło:

https://operalovers.pl
Link do źródła

Sprawdź także