"Nasza klasa" bez litości posuwa się przez całe stulecie, a jej nagie świadectwa ukazują rozdzierającą serce ironię. Bo nikt nie mówi takim głosem, jak uczniowie tej klasy: gdyby ludzie naprawdę mogli unikać kłamstwa, bolesnego milczenia, zaprzeczenia, samousprawiedliwiania i ciągłych wyrzutów, być może byłoby mniej bestialstwa, o którym można by opowiedzieć - pisze Nina Caplan w Timeout, po londyńskiej premierze "Naszej klasy". Wstrząsająca trzygodzinna sztuka Tadeusza Słobodzianka to niemiłosierna próba analizy tego straszliwego uczynku oraz okropnych skutków współsprawstwa, kolaboracji i winy - dodaje Siobhan Murphy w Metrze.
Nasza klasa Zaczyna się w latach dwudziestych XX wieku w polskiej klasie: Żydzi i katolicy bawią się razem, ich dziecięce rymowanki będą później przewijać się przez cały spektakl jako przypomnienie tego tragicznie krótkiego momentu integracji. W późnych latach trzydziestych antysemityzm rozwinie się niczym rak w reemisji; nadejdą Rosjanie, by wysługiwać się donosicielami, następnie wkroczą Niemcy, a prześladowanie Żydów ze sposobu na zabicie czasu stanie się prawnie usankcjonowaną szykaną. Autora sztuki, Tadeusza Słobodzianka, wcale nie obchodzą naziści, ani sowieci. Jego dziesięciu uczniów nigdy nie wciela się w inne role; zamiast tego, opowiadają o swoich stosunkach z pozostałymi. Początkowo, gdy niesprawiedliwość zaczyna kumulować się na brutalnie pozbawionej ozdobników centralnej scenie, staje się to irytujące: powtarzające się opowieści o obelżywych zachowaniach nie pociągają za sobą żadnych konsekwencji. Słobodzianek oraz