„Handlarze gumek” Hanocha Levina w reż. Adama Sajnuka w Teatrze 6.piętro w Warszawie. Pisze Marta Żelazowska na swoim koncie instagramowym.
Mam słabość do tekstów Hanocha Levina. Lubię ten specyficzny, chwilami zjadliwy humor. Lubię jego skłonność do ironii. Lubię jego bezkompromisowość oraz bolesną szczerość w opisach relacji interpersonalnych. Lubię, gdy wodzi mnie – czytelnika/widza – za nos balansując między absurdem, a tragizmem ludzkiej egzystencji. Zawsze cieszę się na kolejne inscenizacje izraelskiego pisarza, a tym bardziej, gdy powstają w warszawskich teatrach. W 6.piętrze Adam Sajnuk sięga po „Handlarzy gumek” – „dramat samotnych serc” jak określiła go Nurit Yaari, izraelska znawczyni teatru. To rzecz o trójce przypadkowych znajomych łaknących wyrwać się z miejsca i sytuacji, w której przyszło im żyć. To, co mają w zasięgu ręki nie wystarcza im – nie potrafią lub nie chcą tego docenić. Dobra materialne, które posiadają (apteka, oszczędności i 10 000 otrzymanych w spadku prezerwatyw) radości również im nie gwarantują. Traktowanie relacji jak inwestycji finansowej też nie ułatwia zmiany. Bela (Katarzyna Dąbrowska), Johanan (Borys Szyc) i Szmuel (Grzegorz Małecki) pogrążają się więc jedynie w ułudzie przyszłego szczęścia, a w konsekwencji zatracają w permanentnym niespełnieniu (gumki są tu metaforą intymności). Aktorzy grają to na zderzeniu drwiny i głębokiego afektu. Kreują postacie jawiące się jako wręcz karykatury ludzi uwięzionych we własnych słabościach, indolencji i niezrealizowanych marzeniach - śmieszne i tragiczne zarazem. Adam Sajnuk pozostaje wierny duchowi Levina. Obnaża słabości postaci, uwypukla ich groteskowość, obnaża komizm sytuacji zderzając go z gorzką emocjonalną prawdą. W efekcie otrzymujemy śmieszno-straszne studium współczesnego człowieka niezdolnego do osiągnięcia prawdziwego spełnienia i dojmująco samotnego, bo impregnowanego na bezwarunkową bliskość.