EN

16.10.2021, 11:26 Wersja do druku

Żeby człowiek był ludzki, czyli „Słowo las znaczy świat” w AST Wrocław

„Słowo las znaczy świat" w reż. Weroniki Szczawińskiej, spektakl dyplomowy studentów Wydziału Aktorskiego AST we Wrocławiu. Pisze Konrad Pruszyński na swoim blogu.

fot. RafaŁ Skwarek / mat. teatru

Zamknij oczy. Spróbuj wyobrazić sobie, że znajdujesz się na nowej, nieokiełznanej przez człowieka planecie. Możesz ją badać, eksplorować, a nawet nazwać. Jesteś na Athshe. Wokół płyną rzeki, śpiewają ptaki, rechoczą żaby i żyje las - wielki, stary, niezniszczalny las.

W ten uroczy, choć jak stwierdził jeden z bohaterów, „wymagający oczyszczenia”, świat zabrali widzów studenci Akademii Sztuk Teatralnych we Wrocławiu. Przestrzeń wykreowana przez Ursulę K. Le Guin została wiernie, choć umownie zrekonstruowana przez bohaterów przedstawienia. Aktorzy na początku spektaklu dokonują niespiesznej ekspozycji zastanej rzeczywistości. Dowiadujemy się, że „ziemscy” ludzie nie są jedynymi humanoidalnymi mieszkańcami Athshe. Stworzaki, bo tak nazwał ich kapitan Davidson ze swoją świtą, to wysokie na metr, obrośnięte zielonym futerkiem stworzenia. Błogi stan namysłu nad nieznaną i nieokiełznaną przestrzenią, szybko zostaje wyparty przez kolonizacyjne i imperialistyczne zakusy ludzi.

Aktorzy w niezwykle sprawny i widowiskowy sposób, mimo minimalistycznej formy przedstawienia, prowadzą nas przez kolejne epizody historii podboju nowej ziemi. Athsheanie, jak pragnie nazywać ich doktor Lyubov, doświadczają pogromów i trafiają w niewolę ludzi, wykorzystujących ich do prac przy wycince drzewa w celu pozyskania drewna, które na ziemi stało się towarem pożądanym i cenionym bardziej od złota. Dla tubylczych mieszkańców „Nowej Tahiti” utrata lasu wiąże się z utratą domu, a wycinanie kolejnych drzew, to bezlitosne „mordy” na bytach głęboko przez nich cenionych. Tytuł powieści a zarazem przedstawienia mówią w tej kwestii wszystko - dla autochtonów „słowo las znaczy świat”.  Ludzie w swojej pysze i zachłanności nie rozumieją i nie chcą pojąć stosunku Athshean do planety. Prymitywizmu ich rozumowania dowodzą rozmowy dotyczące planu dokonania masakry na Stworzakach, w których „kurwy” pełnią rolę przecinków, a żądza zemsty i niezrozumiała agresja uzewnętrzniają się z każdym kolejnym słowem.

Ta klasyczna opowieść o kolonializmie, potrzebie władzy i ekonomicznego zysku oraz chorobliwym humanizmie, w epoce postkolonializmu, ekologizmu i posthumanizmu stawia przed widzem wciąż aktualne pytania o nasz stosunek do świata, środowiska oraz nie-ludzkich zwierząt. Żywo oddziałującym jest dylemat dotyczący naszego wpływu na inne stworzenia i przestrzeń. Czy staramy się pozostawić w świecie cząstkę dobra i miłości czy, tak jak podkreśla doktor Lyubov, wprowadzamy do słownika innych społeczności nowe pojęcia, takie jak postęp, mord i gwałt? Jaka jest odpowiedź na zadane krzywdy? Zemsta? Wybaczenie? Jeden z autochtonów - Selver udowadnia, że rezygnacja z agresji, nawet w obliczu głębokiej niesprawiedliwości jest możliwa. „Ty ofiarowałeś mi morderstwo, zabijanie, a ja ofiaruję ci dar mojego ludu - nie zabijanie”. Kto ostatecznie zwycięży w tej potyczce dobra ze złem? Żeby poznać odpowiedź na to pytanie trzeba odwiedzić wrocławską scenę AST, choć bohaterowie przedstawienia w samym jego zakończeniu nie są w stanie dojść do jednej, obowiązującej konkluzji. Historia zdaje się otwarta i tylko od nas zależy, jak potoczy się dalej.

Blisko dwugodzinne przedstawienie to nie tylko materiał bogaty interpretacyjnie, ale również świetna okazja do popisu dla aktorów i realizatorów. Reżyserzy Weronika Szczawińska oraz Piotr Wawer jr stanęli na wysokości zadania, tworząc z tej minimalistycznej opowieści rzecz niezwykle intrygującą i przyciągającą. Na słowa uznania zasługują jednak przede wszystkim aktorzy: Paula Stępczyńska (genialna!), Agata Grzymała, Filip Gołąb, Filip Kempiński, Mikołaj Hajduk oraz Jan Litvinovitch, którzy podołali tej historii i często niezwykle wymagającym fizycznie rolom. Szczególnie mocne okazały się te partie spektaklu, w których Paula Stępczyńska oraz Filip Kempiński wcielali się w rolę kapitana Davidsona. Za to na niezwykłą sympatię zasłużył głęboko empatyczny doktor Lyubov Filipa Gołąba. Elementem komediowym była za to scena nauki „tubylczego” w wykonaniu Mikołaja Hajduka i Jana Litvinovitcha. Wniosek jest prosty - mimo niezbyt rozbudowanej obsady, a przede wszystkim głęboko minimalistycznej scenografii, przedstawieniu nie brakuje nic, by móc je nazwać naprawdę udanym przedsięwzięciem!

Tytuł oryginalny

Żeby człowiek był ludzki, czyli „Słowo las znaczy świat” w AST Wrocław

Źródło:

Blog Konrada Pruszyńskiego
Link do źródła