EN

25.10.2021, 09:42 Wersja do druku

Zaskakująca aktualność zmysłowości i niemoralności

"Così fan tutte" Wolfganga Amadeusza Mozarta w reż. Pawła Szkotaka w Operze Nova w Bydgoszczy. Pisze Wojciech Giczkowski na blogu Teatralna Warszawa.

fot. Andrzej Makowski/mat. teatru

Opera Nova w Bydgoszczy przedstawiła publiczności nową wersję „Cosi fan tutte” Wolfganga Amadeusza Mozarta, która zgodnie z obowiązującą zasadą dzieje się we współczesności, choć nie tylko. Paweł Szkotak, reżyser przedstawienia, wykorzystał niezwykły talent plastyczny scenografa Mariusza Napierały, aby rozpocząć spektakl od pojawienia się wielkiego zegara, który przenosił nas przez epoki. Wskazówkami owego zegara były bardzo zgrabnie poruszające się nogi dwóch pań. Ponadto, dzięki kostiumom Agaty Uchman i pięknym projekcjom Adama Kellera, widz nie miał problemu ze zrozumieniem intencji realizatora. O zmianie czasu i miejsca akcji słynnej opery reżyser powiedział w wywiadzie udzielonym Sylwii Wachowskiej: - „Napięcia miedzy kobietami i mężczyznami, problem miłości, wierności, zaufania jest problemem niezmiennym, wiecznym…  zmieniają się pewne formy uzewnętrzniania uczuć, ale namiętności nie zmieniają się aż tak bardzo”. W efekcie mamy na scenie niezwykłe przemieszczenia czasowe, jednak dylematy postaci pozostają niezmienne. Niemalże w tym samym czasie, gdy główni bohaterowie oddalają się, by polecieć na Księżyc, w salonie z epoki Fin de Siecle, u zakochanych bohaterek pojawiają się dość grubiańscy, ale przystojni Albańczycy. Najbardziej rozwiązły okres to oczywiście czasy włoskiego faszyzmu - przenosimy się więc jakby na plan „Salo, czyli 120 dni Sodomy” Passoliniego.

Premierowa publiczność bawiła się doskonale, co było zasługą pełnej komediowego temperamentu piątki wykonawców. Hanna Okońska, w roli fertycznej subretki, zwłaszcza w scenie gdy jest przebrana za notariusza, wywoływała salwy śmiechu. Do tego potrafiła dostosować swój głos. Raz była dziewczyną skarżącą się na swój los, a potem komicznie chrapiącym doktorem, ratującym zatrutych amantów. Panowie, Szymon Rona i Janusz  Żak, którzy wcielili się w postaci Fernanda i Gugliema potrafili połączyć swoje zdolności gimnastyczne z pięknym, pełnym miłosnych wyznań śpiewem. Tych dwóch artystów urzekało publiczność scenicznym komizmem, a równocześnie potrafiło śpiewem zawrócić  w głowach dotąd szczęśliwie zakochanych panien. Jak to możliwe? Dlaczego nie rozpoznały one w przebranych uwodzicielach swoich ukochanych? Dlaczego porzuciły wierność i cnotę? Dwuznaczność zachowania kochanków prowokuje grę, która jest cyniczna i niemoralna. Problemy te poruszają nawet dzisiejszą, wyrobioną przecież publiczność.

fot. Andrzej Makowski/mat. teatru

Opera Mozarta z doskonałym i wiecznie żywym librettem Lorenza da Ponta to opowieść o miłości przepełnionej erotyką. Do tego są potrzebne dwie atrakcyjne panie, które swoją obecnością potrafią uwiarygodnić historię. Śpiewające solistki bardzo spodobały się publiczności. Monika Korybalska, o pięknie brzmiącym mocnym głosie jako Dorabella, uwiodła nas witalnością i odważną interpretacją targającej nią burzy uczuć. Julia Pruszak, w roli Fiordyligi z pięknym głosem, była niczym skromne dziewczę, nieznające pułapek tego świata. Jej opór, trwający trochę dłużej niż siostry, miał pokazać  głęboki i emocjonalny związek z ukochanym, ale czy na pewno? Złym duchem działań scenicznych, a może filozofem sprowadzającym swoje tezy, był Leszek Skrla, który jako elegancki, choć niegodziwy Don Alfonso, wykorzystał wszystkie atuty swojej sztuki aktorskiej i wokalnej do dwuznacznej interpretacji trudnej roli moderatora całego przedsięwzięcia.

Odświeżone arcydzieło Mozarta  przeznaczone jest dla każdej publiczności. Po tym przedstawieniu nawet bywalcy MET mogli być zachwyceni jego wysokim poziomem. Wielka to zasługa Dawida Runtza, który nie tylko idealnie współpracował z  Orkiestrą i chórem Opery Nova. Doświadczony w pracy z wielkimi gwiazdami wokalistyki w Polskiej Operze Królewskiej prowadził wszystkich solistów tak, aby każdy miał swój popis, i to wykonany w sposób perfekcyjny.

„Così fan tutte”, ze względu na swoją kontrowersyjną treść i opowieść o miłości dwóch płochych dziewcząt, może liczyć na wielką popularność wśród młodej publiczności. A tej nie brakowało już na premierze. Niezwykła zaś realizacja, z piękną scenografią i znakomicie dobranym wykonawcami, zaspokoi wybredne gusta miłośników Mozarta i jego oper. W tej odsłonie scenograf miał własny świat wizualny, ale to reżyser wykorzystał go dla swoich celów interpretacyjnych. Powstało przedstawienie głębokie, pełne tajemniczych znaków i wątków do interpretacji. Taka powinna być nowoczesna opera, która chce zadowolić publiczność, ale też pokazać kobiety i mężczyzn zmieniających swoje odniesienie do miłości i napięć z nią związanych, wierności i niestałości w różnych okresach historycznych .

Tytuł oryginalny

Zaskakująca aktualność zmysłowości i niemoralności

Źródło:

teatralna-warszawa.blogspot.com
Link do źródła