"Zemsta" Aleksandra Fredry w reż. Pawła Paszty w Teatrze im. Horzycy w Toruniu. Pisze Ewa Konstancja Bułhak, członkini Komisji Artystycznej VII Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”.
Paweł Paszta wystawia Zemstę Aleksandra Fredry w setną rocznicę powstania toruńskiego Teatru im. Wilama Horzycy. Inscenizacja tej komedii zainaugurowała otwarcie dużej sceny 28 listopada 1920 roku, a reżyserował wtedy Franciszek Frączkowski.
Premiera dzisiejszej Zemsty poprzez pandemię opóźniona była o sześć miesięcy, ale po otwarciu teatrów, widzowie wreszcie mogli zobaczyć długo wyczekiwane przedstawienie. Na scenie widzimy tekturowy zamek (za scenografię i kostiumy odpowiedzialna Ewelina Brudnicka) do złudzenia przypominający zabawkową wycinankę. Prosty, niestabilny, łatwy do obalenia.
W razie problemów nie będzie trudności zmienić go na inny. Obok mebelki, płotek , aktorzy, wszystko małe, za małe, ale trzeba się znaleźć i przystosować.
To miejsce spotkań naszych bohaterów. Tu odgrywają swoje role, uwikłani w nasze polskie smutne kłótnie, banalne konflikty. W kostiumach z epoki, ale już jacyś tacy bardzo zakurzeni, niedzisiejsi.
Nie mogą się porozumieć, każdy na swój sposób walczy o swoje racje i swój zysk.
Cześnik (Jarosław Felczykowski), Rejent (Grzegorz Wiśniewski), Podstolina (Karina Krzywicka, Anna Magalska, Mirosława Sobik), Klara (Julia Sobiesiak-Borucka), Wacław (Wojciech Jaworski) każdy ma swój plan, misternie przemyślany i najlepszy.
Podstoliny u Pawła Paszty są aż trzy. To ciekawy pomysł, jednak według mnie do nie końca wykorzystany. Ich taniec techno czytam jako zapowiedź pokoleniowych przemian, mijających epok, nieuchronnej chwili, która nie powróci. Jednak jeśli wprowadzono taki zabieg, to chciałabym zobaczyć więcej. Z chęcią poszłabym dalej, rozwijając to założenie. Podstolina w swojej walce o siebie jest przecież zdeterminowana, jak mało kto. Ona liczy na jasny układ. Umowę, dzięki której chce jak najwięcej zdobyć dla siebie. Nieważne czy z Cześnikiem, Rejentem, Wacławem. Jej przyszłość musi być zapewniona. Nie może więc sobie pozwolić na żadną pomyłkę. W przypadku Podstoliny żadne uczucia nie wchodzą w grę. Rozbuchany temperament może szybko ostudzić brak środków do życia, a dawny kochanek Wacław nie jest tu przeszkodą.
Papkin (Paweł Kowalski) jako narodowy błazen śmieszno-smutny. Jego żarty i próby uwiedzenia Klary są żałosne i gorzkie. Bardzo dobre fragmenty serio, na zasadzie wyjścia z roli.
Taka próba ogarnięcia tematu, stojąc obok, gdy wszystko dookoła pędzi w bliżej nieokreślonym kierunku. Właśnie wtedy spektakl staje się najdotkliwszy. Nie tylko śmieszy, ale stawia pytania i zmusza do myślenia. Papkin – postać tragiczna. Komik, cyrkowy klaun… Smutek. Beznadziejny bohater walczący, żeby być kimś. Kompletnie nieakceptujący siebie. Biedny. Jego kłamstwa, intrygi, misterne plany – podszyte są lękiem i uzależnieniem. Wiecznie podległy, bez szans na wyrwanie się ze swojej potwornej niemocy.
Aktorzy świetnie poradzili sobie z postawionymi zadaniami, role są bardzo dobrze zagrane. Wartki dialog sprawia, że spektakl ogląda się jednym tchem. Ciekawa choreografia Natalii Iwaniec. Aktorom towarzyszy wspaniała muzyka na żywo, na tubę (Maciej Menet) i fortepian (Igor Nowicki). Gratulacje dla kompozytora – Tomasza Jakuba Opałki.
Zaskakujący jest koniec spektaklu, to wcale nie happy end. Dawna muzyka zostaje zagłuszona techno beatem, na scenę-karuzelę wbiega 20-osobowa grupa młodych ludzi, współcześnie ubranych, z twarzami zasłoniętymi pandemicznymi maskami. Czyli jednak trzeba zniszczyć stare, by móc zawalczyć o siebie? Czyż żadne z pokoleń nie może czerpać z przeszłości i uczyć się na błędach? Paszta zdaje się mówić, że chcemy popełniać swoje. Przepędzone postaci znikają w kulisach, a nasza karuzela w rytm innego grania rozkręca się coraz bardziej. Młodzi bawią się, tańczą, za czymś gnają. Nieświadomi, że kręcą się w kółko, a z tak rozpędzonej karuzeli wysiąść będzie coraz trudniej.
Aleksander Fredro, Zemsta, Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu, reż. Paweł Paszta, premiera: 16 kwietnia 2021.